- Na scenie jest Pan albo Wałęsą, albo Lepperem. Może już czas, zmienić ten wysłużony zestaw?
- Nie widzę powodu. Jeżeli miałbym w swoim kabaretowym zestawie czterech polityków, to pewnie padłoby pytanie - a dlaczego nie dziesięciu? Czemu nie Korwin - Mikke albo Macierewicz? Ja się ograniczam do tych, którymi mogę barwnie i soczyście skomentować to, co się dzieje w kraju. Wyobraża sobie Pani, jak mówię Cimoszewiczem? To wcale nie będzie śmieszne. Tylko suche, zjadliwe. I powiedziane normalnym, takim środkowoeuropejskim głosem. A Wałęsa czy Lepper - oni wyróżniają się z tłumu.
- Ma Pan równy sentyment do Wałęsy i Leppera?
- Mam jakiś sentyment, ale na pewno nie równy.
- Mówi się, że teraz politycy odwalają kawał roboty za satyryków.
- Ależ dla nas, satyryków, też jest praca. My musimy ten ich kabaret obnażyć po raz drugi. Mam małą nadzieję, że jeśli mówię Lepperem, to ludzie wreszcie spostrzegą, jaki on jest. Ja się wstydzę, że ktoś taki jest w Sejmie i ma nam pisać ustawy. A jakie on może nam pisać ustawy? Takie, jakim on sam jest, czyli kiepskie.
- Dzisiaj ciężko się żyje artystom.
- Zwłaszcza tym, którzy zostali tylko w teatrze i tylko z niego żyją. A właściwie wegetują. Ja kiedyś też byłem jedynie w teatrze i też nie były to żadne krocie. Samochód za 200 dolarów kupiłem sobie po siedmiu latach pracy. Żaden miód. Ale przynajmniej ludzie do teatru przychodzili. A dzisiaj nie mają za co.
- Jest taka obiegowa opinia, że satyryk jest prywatnie bardzo poważnym człowiekiem...
- A czy widzi mnie Pani śmiejącego się?
- Czemu tak jest?
- Tak musi być. Ja nie opowiadam dowcipów, tylko komentuję. I chciałbym, żeby ludzie się z tego głośno śmiali. Ale też, żeby pod spodem tego śmiechu była ta łyżka dziegciu.
Rozmowa z Jerzym Kryszakiem
Ryszarda Wojciechowska
- Ma Pan równy sentyment do Wałęsy i Leppera?
- Mam jakiś sentyment, ale na pewno nie równy.
Wideo
Materiały promocyjne partnera