Wciąż jestem mężczyzną

Redakcja
Jan Nowicki twierdzi, że po latach niezadowolenia wszedł w najbardziej czarujący okres swojego życia. Wciąż jednak nie przestaje prowokować.

 

Powiedział Pan kiedyś, że po sześćdziesiątce przestaje się być mężczyzną. To prawda?

To wierutna bzdura. Jedna z wielu, jakie mówię, aby sprowokować dyskusję. Oczywiście, że jestem mężczyzną. Usypiającym. Ja już usypiam. I bardzo mnie drażni, kiedy ktoś mówi, że to nieprawda. Nienawidzę ludzi, którzy twierdzą, że się czują młodo. Co to znaczy czuć się młodo? Nie można czuć się na 50 lat, mając lat 68. Czuję się dokładnie na tyle lat, ile mam. Nienawidzę starości, która biegnie po nadmierne zdrowie. Jak ten przypieczony na solarium starzec, który trenuje przed moim domem. Lubię starość kaszlącą i złorzeczącą, że świat jest nudny, bez sensu. A wie pan, dlaczego? Bo to prawda i “gówno prawda”.

 

Pan też tak myśli?

Od czasu do czasu – rzecz jasna. Ale nie sądzę, aby wiek kogokolwiek nobilitował do rangi autorytetu, wypowiadającego się na temat tego, jak żyć. Co my wiemy o życiu? Część. Przeżyliśmy tylko jedno i w dodatku swoje. Niektórzy zresztą bardzo pobieżnie (“na brudno” – jak powiada Czechow) i niewiele z tego życia wyciągnęli. To jest równie okropne jak młodzież mówiąca, że jest młoda, że ma przed sobą jeszcze tyle życia. Owszem, coś tam ma, ale czy aż tak wiele? Przecież tyle samochodów przejeżdża, samolotów spada, promów tonie i tyle chorób grasuje…

 

Mówi Pan, jakby zazdrościł...

Nic z tych rzeczy. Przemijanie, oprócz dramatu, ma również swój urok. Jest pan jeszcze młody i ma prawo nie wiedzieć, że starość to nieprawdopodobnie oryginalny okres. Oczywiście, o ile jest zdrowa umysłowo. Jak się jest zdrowym i starym, to po sześćdziesiątce zaczyna się wreszcie życie. Kiedyś byłem przekonany, że po czterdziestce przestanę uprawiać zawód aktora. Wydawało mi się, że dłużej już nie wypada, bo na świecie jest tyle ciekawych rzeczy do zrobienia, zobaczenia, przeczytania.

 

I kiedy okazało się, że nie można się tak łatwo wycofać, że trzeba mieć z czego żyć, zdziwiłem się. Wcześniej nawet nie myślałem, że będę tyle żył. Nie zoperowałem sobie krzywego palca, ba! nie chciało mi się nawet zmieniać plomby w zębie, bo nie myślałem, że będę tak długo żył. Oczywiście żartuję, bo nie można rzeczy tak nieuchronnych jak śmierć traktować ze śmiertelną powagą. Powinniśmy się nauczyć z uśmiechem odchodzić i umordować się w średnim wieku, żeby być kimś. Na tym polega – naiwna do bólu – konstrukcja udanej egzystencji.

 

Ale teraz jest Pan zadowolony...

Oczywiście, że tak. Wprawdzie żyje się okropnie długo, ale za to pod koniec zaczyna się łapać szczególną formę. I to nie jest wcale łabędzi śpiew. Dramat zaczyna przypominać komedię. Ma się lepszą pamięć, lepszy ogląd świata, jest się lepszym aktorem. Bo prawdziwe aktorstwo to aktorstwo dzieci i starców. Cała reszta – skrupulatne konstruowanie karier – jest gorsza. Stary nie musi niczego konstruować – wystarczy mu być. Na starość to już nawet grać nie trzeba, bo ma się wszystko wypisane na twarzy.

 

Oczywiście, jeżeli coś pan sobie po drodze zapisał, bo są ludzie, którzy sobie nie zapisali literalnie nic, ale to jest ich – że się tak wyrażę – broszka. Stary aktor ma się tylko nauczyć na pamięć roli i przyjechać, a bardzo stary aktor jedyne, o czym może marzyć, to tylko to, żeby żyć. Szaflarska i Komorowska już nic nie muszą, tylko żyć i uczyć się na pamięć. Żadnej pracy, bo praca została już wykonana. A reżyser, który nas angażuje, umieszcza naszą starość we właściwym kontekście. Bo starość jest niesłychanie fotogeniczna, a obiektyw, jak pędzle malarzy, bardzo lubi stare twarze, bo młode niewiele w sobie mają. Jest to więc okres absolutnie czarujący, kiedy człowiek pozbawia się głupich złudzeń, że uda mu się zmienić świat.

 

I że jeszcze jest mężczyzną?

Stary i niestary, mężczyzna i nie mężczyzna – wszystko zależy od punktu widzenia, samopoczucia i chęci znalezienia się w tej czy innej roli. Ale najważniejsze, żeby wymknąć się ocenom. Żeby sobie znaleźć swój samosąd. A tak na marginesie, ostatnio miałem okazję przekonać się, że jestem stuprocentowym mężczyzną. Okazało się, że rzeczywiście.

 

Co się okazało?

Wciąż jedno, że “męska rzecz być daleko”.

 

 

Odebrałem to bez większej satysfakcji. Absolutnie nie powaliło mnie, że w człowieku wciąż tyle pragnienia. Bo już tak myślałem, żeby może i w tej dziedzinie usnąć. Zostawić pole młodszym i odsunąć się w cień, aby znaleźć tę namiętność w lekturach, filmie, sztuce. A tu okazało się, że wciąż drzemie we mnie mężczyzna, że znów trzeba zabierać się do roboty. A to nie jest przyjemne.

 

Mówi to jeden z największych amantów polskiego kina i męski ideał, który okiełznał ikonę feminizmu, Mártę Mészáros.

Nie jestem wcale przekonany, czy udało mi się ją oswoić do końca. Jeśli spotka pan rasową kobietę, proszę się jej uważnie przyjrzeć, bo może się okazać, że ona zamiast pana kocha swoją miłość do pana. Jeżeli kobieta pokocha mężczyznę, to on wcale nie musi być najważniejszy. Najważniejsza będzie jakość jej serca i poziom jej oczekiwań. Najwspanialszy układ to taki, w którym ludzie nie mogą żyć bez siebie, ale nie mogą także żyć ze sobą. Myślę, że tęsknota absolutnie przewyższa satysfakcję płynącą z bycia z drugim człowiekiem. Bycie ze sobą przypomina odsiadkę na dwóch fotelach, a tęsknota niesłychanie pobudza serce.

 

Skąd ta szczerość?

Niech się pan nie nabiera na moją szczerość. Ja tylko nie chcę mówić o tym, że w Budapeszcie wyrzucałem pieniądze przez okno czy że w życiu miałem setki kobiet. Ludzie przestali szczerze ze sobą rozmawiać, bo z miejsca wzbudza się sensację. Wystarczy mówić prawdę, a od razu wyda się pan inteligentny, obrazoburczy i prowokacyjny. Wielu aktorom wydaje się, że jeżeli  będą mówić prosto i wiarygodnie, już będą aktorami, podczas gdy pełnią tylko funkcję tła. Wiarygodność to jedno, ale kreacja nadchodzi później, kiedy zaczyna się mówić formalnie, sztucznie. Dopiero wtedy aktorstwo zamienia się z zawodu odtwórczego w twórczy. Przeciętnemu polskiemu widzowi jest łatwo postawić znak równości mię dzy Iksem a Fryczem czy między Iksińską a Szczepkowską.

 

Żyjemy w erze bylejakości, na którą w dużej mierze składa się też wymóg wysokiej oglądalności. Publiczność przez wiele, wiele lat była ogłupiana przez seriale i telewizję, to też nie umie konsumować prawdziwego aktora.Pewnego razu oglądałem w telewizji “Narty Ojca Świętego” i zobaczyłem, jak grają Gajos, Radziwiłowicz. Słuchałem ich jak Sibeliusa i Czajkowskiego. Iksińskim przez całe życie nie uda się osiągnąć takiego poziomu. Oni w ogóle nie mają dostępu do tego świata. Najgorsze jednak, że ten świat przestał też interesować publiczność. Niegdyś widz był wytrawny, wyedukowany przez Teatr Telewizji i książki, w tej chwili ma małe wymagania. Dlatego nawet tym nielicznym wielkim aktorom nie stawia się już wyzwań. Wystarczy powielać samego siebie.

 

Pan też to robi?

Ja nic nie muszę, bo jestem na emeryturze. Choć nie jest ze mną aż tak źle, abym do końca musiał grać coś, co proponuje mi producent albo reżyser. Mam ten komfort, że do seriali trafiam nie z potrzeby portfela, ale dzięki przyjaciołom. Profesora Koziełłę w “Czterdziestolatku” zagrałem na prośbę Ani Seniuk, podobnie zresztą jak w “Egzaminie z życia”.

 

Pan odnajduje się w tym serialowym świecie?

W ogóle się nie odnajduję. Do znudzenia powtarzam, że choć tam występuję, to mnie tam nie ma. Tak naprawdę nie wiem nawet, kogo gram. Nie znaczy to jednak, że robię to bez poczucia odpowiedzialności. Bo bawić się i lekceważyć można tylko wtedy, kiedy człowiek jest świetnie do czegoś przygotowany. To, że nie interesuje mnie postać,nie oznacza, że nie pracuję nad scenariuszem, że nie poprawiam dialogów. Bo czasem – niczym ślepym kurom trafiającym na ziarno – zdarza nam się z Anią zagrać scenę, która jest na bardzo wysokim poziomie aktorskim. Niewykluczone, że ona potem nie wchodzi do serialu. Nie wiem.

 

Jak to, nie wie Pan?

Bo nie oglądam nie tylko seriali, ale nawet filmów ze swoim udziałem. Zresztą ja w ogóle niczego nie oglądam poza wiosną, sportem, zwierzętami i czasem polityką, żeby nabrać stosownego obrzydzenia do świata. Przy całej niechęci do telewizji lubię plan filmowy. Lubię, jak coś powstaje. Lubię poprawiać dialogi, analizować, więc skoro kręci się głównie seriale, to grywam w serialach. Zresztą ja często odmawiam...Rozmawia pan z 68-letnim człowiekiem, który miał szczęście przez 10–15 lat być w jednym z najlepszych teatrów świata. Który nakręcił “Barierę” ze Skolimowskim, “Sanatorium pod Klepsydrą” z Hasem. Ja znam rodzaj satysfakcji, wynikający z mojego zawodu.

 

Zasmakowałem sukcesu i porażki. Mogą przejść całe pokolenia i nie dotkną czegoś takiego jak Stary Teatr w latach 70. i 80. Ja już się tym nakarmiłem, a mój apetyt wcale nie wzrósł w miarę jedzenia. Jestem starym człowiekiem, który kiedy dzwoni do niego telefon z propozycją, jest raczej zniecierpliwiony, a nie zadowolony. Milczący telefon dla niektórych aktorów oznacza tragedię.Dla mnie tragedią jest telefon dzwoniący, bo znów będę musiał wyruszyć w podróż, uczyć się głupot na pamięć, przylepiać brodę i łudzić się zbędną nadzieją.

 

Głupot? Przecież twierdzi pan, że nie przyjmuje ról jak leci?

Ludzie często pytają mnie: “Panie, jak pan się tyle tekstu uczy?”. Takie bzdury… Otóż pamięć ludzka hula w zupełnie różnych kierunkach. Ostatnio na planie filmu Jacka Bławuta, kręconego w Domu Aktora w Skolimowie, w ogóle niczego się nie uczyłem. Ta rola to była moja miłość, praca w uniesieniu. Przeczytałem dwa razy scenariusz i już znałem cały tekst. Do roli w serialu musi się pan uczyć godzinami, bo nie sposób na pamięć nauczyć się kwestii, czy pani słodzi cukrem, czy słodzikiem. Samo z siebie coś takiego człowiekowi w ogóle nie przyjdzie do głowy. Już myślałem, że mam sklerozę. Pytam młodszych, a oni też mówią, że ciężko im to idzie. To różnica materiału. Bo piękny tekst nigdy się nie nudzi. Jest tak wieloznaczny, że za każdym razem odkrywa się w nim coś nowego i on sam wchodzi do głowy. Jak dobre kochanie z dziewczyną… Głupi scenariusz jest pozbawiony takich atutów.

 

Pańska opinia, że mężczyzna musi dać w łeb synowi, spalić dom i wyrwać drzewo, pochodzi od klasyków?

To moja licentia poetica.

 

A jednak Pan nie wprowadził w życie tych zaleceń.

Czymże jest dziś dom? To, że marzymy o własnym domu, jest świadectwem sakramenckiego ubóstwa życia ludzkiego. Bo przecież każdy na tym świecie zasługuje na dom. Nawet mrówka. A jeśli ktoś przepracuje z powodzeniem 40–45 lat i wybuduje sobie dom, to wtedy ten dom nie jest mu już w ogóle do niczego potrzebny, bo nie zdąży wybudować go w sobie. Ja w ogóle nie znam takiego uczucia, że czuję się jak u siebie w domu. Od lat jestem w rozjazdach. Wszystko dookoła traktuję jak dekoracje.

 

Dom trzeba mieć wtedy, kiedy się wchodzi w życie, kiedy ten dach jest naprawdę konieczny do tego, żeby nie zmokły nasze dzieci, nasze żony, nasze kochanki. Potem on jest tylko… głupotą. Od drzew sadzonych bardziej podobają mi się samosiejki. Zresztą po co mam sadzić własnymi rękami, skoro mogę wynająć ogrodnika, który się na tym zna. A jeżeli chodzi o syna, to – jak mawia Dostojewski – “ojcowie lubią się łudzić pod tym względem”. Co to znaczy: zrobić syna? Często jest tak, że my nie ustajemy w próbach, a ostatecznie kropkę nad “i” stawia ktoś za nas. To oczywiście żart, ale bardzo ponury, bo zrobić syna potrafi byle głupek. Kwestią jest to, czy się umie go wychować i czy w ogóle nadajemy się, żeby mieć dzieci.

 

Szczęśliwie nie każdą wypowiedzianą przez siebie prowokację trzeba wprowadzać w życie. I dobrze, bo byłoby to idiotyczne. Tę kwestię wypowiedziałem w jednym z telewizyjnych programów w kontrze do stereotypowego wyobrażenia na temat męskości, które tak naprawdę przestało już cokolwiek znaczyć. Wystarczy jednak odwrócić ten stereotyp i nawet jeśli jest głupio, to od razu robi się interesująco.

 

Rozmawiał: Hubert Musiał

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty