Artur Wielebski - motocyklowy mistrz Polski juniorów

Wojciech Miller
Fot. Bogdanka PTR Honda
Fot. Bogdanka PTR Honda
Miniony rok był dla Artura Wielebskiego jednym z najbardziej udanych w karierze. Po zdobyciu mistrzostwa Polski juniorów w wyścigach motocyklowych, jego plany i ambicje zmierzają teraz w kierunku europejskiego czempionatu.
Fot. Bogdanka PTR Honda
Fot. Bogdanka PTR Honda

Prawie każdego małego chłopaka zwykle kręcą samochody - bawią się resorakami, budują tory wyścigowe i zwykle dostają też takie prezenty pod choinkę. W domu Artura było inaczej. Odkąd pamięta, fascynowały go motory.

- Tata również jest ich wielkim pasjonatem i zaraziłem się od niego. Po raz pierwszy samodzielnie wsiadłem na motocykl jak miałem chyba osiem lat. Była to Honda XL50. Zakochałem się w niej. Wówczas już wiedziałem, co chciałbym w życiu robić - opowiada motocyklowy mistrz kraju.

Artur nie ukrywa, że im był starszy, tym po głowie chodziły mu - jak sam mówi - głupsze pomysły. - Palenie gumy czy jazda po ulicach miasta to była codzienność. W pewnym momencie rodzice stwierdzili jednak, że jest to nieodpowiedzialne i postanowili wysłać mnie na tor wyścigowy, abym tam spróbował swoich sił. Startowałem w klasie 125 i zostałem dostrzeżony, aż w końcu wystartowałem w klasie 600, a zaledwie dwa lata później wywalczyłem mistrzostwo Polski - wspomina Artur.

Medal na tej imprezie zdobyłby już wcześniej, ale zmarnował swoją szansę przez zwykłą głupotę i nawet się z tym nie kryje. - Moja kategoria startuje w jednym wyścigu z seniorami, ale prowadzona jest odrębna klasyfikacja. Dość szybko w mojej stawce byłem liderem i nikt mi nie zagrażał. Pomyślałem więc, że powalczę ze starszymi i lepszymi zawodnikami. Byłem na trzecim miejscu i czułem, że mogę nawet to wygrać. Wówczas popełniłem błąd i miałem wypadek. Nie dość, że się poobijałem, to jeszcze medal przeszedł mi koło nosa. To była jednak cenna lekcja od życia. Nauczyłem się kontrolować emocje - przyznaje.

Groźne wypadki

18-latek nie ukrywa, że miał już kilka bardzo poważnych wypadków. Łamał ręce i nogi, ale nie zniechęciło go to do jazdy na motorze. - To były kontuzje wynikające z mojej niewiedzy i małego doświadczenia. Upadki na torze są czymś normalnym, ale można je kontrolować - zapewnia Wielebski. - Mam na sobie mnóstwo ochraniaczy i kombinezon z kangurzej skóry, który chroni ciało. Są też specjalne techniki, które pozwalają uniknąć jakichkolwiek zadrapań nawet przy wypadku z prędkością przekraczającą 200 kilometrów na godzinę. W ostatnim roku miałem taki i mając już odpowiednią wiedzę, wyszedłem z niego bez szwanku - opowiada Artur, ale jednocześnie przestrzega, zwłaszcza rówieśników, że motocykl to nie zabawka.

- Jeżdżę tylko na torze. Tam są odpowiednie warunki do tego, aby się ścigać. Nie ma drzew, asfalt jest równy jak deska, a z przeciwnej strony nikt nie nadjedzie. Polskie drogi są w takim stanie, że nie ma sensu ryzykować na nich życia. Jeżdżąc samochodem też przestrzegam przepisów. Nie potrzebuję większej dawki adrenaliny, bo znajduję ją na torze. Zwłaszcza, że kilka miesięcy temu trochę mnie fantazja poniosła i dostałem 500 złotych mandatu za przekroczenie prędkości. Od tamtego czasu jestem najbardziej przepisowo jeżdżącym człowiekiem na ziemi - śmieje się krotoszyński czempion.

Podryw na motor?
Jazda z prędkością grubo przekraczającą 200 kilometrów na godzinę działa na wyobraźnię. Fajny strój to także efektowna wizualizacja tej dyscypliny sportu. Szkolni koledzy Artura nie do końca mogą uwierzyć, że ich kolega ściga się na profesjonalnych torach z tak ogromnymi prędkościami.

- Na swoim profilu na facebooku mam mnóstwo zdjęć z zawodów. Ostatnio ktoś mnie zapytał, czy jestem fanem konkretnego zawodnika, że mam tyle jego zdjęć - śmieje się Artur. Przed dziewczynami też nie szpanuje. A mógłby! - To nie w moim stylu. Poza tym nie wiem, czy dziewczyna zrozumiałaby moją pasję. Wszystkim się wydaje, że to ekstremalnie niebezpieczne, a to są tylko pozory - zapewnia Wielebski. Swoją pasją raczej się nie chwali. - Nauczyciele wiedzą, co robię, ale jakoś ich to specjalnie nie interesuje. W szkole mam się uczyć i tylko tego ode mnie wymagają - zapewnia motocyklista.

Wciąż się rozwijać

Wyścigi motocyklowe to w Polsce wciąż niszowy sport. Nie ma wielu obiektów, na których można by regularnie trenować, a tym samym rozwijać swoje umiejętności. Najbliższe są w Poznaniu i w Czechach. W dodatku jest to również bardzo droga pasja.

- Jestem wdzięczny rodzicom, że mnie wspierają i pomagają na tyle, na ile mogą. Dzięki osiąganym wynikom, mam możliwość jazdy w czołowym polskim teamie - Bogdanka Junior Team Recykl, który również umożliwia mi rozwój. Nie ma się jednak co oszukiwać. Jeśli nie ma się dużego sponsora lub nie wyjedzie za granicę, to w naszym kraju trudno jest cokolwiek osiągnąć. Tak samo było z Robertem Kubicą. Musiał wyjechać do Włoch, aby się rozwijać. Gdyby pozostał w Polsce, prawdopodobnie nigdy nie zaszedłby tak daleko w Formule 1 - zauważa Artur.

Kolejnym krokiem młodego sportowca powinny być mistrzostwa Europy, ale problemem są finanse. - Rozmawiamy ze sponsorami, ale w obecnych czasach trudno ich znaleźć. Niestety, moja dyscyplina nie jest zbyt popularna. Wierzę jednak, że uda się w końcu znaleźć pieniądze, abym mógł wystartować. Może to nie zabrzmi zbyt skromnie, ale czuję się mocny w tym, co robię i wiem, że mogę dużo osiągnąć. Niestety, nie wszystko zależy ode mnie - martwi się Artur, który musi uzbierać budżet w wysokości nawet 100 tysięcy euro.

- Chłopak ma bardzo duży talent. Jak ktoś wygrywa w tym wieku mistrzostwo kraju do lat 23, to nie może być inaczej - przekonuje Igor Piasecki, manager Bogdanki Racing. - Artur powinien już pójść krok naprzód i ścigać się z najlepszymi w Europie. Tylko tak będzie się rozwijał. W Polsce w tym momencie więcej już nie da się osiągnąć - dodaje Piasecki.

Wsparcie rodziców

Artur ma szczęście, bo może liczyć na wsparcie rodziców. Jego mama mówi, że nie chce blokować synowi drogi do spełnienia marzeń, chociaż bardzo się o niego boi. - To są ogromne prędkości i jako matka zawsze czuję niepokój. Wolę jednak, aby ścigał się na torze w dobrych warunkach niż tak jak kiedyś, jeździł po ulicach. Ma moje wsparcie, bo widzę w jego oczach pasję do tego, co robi - mówi pani Mirosława. - Gdy wygrywa wyścig, jestem dumna z syna. Dopóki będę mogła, to będziemy go z mężem wspierać i pomagać, aby przeszedł na upragnione przez niego zawodowstwo - dodaje mama mistrza Polski.

Źródło: Głos Wielkopolski

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty