Gminny biznes na radarach

Łukasz Krajewski
Fot. Paweł Relikowski
Fot. Paweł Relikowski
Samorządy zarabiają na stawianiu urządzeń kontrolnych na drogach cztery razy więcej niż policja. Fotoradary pojawiają się więc tam, gdzie można zarobić.

Samorządy zarabiają na stawianiu urządzeń kontrolnych na drogach cztery razy więcej niż policja. Pogoń za zyskiem powoduje, że fotoradary pojawiają się nie tam, gdzie są potrzebne, ale gdzie można zarobić.

Samorządy masowo inwestują w fotoradary. Liczba urządzeń, które dla gmin stały się prawdziwą żyłą złota, wzrosła w ciągu roku z 99 do 123. I już niedługo przekroczy ilość urządzeń zarządzanych przez policję - ta ma 127 sztuk i na razie z braku funduszy nie zamierza kupować kolejnych.

Fot. Paweł Relikowski
Fot. Paweł Relikowski

Zupełnie inaczej zachowują się samorządy. Już przynajmniej kilkunastu kolejnych prezydentów i wójtów planuje zainwestowanie w fotoradary. Wystarczy tylko, że gmina posiada straż miejską, która ma prawo karać za przekroczenie prędkości, i że w kasie jest ok. 150 tys. zł na założenie urządzenia. Jednak ten koszt zwraca się po 2-3 miesiącach.

Kierowcy mają powód do zmartwień. Często bowiem szefowie gmin traktują foto­radary jak dodatkowe źródło przychodu i stawiają je tam, gdzie najwięcej zarobią, a nie w miejscu, gdzie są potrzebne.

-To smutne, ale fotoradary przez prawie wszystkich traktowane są obecnie w Polsce na tym samym poziomie jak na przykład płatne parkowanie, czyli jako źródło łatwego dochodu - przyznaje Zygmunt Uż­da­le­wicz, inżynier ruchu, jeden z założycieli Stowarzyszenia Klubu Inżynierii Ruchu.

Gminy zdecydowanie skuteczniej ściągają pieniądze z mandatów. Waha się ona od 55 do ponad 80 proc. wszystkich wystawionych man­datów. Część z nich trzeba było egzekwować poprzez komornika. Jeśli porównać je ze ściągalnością mandatów zarządzanych przez policję, to wyniki te są rewelacyjne. W skali kraju to ledwie 60 proc. Jednak choć policyjne fotoradary robią 400 tys. zdjęć niesfornych kierowców w ciągu roku, to mandaty udaje się wysłać tylko 150tys. osobom. Dlaczego?

- Procedura ustalenia spraw­cy wykroczenia w praktyce okazuje się czasochłonna. Policjanci muszą przejrzeć zdjęcia, ustalić dane właściciela pojazdu, wezwać go i przesłuchać, aby dotrzeć do kierującego. W wielu przypadkach, zwłaszcza gdy właścicielem pojazdu jest firma, funkcjonariusze nie są w stanie wykonać tych wszystkich czynności w ciągu ustawowych 30 dni - wyjaśnia podinsp. Leszek Jankowski z biura ruchu drogowego Komendy Głównej Policji.

Dlatego rocznie państwo ma tylko 27 mln zł zysku z man­datów. Strażnicy gminni skuteczność mają prawie 100-proc. i głównie dzięki temu już teraz samorządy zarabiają na mandatach z fotoradarów kilka razy więcej, niż wpływa do Skarbu Państwa. Żądza zysku jest źródłem nadużyć, bo radary szczególnie popularne zrobiły się w gminach wypoczynkowych lub znajdujących się przy głównych trasach turystycznych.

Złą sławą wśród zawodowych kierowców cieszy się Szczecinek. Poustawianych jest tam kilkanaście masztów, a w dużej części miasta ograniczenie prędkości wynosi 40 km na godz. Największym postrachem są jednak strażnicy miejscy z przenośnym fotoradarem, który zdjęcia robi także od tyłu.

Mandatów do wysłania było tyle, że budżet na znaczki pocztowe skończył się w Szczecinku już na początku listopada. Fotoradar zarobił do tego czasu 1,5 mln zł. W całej Polsce znany jest także fotoradar w Okopach, rodzinnej wsi ks. Jerzego Popiełuszki, koło Sucho­woli na trasie między Augustowem a Białymstokiem. Podobno każde przekroczenie prędkości kończy się nieuchronnym nadejściem w ciągu dwóch tygodni listu z wezwaniem do zapłaty mandatu.

Jak pokazuje przykład gminy Kobylnica koło Słupska w województwie pomorskim, można jednak pogodzić przyjemne z pożytecznym. A fotoradar może służyć nie tylko podreperowaniu gminnych finansów, lecz także wizerunku. Dwa zakupione przez wójta Kobylnicy w 2005 r. urządzenia zostały zamontowane w miejscach niebezpiecznych dla mieszkańców i rzeczywiście przełożyły się na ograniczenie szybkości samochodów.

Wójt Leszek Ku­liń­ski pochwalił się niedawno statystykami zbieranymi od 2005r. przez strażników miejskich. W kolejnych latach gmina wystawiała mandaty w wysokości: 813 tys. zł, 1,8 mln zł, 1,3 mln zł, 3,6 mln zł i 1,3 mln zł do końca kwietnia tego roku. To 10 proc. budżetu 2-tysięcznej Kobylnicy. Co ciekawe, jednocześnie znacznie malała wysokość mandatu - 220 zł, 164 zł, 154 zł, 162 zł, a w tym roku już tylko 112 zł. W jednej z lokalizacji średnia prędkość spadła z 84 do 71 km na godz., w drugiej, na terenie Redzikowa, z 94 do 73 km na godz.

W marcu tego roku foto­radar stanął w nadmorskiej gminie Darłowo. Wójt Franciszek Kuprach zdecydował jednak, że przez pierwsze dwa miesiące nie będzie karał za przekraczanie prędkości. Nakazał jedynie pouczać kierowców. - Zdążę jeszcze na tym zarobić - stwierdził. Jednak większość szefów gmin woli liczyć zyski. A co z bezpieczeństwem?

- Przerażają mnie te ponure słupy, które wyrastają coraz gęściej przy naszych drogach. Przecież one same są nie­bezpieczne. Trzeba je zabezpieczyć barierami energochłonnymi, żeby być pewnym, że nikt się o nie zabije - uważa Użdalewicz.

- Samymi fotoradarami nie załatwimy problemu. Szczególnie że w porównaniu do Francuzów, na których niby się wzorujemy, jesteśmy kiepsko przygotowani do budowy wielkiego systemu fotoradarowego. Mamy jeszcze mnóstwo do zrobienia przy poprawie jakości polskich dróg i prostowaniu nieodpowiedzialnych decyzji drogowców. To powinien być priorytet. 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty