Warkot charakterystyczny jak tembr Bohdana Łazuki i tyle samo sentymentów budzący. Do tego obłok spalin, niebieską mgiełką przysłaniający korpulentny tyłeczek, za którym wciąż wszyscy się oglądają.
Jelcz "ogórek" jest legendą polskich szos. Budowany przez 20 lat, od 1959 roku zapisał się w pamięci pasażerów. Woził wtulonych w kołnierze robotników, baby z jajami, zmiętoszonych harcerzy i bukiety ściskane wycałowanymi w parku piąstkami. Niecierpliwie wyczekiwany na przystankach, niemiłosiernie zatłoczony przyprawiał o utratę tchu i oszałamiał zapachem spalin.
Zakład w Jelczu produkował go na licencji czeskiej Skody 706 RTO. Autobus uleczył PKS-y cierpiące na niedostatek taboru, a kiedy w 1963 roku powstała wersja z automatycznymi drzwiami nazwana MEX 272 stał się na długie lata częścią pejzażu polskich miast. Świadkiem "małej stabilizacji" towarzysza Wiesława i "propagandy sukcesu" sekretarza
Gierka. Usilnie starano się go rozciągnąć, aby zabierał więcej i więcej pasażerów. Miejskie Przedsiębiorstwo Autobusowe w Warszawie własnym sumptem zrobiło z dwu uszkodzonych Jelczy pojemny autobus przegubowy. Później, już staraniem fabryki powstał przegubowiec AP 02, a potem znacznie ulepszony, choć nieco krótszy Jelcz 021.
Równocześnie, w 1965 roku, pojawiła się przyczepa autobusowa P01. Przegubowiec 021 mieścił 135 pasażerów, a przyczepa połączona z typowym, "pekaesowskim" Jelczem 043 nieco ponad stu. Niemniej zestaw z przyczepą był mniej kłopotliwy w użyciu, ponieważ zawsze można go było rozłączyć, np. przed wjazdem na kanał. Przegubowiec wymagał więcej miejsca do parkowania i obsługi, ale w dużych miastach był nieoceniony.
Z biegiem lat "ogórek" się zmieniał, dostał nowe podwozie i silnik. Ostatnie ocalałe sztuki, którym domorośli konstruktorzy amputowali trzy czwarte karoserii wstawiając w to miejsce
skrzynię, woziły węgiel ze Śląska niezmordowanie pokonując "gierkówkę" w tempie 50 km/h. W latach 90. ostatecznie zniknęły z dróg.
Amatorzy blaszanego warzywa obudzili się, kiedy go zabrakło. Okazało się, że "ogórek" jest nieśmiertelny jak "Budka Suflera" i filmy Barei. Oglądając po raz setny powtórkę "Nie lubię poniedziałku" Tadeusza Chmielewskiego niektórzy wypatrują tyleż Kowalskiego i Rudzkiego, co długiej, zaokrąglonej sylwetki poczciwego autobusu. Pocztówka
zyskuje nowy wymiar, jeśli na tle Zamku Królewskiego widać biało-czerwone Jelcze. Z braku autentyków kolekcjonerzy uruchomili na oryginalnych matrycach niewielką produkcję modelików MEX-a 272 w skali 1:72 z popularnej niegdyś, kioskowej serii plastikowych miniaturek polskich aut.
Już jako symbol minionej epoki i nostalgiczna wizytówka miasta stare Jelcze wzięły udział w tegorocznej, warszawskiej "Nocy Muzeów" z 20 na 21 maja. Na I Międzynarodowy Zlot "Ogórka" zjechało ich do stolicy 12: większość z kraju, jeden z Niemiec. Wieczorem przewiozły łącznie około 3 tys. pasażerów na malowniczych trasach łączących muzea i galerie. Organizator zlotu warszawski Klub Miłośników Komunikacji Miejskiej sam może poszczycić się posiadaniem czterech "ogórków", w tym wozu obsługi technicznej PAT4 oraz "korniszona", czyli odrestaurowanej przyczepy P01. Wszystkie są sprawne technicznie i regularnie uczestniczą w imprezach organizowanych przez klub i miasto. W ubiegłym roku były ozdobą 85-lecia warszawskiej komunikacji autobusowej i również dzielnie woziły pasażerów. Przed drzwiami zawsze ustawiał się "ogonek" chętnych do przejażdżki, rozrastający się jak za dawnych lat do krzykliwego "winogrona". Bo "ogórek" to jeden z niewielu autobusów, którym podróżuje się nie tylko w przestrzeni, ale również w czasie.
Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?