Odmowa przyjęcia mandatu. Biegły sądowy: W konfrontacji z państwem obywatel będzie bezbronny

Andrzej Plęś / Nowiny24.pl
Fot. Jarosław Jakubczak
Fot. Jarosław Jakubczak
O konsekwencjach nowelizacji „ustawy mandatowej” dla kierowców mówi inż. Zbigniew Jabłoński, biegły sądowy z Rzeszowa ds. techniki samochodowej i wypadków drogowych

Projekt posłów PiS nowelizacji ustawy o odmowie przyjęcia mandatu w mniemaniu wielu - miał zniechęcić obywateli do protestów antyrządowych. Pan twierdzi, że ofiarami nowelizacji padną przede wszystkim kierowcy.

- Na manifestację można iść lub nie, tymczasem codziennie na polskich drogach dochodzi do – można zaryzykować szacunki – kilku tysięcy drobnych kolizji i wykroczeń. W efekcie – po nowelizacji ustawy kilka tysięcy obywateli dziennie dostanie mandat, którego przyjęcia nie będą mogli odmówić. Fakt, że ukarany musi od razu uiścić nałożoną na niego karę tych bardziej zasobnych może bardzo nie dotnie, resztę jednak tak. Gorzej w sytuacji, że za karą finansową idzie naliczenie domniemanemu sprawcy punktów karnych, a to zaboli wszystkich ukaranych. Jak kierowca będzie miał „na pieńku” z jakimś policjantem drogowym, to w pół roku uzbiera tyle punktów, że traci się uprawnienia do kierowania pojazdem. I – biorąc pod uwagę proponowany przez posłów tryb odwoławczy – raczej nie ma szans, by się z podejrzeń winy oczyścić, nim utraci prawo jazdy. Już teraz otrzymuję sygnały, że na kierowców zawodowych padł strach, bo szybko i niekoniecznie zawiniony zostaną pozbawieni źródła utrzymania. Poza tym: wyobraźmy sobie, co się będzie działo w sądach, kiedy kilka tysięcy ludzi dziennie zechce składać w nich odwołania. A jeśli ta się stanie, to ile każdy z nich będzie czekał „w kolejce” na rozpatrzenie swojej sprawy.

- Podkreśliłbym tu określenie – „teoretycznie”. W praktyce dla ukaranego dopiero teraz zaczynają się schody. W sądzie trzeba będzie udowodnić swoją niewinność. Tylko jak ją udowodnić. Z praktyki wiem, że policja na miejscu wykroczenia, kolizji nie robi żadnej dokumentacji. Widzę to na podstawie akt spraw sądowych, z którymi ma do czynienia. Nie ma w nich szkicu sytuacyjnego, nie ma notatki z oględzin miejsca, nie ma fotografii uszkodzeń samochodu i warunków drogowych, nie ma niczego. Nie bardzo wiem, w jaki sposób ukarana osoba będzie mogła sobie przeprowadzić takie oględziny, żeby móc się przed sądem bronić. Zdecydowana większość użytkowników dróg nie ma nawet pojęcia, jak się do tego zabrać, nie mówiąc już o tym, by zrobić to w taki sposób, by taki materiał był dla sądy przekonujący. A gdyby nawet komuś udało się samodzielnie sporządzić dokumentację, to sąd może uznać, że „pan sobie tak narysował, bo dla swojej obrony tak pan sobie potrzebował narysować”. I samodzielnie zrobione fotografie mogą zostać potraktowane tak samo.

- Możliwe są inne źródła pozyskania dowodów. Zapisy z monitoringu?

- Niby jak? Policja może zwrócić się na przykład do GDDKiA albo zarządu dróg miejskich o udostępnienie nagrań z monitoringu drogowego albo synchronizatorów, bo ma takie uprawnienia. I taki materiał dostanie. Obywatel też może się zwracać, o ile dowie się, kto włada interesującą go kamerą przy drodze. I nie dostanie, bo przede wszystkim RODO. A po drugie zarządcy dróg nie są zainteresowani, by obywatelom taki materiał udostępniać. Ktoś musiałby takie nagrania odszukać, wydrukować albo nagrać na nośnik, wysłać do zainteresowanego. Przy założeniu, że w skali kraju może być kilka tysięcy takich wniosków dziennie, to już masówka.

- To może ukarany zwróci się do biegłego sądowego o wydanie opinii. Takiej sąd raczej nie może zignorować.

- Zależy od sądu, znam wiele przypadków, że sąd nie uwzględnił takiej opinii, bo była sporządzona na wniosek strony postępowania, a nie na zlecenie prokuratury czy sądu. Zresztą ostatnio i ta możliwość dla obywatela odpadła, bo obecny minister sprawiedliwości wprowadził przepis, że biegłym sądowym nie wolno wykonywać ekspertyz na zlecenie prywatne. Co dziwne, po spotykam się z biegłymi z całego świata i wszędzie biegły traktowany jest jako biegły. I jego opinia jest przez sąd respektowana, jest dowodem w sprawie, niezależnie od tego, czy wykonał ją dla policji, prokuratury, sądu, czy osoby prywatnej. Ale u nas jest inaczej.

Dokumentacja z miejsca zdarzenia może nie przekonać sądu, zapisów z monitoringu nie dostaniemy, biegły nam nie pomoże, więc zostają świadkowie.

- Powszechnie wiadomo, że świadków można sobie „kupić” post faktum. I – proszę mi wierzyć – to wcale nie są twierdzenie hipotetyczne. Sądy też o tym wiedzą, toteż od ich uznania zależy, czy potraktują świadków, jako wiarygodnych. Z mojej praktyki sądowej wynika, że różnie z tym bywa, bo też rzeczywiście zdarza się, że świadkowie są w oczywisty sposób podstawieni. Sąd może zdecydować: nie daję wiary świadkowi. I wcale nie musi tego uzasadniać. Tak więc świadkowie niekoniecznie mogą przekonać sąd do niewinności ukaranego. Tym bardziej, że po drugiej stronie barykady jest autorytet państwa, reprezentowany przez policję. I kto w takiej konfrontacji wydaje się być bardziej wiarygodny? W sprawach sądowych, w których uczestniczę, sądy już teraz częściej dają wiarę policji niż ukaranemu.

- Jeszcze mandat na podstawie nagrania z mobilnej kamery w radiowozie. Albo na podstawie odczytów z „suszarki”.

- Do tej pory było tak, że ukarany na podstawie zapisu z kamery nie miał szans zapoznać się z tym dowodem, dopóki policja nie dostarczyła go do sądu w aktach. A teraz w ogóle takiego zapisu może nie dostać, bo teraz on sam ma dowodzić swojej niewinności, a nie policja udowadniać mu winę. A w sytuacjach skrajnych policja może oświadczyć, że nagranie się nie udało. Podobnie jest w przypadku pomiaru prędkości starymi typami pistoletowych czytników prędkości. Z nowszych można pozyskać zdjęcie, ze starych nie. W ich przypadku jest tylko odczyt. Policjant może oznajmić kierowcy: przekroczył pan prędkość o tyle i tyle, tak wskazał czytnik, dostaje pan tyle mandatu, tyle punktów. Do tej pory można się było nie przyjąć mandatu, niech policja udowodni winę. Teraz będzie tak, że mandat i punkty z automatu, a niewinności nie sposób będzie udowodnić, bo nie sposób będzie udowodnić, że czytnik się pomylił albo policjant był złośliwy. Albo gorliwy, bo – jak nieoficjalnie wiadomo - funkcjonariusze policji drogowej poddawani są presji, by bili rekordy nakładanych mandatów.

- Co ukarany w takiej sytuacji ma zrobić dla swojej obrony?

- Obawiam się, że co najmniej niewiele. Zapobiegliwi kierowcy z całej Polski już teraz zwracają się do mnie z pytaniami: co robić. Radzę, jakie materiały mają sobie zabezpieczyć w razie nieszczęścia, jaką dokumentację zebrać. Bo policja nie będzie musiała tego robić bo nie będzie miała potrzeby. To już nie ona ma udowodnić winę, to ukarany będzie musiał udowodnić swoją niewinność. . A jak już ukarani dokumentację zbiorą, to nie ma gwarancji, że się nimi przed sądem wybronią. Zapowiada się, że dla obywateli ta konfrontacja z państwem będzie, jak walka z wiatrakami.

Źródło: Nowiny24.pl

Zobacz także: Kierunkowskazy. Jak poprawnie korzystać?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Otwarcie sezonu motocyklowego na Jasnej Górze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty