Władcy od wieków chętnie pokazują się ludowi. Demokracja niewiele tu zmieniła.
Premier czy prezydent stara się o szacunek wyborców jak król o podziw poddanych. Jadąc wśród wiwatującego tłumu zdaje się mówić: "mogę decydować o losach całego kraju, a jednak równy ze mnie chłop - taki, jak każdy z was". Oczywiście nie wszyscy mu wierzą, ale to już zawodowe
ryzyko polityka, o czym przekonał się choćby John F. Kennedy w 1963 roku.
Możliwość zamachu długo nie zrażała możnych tego świata przed wystawianiem się na widok publiczny. Każda wizyta w obcym państwie lub przyjazd dystyngowanego gościa z zagranicy były dobrym pretekstem, żeby zbratać się z ludem.
Celowała w tym brytyjska królowa Elżbieta II. W ojczyźnie na jej zawołanie czekała flota Rolls-Royce’ów, z czarnym Phantomem IV na czele - jedynym samochodem w Zjednoczonym Królestwie, który mógł poruszać się bez tablic rejestracyjnych. Sznur czarnych limuzyn ruszający spod Pałacu Buckingham podczas oficjalnych uroczystości prostował w dumie plecy każdego Brytyjczyka. Gdy królowa wybierała się za granicę, gospodarze kraju, który odwiedzała, czuli się w obowiązku oddać do jej dyspozycji to, co najlepsze. Dlatego w Stanach jeździła Cadillacami i Lincolnami ze szklanym dachem, a w Niemczech największymi z Mercedesów.
Dla wielu polityków patriotyzm był jedynym kryterium wyboru auta. Do Mercedesa 300 z lat 1951-62 przylgnął przydomek "Adenauer". Było to praktycznie jedyne auto, jakiego podczas swoich rządów używał kanclerz RFN Konrad Adenauer. Również Charles de Gaulle, prezydent Francji w latach 1959-69 jeździł wyłącznie samochodami krajowej produkcji. Najpierw była to Simca z karoserią Chapron, a potem Citroeny DS. Jeden z nich, opancerzony, uratował mu życie podczas próby zamachu w Le Petit Clamant w 1961 roku.
O swoje życie w ogóle nie obawiali się przywódcy Związku Radzieckiego. Chętnie uczestniczyli w paradach pozdrawiając ludzi pracy z gargantuicznych kabrioletów ZIS i ZIL. Wśród dyplomatów krążył dowcip, że Pierwsi Sekretarze mają nawet samoloty z odkrytym pokładem...
Prezydenci amerykańscy mieli inną słabość, która pozostała im do dziś - gdziekolwiek się wybierają zabierają własne samochody. Są to mocno przeszklone i opancerzone limuzyny Cadillac i Lincoln. Wszystkie auta prezydenckie zrobione po 1972 roku są po odbyciu służby niszczone, aby nikt nie mógł poznać stosowanych w nich zabezpieczeń.
Władcy krajów arabskich dość długo tylko dwie marki uważali za godne swego majestatu: Rolls-Royce’a i Cadillaka. Standardowe modele zwykle ich nie zadowalały. Król Arabii Saudyjskiej Ibn Seoud kazał prawie całkowicie przerobić swego Eldorado z 1953 r., a na życzenie króla Egiptu Farouka dokonano egzekucji płetw na tylnych błotnikach jego Cadillaca, a zamiast pełnego dachu zamontowano budkę przykrywającą tylna kanapę, przyozdobioną na bokach imitacjami jarzma.
Jednak kolekcją najniezwyklejszych środków lokomocji mogą poszczyć się papieże, a zwłaszcza Jan Paweł II. Przyjmujące go kraje dbały, aby miał bliski kontakt z wiernymi. Przy okazji jego wizyt budowano niekiedy auta będące jeżdżącymi ołtarzami. Podczas pierwszych odwiedzin w Polsce papież-pielgrzym korzystał z "Arki" zbudowanej na podwoziu wojskowego Stara 66. Wielu producentów samochodów obdarowało Watykan swoimi "Papamobile". Były wśród nich Fiat Campagnola, Mercedes G, a także Cadillac De Ville.
Obawa przed terrorystami sprawia, że politycy niechętnie biorą udział w paradach. Jeśli już muszą, to uśmiechają się kwaśno zza pancernych szyb limuzyn, otoczeni ekipą czujnych "goryli". Zwykły obywatel nie ma nawet okazji powiedzieć o prezydencie: "w telewizji wygląda szczuplej."
Polski przemysł motoryzacyjny, szanse i zagrożenia - debata
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?