Przez weekend (22-24 czerwca) blisko 40 załóg skutecznie walczyło z błotem i wodą.
Żółkiewka, niewielka osada w województwie lubelskim, przez ostatni weekend tętniła rykiem silników blisko 40 samochodów terenowych, mniej lub bardziej zmodyfikowanych.
Imprezę zaczął piątkowy, nocny prolog w cegielni Wierzchowina.
– Było ciężko. Strome zjazdy, podjazdy i trawersy sporo potu wycisnęły z maszyn i ludzi. Kto przeszarżował lub miał słabiej przygotowany sprzęt, to rano, w sobotę musiał usprawniać swój samochód – mówi Dariusz Paleczny, pilot i mechanik z Biłgoraja. – Nocna próba była naprawdę wymagająca.
W sobotnim, porannym słońcu załogi leniwie odpoczywały w cieniu namiotów ogrodowych. Lekki posiłek, trochę napojów. Gorąco za to mieli mechanicy, którzy zwijali się jak w ukropie.
– Było trochę za szybko i przedni most lekko ucierpiał. Właściwie to go nie ma – mówi mechanik usprawniający Suzuki samurai. – Jak się nie uda do odprawy uruchomić „przednich łap”, to pojedziemy na jednej osi – dodaje.
Samochód to podstawa
Krótki Nissan Patrol Y60 czy Suzuki Samurai, a może Jeep Cherokee – ilu kierowców, tyle opinii. Zdecydowanie jednak w Żółkiewce dominowały Suzuki – lekkie, zwinne i dzielne ponad miarę.
Lecz nie model czy marka są najważniejsze, ale przygotowanie do sezonu. Dariusz Paleczny:
– Nad samochodem pracuje się całą zimę. Przygotowanie auta do extreme, czyli tej najbardziej wymagającej klasy, to spory wydatek i wysiłek. Koszty dochodzą nawet do 70 tysięcy złotych. Sporo, ale takie auto musi mieć klatkę bezpieczeństwa zgodną z wymogami FIA, odpowiednie napędy, pancerne zawieszenie, odpowiednie uszczelnienie, opony, felgi. A to kosztuje. Auto w extreme brodzi praktycznie do szyi kierowcy.
Nie ma zmiłuj, tak musi być, jak ktoś się chce na poważnie bawić się w ten sport. ak się dobrze przygotuje auto do sezonu, to nie ma problemu. Po każdym rajdzie trzeba go przejrzeć i przesmarować – dodaje.
To wciąga
Ktoś, kto z boku patrzy na rajd przeprawowy, puka się w głowę. Dorośli faceci wydają sporo kasy, aby taplać się samochodem w błocie i wodzie.
– Tak to wygląda na pierwszy rzut oka. Bakcyl off roadu jest niezwykle zakaźny. Jeśli ktoś raz zasmakuje jazdy w błocie, to od razu go wciąga – mówi Dariusz Jaskuła z zamojskiego Low Range Team.
Zwykle zaczyna się od jazd po lesie. Potem mała przeprawa, a na koniec pełne zaangażowanie, czyli godziny spędzone w garażu, wydatki i wyjazdy na rajdy.
– Pieniądze są ważne w tym sporcie, bo one pozwalają profesjonalnie przygotować sprzęt. To nie jest tani sport, ale niezwykle frapujący. Czy kasa jest taka ważna, przecież facet musi mieć jakieś hobby – dodaje Tomasz Basaj, także z Zamościa, z Low Range Team. – Błoto wciąga, jak dziewczyny. I co na to poradzić – śmieje się Dariusz Jaskuła.
Próba
Na pierwszy ogień, w sobotę rano, poszedł stawik w Żółkiewce. Nikt z odrobiną rozsądku nawet by nie pomyślał, że ten stawik można pokonać samochodem. Ale nie extreme.
Zanim auto wjedzie w wodę lub błoto, tzw. umysłowy, czyli pilot, bada przejazd – głębokość, dno, przeszkody. Jeżeli jest w porządku, to kierowca zapina mosty i hajda w wodę. Już po pierwszych przejazdach senny stawik zamienił się błotne bajoro.
– Żaby przegnali, gdzie są animalsi – rechotała publiczność obserwując, jak samochody i ludzie taplają się w wodnistej brei. Suzuki Samurai, Patrole i Jeepy z rykiem silników pokonywały kilkadziesiąt metrów wody i błota. Tylko kilku z nich udało się przejechać o własnych siłach, reszta musiała się posiłkować wyciągarkami lub pomocą kolegów.
– I to jest piękne w tym sporcie, bo tu nie ma rywalizacji stricte sportowej. Każdy pomaga każdemu. Trzeba stanąć i wyrwać kolegę z błota, proszę bardzo. Potrzebna jest wyciągarka, bloczek – nie ma sprawy. Chodzi o to, aby przejechać wyznaczony „oes”. Taki jest jest off road. Tu liczy się przyjaźń a nie rywalizacja – tłumaczy Sławomir Ciołek, uczestnik rajdu.
Zawodnicy w sobotę mieli sądny dzień. Błoto, woda i naprawdę trudne, wymagające przeprawy.
– Jest ciężko, ale fajnie – skwitował sobotnie odcinki specjalne Dariusz Jaskuła. Mimo strat, uszkodzonych samochodów, przemokniętych ubrań i lekkich obrażeń wszyscy deklarowali powrót na kolejny rajd do Cegielni Wierzchowina.
Paweł Puzio
Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?