Nieuczciwi sprzedawcy wciskają kit!

Dariusz Dobosz
Jeśli będziemy odpowiednio przygotowani - ryzyko nieudanego zakupu można zminimalizowaćFot: 123RF
Jeśli będziemy odpowiednio przygotowani - ryzyko nieudanego zakupu można zminimalizowaćFot: 123RF
Jeśli zbyt ufnie podejdziemy do transakcji, kupno auta używanego może być początkiem problemów i wydatków. Kombinatorzy i oszuści szukają naiwnych, którzy nabiorą się na ich sztuczki

Określenia typu „bezwypadkowy” czy „stan idealny” to codzienność w polskich ogłoszeniach z samochodowego rynku

Fot: 123RF
Fot: 123RF

wtórnego. Bardzo często są nierzetelne i mijają się z prawdą.

Oto przykład: pewien jegomość jedzie na oględziny dwulitrowego Forda Mondeo z 2001 roku. Auto ma rzekomo „czystą” przeszłość, jest w bardzo dobrym stanie i nie miało napraw blacharskich.

Kupujący ma małe doświadczenie z używanymi samochodami, dlatego przed sfinalizowaniem transakcji decyduje się na wizytę w stacji diagnostycznej. Bierze na siebie koszty, sprzedający godzi się bez protestów. Profesjonalny warsztat odkrywa smutną prawdę. Mondeo przeszło dachowanie. Płyta podłogowa jest nienaruszona, ale prawy bok i prawa część dachu były naprawiane. Sprzedający może nawet nie wiedział o wadach, autem jeździł zaledwie rok. Portfel niedoszłego nabywcy schudł o 300 zł, ale w kieszeni zostało 25 tys. zł. Ta sprawa skończyła się szczęśliwie, ale tysiące innych to dramaty, w których ludzie tracą pieniądze i latami odwiedzają sądy.

To jednak nie brak doświadczenia, ale przede wszystkim ludzka naiwność leży u podstaw samochodowych problemów. Specjaliści przygotowujący auta do sprzedaży, zwani powszechnie picownikami, potrafią zadbać o nienaganny wizerunek pojazdu.

Jeżeli mamy małe doświadczenie z używanymi samochodami, przed sfinalizowaniem transakcji zakupu warto zdecydować się na wizytę w stacji diagnostycznej
Jeżeli mamy małe doświadczenie z używanymi samochodami, przed sfinalizowaniem transakcji zakupu warto zdecydować się na wizytę w stacji diagnostycznej Fot: 123RF

Kamuflaż dotyczy także dokumentów. Ale w papierach może nie połapać się nawet specjalista, za to naprawy powypadkowe i kombinacje konstrukcyjne zawsze można wykryć pod warunkiem, że nie wierzy się na słowo sprzedającemu i w każdym przypadku dokona się rzetelnych oględzin. Kto nie czuje się na siłach, by zrobić to samemu, powinien sięgnąć po pomoc ekspertów.

Chociaż trzeba przyznać, że ogólny stan techniczny aut używanych w ostatnich latach bardzo się poprawił, to jednak wciąż zdarzają się prawdziwe kurioza. Handlarze nie wahają się przed składaniem jednego pojazdu z dwóch, a nawet z trzech „rozbitków”. Auta spawa się z kawałków, a niektóre naprawy blacharskie urągają wszelkim zasadom bezpieczeństwa.
Dokumentacja centrów diagnostycznych pełna jest ciekawostek, które mrożą krew w żyłach.

Przypadki, gdy osie przednich kół mijają się o kilka centymetrów, a karoserie są krótsze od oryginału nawet o kilkanaście

W ofertach sprzedaży bardzo często używa się określeń typu "bezwypadkowy" czy "stan idealny", ale rzeczywistość okazuje
W ofertach sprzedaży bardzo często używa się określeń typu "bezwypadkowy" czy "stan idealny", ale rzeczywistość okazuje się już nie taka przyjemna, Fot: 123RF

centymetrów, wcale nie należą do rzadkości. Spora w tym wina polskiego systemu prawnego. Mocno zniszczone, powypadkowe wraki wracają do swoich właścicieli zamiast obligatoryjnie trafić na złomowisko. Po naprawach, z reguły nieudolnych, bo dokonywanych tanim sposobem w prymitywnych warsztatach, takie auta znowu wprowadzane są do obiegu.
Dopóki ukryte zostają wady mechaniczne czy lakiernicze, mamy do czynienia ze zwykłym oszustwem. Ale niektórzy sprzedawcy wkraczają na drogę przestępstwa. Sprzedają auta bezprawnie wprowadzone na polski obszar celny albo zmieniają znaki identyfikacyjne w pojazdach kradzionych. Robi się to na różne sposoby, włącznie z „przeszczepianiem” numerów kompletnie zniszczonego, ale legalnego samochodu, do pojazdu o nielegalnym pochodzeniu. Zostaje wówczas wspawany cały fragment nadwozia z numerem VIN. W ten sposób można też znacząco odmłodzić samochód. Dlatego warto wiedzieć, jak powinien wyglądać wybrany model auta z rocznika deklarowanego w dokumentach. Nawet drobne zmiany stylizacyjne czy wyposażeniowe mogą pomóc w ustaleniu prawdziwych danych.

Jeśli będziemy odpowiednio przygotowani - ryzyko nieudanego zakupu można zminimalizowaćFot: 123RF
Jeśli będziemy odpowiednio przygotowani - ryzyko nieudanego zakupu można zminimalizowaćFot: 123RF

Nieuczciwi sprzedawcy używanych samochodów dobrze wiedzą, że trzeba wywołać u nabywcy rezygnację z dokładnych oględzin. Stąd różnorakie wybiegi, stwarzające wrażenie niebywałej okazji i atmosfera pośpiechu, która ma wymóc szybkie podjęcie decyzji. Kolejny sposób na naiwnych, to niezwykle ujmujący sprzedający, człowiek o nienagannych manierach, najczęściej starszy, spokojny pan albo nobliwa niewiasta. Nie można dać się zwieść pozorom. Wystarczy, że w miejscu oględzin znajdzie się zaproszony przez nas ekspert i zacznie dociekliwie oglądać pojazd, a czar pryska jak mydlana bańka. Starszy pan staje się szorstki i nieprzyjemny, a dystyngowana dama nie może wręcz powstrzymać oburzenia. Nie przejmujmy się tym zbytnio, miejmy zawsze na uwadze swoje dobro. Mamy do tego prawo.

Niektórzy nabywcy, którym zakup samochodu się nie udał, przestrzegają innych. Najwięcej informacji na ten temat można znaleźć w internecie. Wiele stron poświęconych jest opiniom użytkowników samochodów na temat samego pojazdu, ale też serwisu, komisu samochodowego, dilerów itp. Kto jak kto, ale najwięcej o swoich samochodach wiedzą ich właściciele. Czy i co się psuje, ile kosztują części zamienne i serwis.

Jeszcze inni stosują wyjątkowo niekonwencjonalne metody. Po drogach Mazowsza poruszał się swego czasu samochód, który na tylnej szybie miał napis: „Uwaga! Nie kupuj tego! Bardzo się psuje, nic nie wart. Ucz się na cudzych błędach.”
Na giełdach w połowie lat 90. ludzie masowo robili sobie zdjęcia ze sprzedającymi, wychodząc z założenia, że jeśli samochód miałby być kradziony, to złodziej nie będzie się chciał uwiecznić na fotografii.

Ryzyko nieudanego zakupu można zminimalizować. Nikt nie musi kupować kota w worku. Profesjonalna ekspertyza rzeczoznawcy kosztuje ok. 300 zł. Sprawdzenie w serwisie ok. 500-600 zł. W przypadku zakupu używanego samochodu, tak jak w życiu, najważniejsze jest wiedzieć, czego się nie wie, a potem próbować się tego dowiedzieć.

Czy wystrzegać się kupna samochodu po wypadku?

Fot: 123RF
Fot: 123RF

Problem polskiego rynku wtórnego polega na tym, że ogromna liczba samochodów używanych to auta po wypadkach. Sprowadzane są masowo z zagranicy i poddawane swoistej „reanimacji” w mało profesjonalnych, za to niezwykle tanich warsztatach. Nawet te kupione swego czasu w polskich salonach mogą okazać się pułapkami. Teoretycznie skasowane trafiają z powrotem do swoich właścicieli i po wizycie w warsztacie wracają na rynek wtórny.

Wachlarz pomysłów polskich blacharzy jest wręcz niewyczerpany. Składanie jednego auta z trzech innych to tylko jeden z bardziej spektakularnych zabiegów. Zagrożenie natrafienia na „bity” pojazd jest tak duże, że do zakupu trzeba się naprawdę dobrze przygotować.

Samochody po lżejszych kraksach, starannie naprawione, mogą dobrze nam służyć przez wiele lat. Każdy fachowiec ma swoje metody sprawdzenia czy auto było malowane lub przeszło naprawę blacharską.  Wykryte ślady ewentualnych napraw trzeba jeszcze umieć zinterpretować. Ocenić czy samochód miał mało znaczącą stłuczkę, czy poważny wypadek. I tu właśnie najlepiej sprawdza się wiedza profesjonalisty, do którego warto się zwrócić.

Kilkuletni samochód nigdy nie ma lakieru, który wygląda jak fabrycznie nowy. Lakier powinien mieć naturalne zmatowienie, wynikające z procesu użytkowania. Najlepiej oglądać nadwozie z różnych stron i pod różnym kątem. Wówczas powstaje możliwość wychwycenia różnic w odcieniach koloru na różnych częściach karoserii. Dodatkowo, przy pomocy prostego przyrządu można zbadać równomierność powłoki lakierniczej na samochodzie. W ten sposób można zlokalizować miejsca szpachlowane przed lakierowaniem. Na dużych powierzchniach takich jak dach, pokrywa silnika czy poszycie drzwi trudno ukryć pofałdowanie blach, pozostałość po blacharskich procesach naprawczych.  Na pofałdowane miejsca, np. na progach , stosuje się różne wyklejki ozdobne, kamuflujące stan blach. Takie ozdoby muszą budzić podejrzenia.  

Przekręcanie liczników i… klientów

Polskie przepisy nie traktują zmiany przebiegu pojazdu jako przestępstwa. Fot: Chevrolet
Polskie przepisy nie traktują zmiany przebiegu pojazdu jako przestępstwa. Fot: Chevrolet

W kwestii prawnej drogomierz, czyli licznik kilometrów, został przez polskie przepisy potraktowany nieco ulgowo
Niestety, przepisy nic nie mówią na temat homologacji licznika ani o wymaganych zabezpieczeniach przed ingerencją w jego zapis, takich jak np. plomba.

Licznik tak naprawdę nie ma zabezpieczeń. Nie ma też żadnego znacznika, że należał od początku do konkretnego samochodu. Przebieg auta powinien być jedynie punktem odniesienia podczas oględzin. Pod uwagę przy kupnie używanego samochodu powinno się brać jego wygląd i zużycie poszczególnych elementów – wytarcia na kierownicy, pedałach, zły stan opon, foteli, dywaników, gałki zmiany biegów. Poważniejsze oznaki zużycia elementów wnętrza auta występują dopiero po przejechaniu ok. 100 tys. km.

Warto również porównywać stopień zniszczenia poszczególnych elementów wnętrza, gdyż te, które są łatwiejsze do wymiany, takie jak np. gałka dźwigni zmiany biegów czy też nakładki na pedały, często są wymieniane tuż przed sprzedażą. Znacznie trudniej jest wymienić kierownicę, (choć też to się zdarza) czy też tapicerkę drzwi lub foteli. Dlatego jeżeli widzimy, że gałka zmiany biegów jest jak nowa, a kierownica aż się błyszczy od wytarcia, to można nabrać podejrzeń co do intencji sprzedającego. Dobrze jest również spytać o książkę serwisową pojazdu. Na jej postawie można ustalić częstotliwość przeglądów, a co za tym idzie intensywność z jaką był eksploatowany. Dzięki temu mamy dostęp do bazy napraw, jakie zostały wykonane w samochodzie. Niestety tutaj także serwisy niechętnie udzielają informacji osobom trzecim.

A co zrobić jeśli auto zostało zakupione ze sfałszowanym licznikiem? Jeżeli uda się udowodnić, że licznik został skorygowany, to nabywca padł ofiarą oszustwa zabronionego prawem. Można sie więc powoływać na art. 84. kodeksu cywilnego, który mówi, że istnieje możliwość uchylenia się od skutków prawnych oświadczenia woli złożonego pod wpływem błędu. A więc jeżeli ktoś uważa, że został oszukany, może złożyć pismo, że uchyla się od skutków oświadczenia. Wtedy umowę uważa się za nieważną.

Sposób na fałszywe książki serwisowe

Fot: 123RF
Fot: 123RF

Od wielu lat prawdziwą plagą na polskim rynku aut używanych są podrobione książki serwisowe fałszujące prawdziwą przeszłość auta. Jak temu zaradzić? Książka serwisowa to dokument dołączany do każdego nowego samochodu. Na jej podstawie oraz zawartych w niej wpisów serwisowych, można określić m.in. naprawy, jakie auto przeszło, kiedy zrobiono przegląd, czy samochód miał kolizje oraz rzeczywisty przebieg. Dosyć łatwo można zakupić taką książkę np. na aukcji internetowej (koszt ok. 50 zł). Fałszywa książka w połączeniu np. z korektą przebiegu samochodu powoduje, że auto zostaje niekiedy „odmłodzone” o kilkadziesiąt tysięcy kilometrów.

Rozwiązaniem może być centralnie personalizowana nalepka w książce serwisowej samochodu, którą zaprojektowali specjaliści Centrum Personalizacji Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych (PWPW).
Naklejka taka zawiera numer VIN, logotyp producenta oraz numer seryjny naklejki. Każda próba jej oderwania powoduje zniszczenie wierzchniej warstwy, co uniemożliwia ponowne użycie. Czarny nadruk na nalepce w świetle lampy UV powoduje zmianę jego koloru.

Jako że nalepki są drukiem tzw. ścisłego zarachowania, producenci mogą mieć całkowitą pewność, że naklejki nie dostaną się w niepowołane ręce. Producenci samochodów otrzymują bazę na temat numerów wyprodukowanych nalepek z dokładnym przypisaniem ich do konkretnego numeru VIN. Wyprodukowana nalepka jeszcze tego samego dnia trafia do producenta.


Marzymy o swoich czterech kółkach i często kupujmey "oczami". A wystarczy odrobina rozsądku i opanowania aby uniknąć rozczarowań Fot:
Marzymy o swoich czterech kółkach i często kupujmey "oczami". A wystarczy odrobina rozsądku i opanowania aby uniknąć rozczarowań Fot: 123RF

Stan techniczny jest mi znany...

W umowach kupna-sprzedaży znajduje się zwykle klauzula mówiąca, że stan techniczny kupującemu jest znany i potem nie będzie rościł z tego tytułu żadnych pretensji. Z punktu widzenia prawa, klauzula ta ma kilka logicznych uzasadnień, ale bez dodatkowych zastrzeżeń, dla kupującego jest wręcz samobójcza.

Uzasadnieniem jest chociażby to, że nikt nie może zapewnić, iż samochód, który przejechał np. 100 tys. km, nie ulegnie w najbliższym czasie awarii. Z drugiej strony kupujący, świadomie lub nie, zgadza się na niewielkie możliwości roszczenia, gdyby okazało się, że nabyte auto ma wady.

W związku z tym najważniejsze jest, aby w umowie znalazły się przesłanki, na podstawie których nabywca podjął decyzję o kupnie. Mogą to być punkty mówiące o przebiegu, bezwypadkowości lub o rodzaju napraw.  
jak zostać oszustem?

Jeżeli można dowieść, że sprzedający dopuścił się oszustwa, to mamy do czynienia z przestępstwem i może się to oprzeć o kodeks karny. W takim przypadku sprzedającemu, sprawcy oszustwa, grozi kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 5 lat. Jednak, aby można było mówić o oszustwie, muszą być spełnione trzy warunki i to naraz. Sprawca musi świadomie wprowadzić kontrahenta w błąd lub błąd jego świadomie i celowo wykorzystać. Sprawca tym świadomym wprowadzeniem w błąd musi doprowadzić swojego kontrahenta do niekorzystnego rozporządzenia swoim mieniem. Na dodatek całą działalność sprzedającego, sprawcy przestępstwa, poprzedzać musi zamiar osiągnięcia korzyści materialnej.

Poradnik antypicownika
Znalezienie sprawnego i bezwypadkowego auta nie jest łatwe. Powszechną praktyką jest cofanie liczników i tuszowanie wad. Z pozoru „atrakcyjnych” ogłoszeń w prasie i internecie nie brakuje. Na pierwszy rzut oka oferta jest bardzo kusząca, bo kto nie chciałby kupić auta z pierwszej ręki i w niemal idealnym stanie? Laik, po pobieżnych oględzinach, nie będzie nawet negocjował niższej ceny, ale znawcę tematu od razu zastanowi kilka faktów.

  1. Kilkuletni samochód nigdy nie ma lakieru, który wygląda jak fabrycznie nowy. Powinien mieć naturalne zmatowienie, wynikające z procesu użytkowania. Na dużych powierzchniach takich jak dach, pokrywa silnika czy poszycie drzwi trudno ukryć pofałdowanie blach, pozostałość po blacharskich procesach naprawczych, takich jak „wyciąganie” czy „klepanie”.
Kilkuletni samochód nigdy nie ma lakieru, który wygląda kal fabrycznie nowy Fot: 123RF
Kilkuletni samochód nigdy nie ma lakieru, który wygląda kal fabrycznie nowy Fot: 123RF
  1. Ślady szpachlówki albo lakieru na elementach z tworzywa sztucznego lub gumy to wskazówka, że auto było naprawiane.
Ślady szpachlówki albo lakieru na elementach z tworzywa sztucznego lub gumy to wskazówka, że auto było naprawiane Fot: 123RF
Ślady szpachlówki albo lakieru na elementach z tworzywa sztucznego lub gumy to wskazówka, że auto było naprawiane Fot: 123RF
  1. Sporą wiedzę o naprawach nadwozia dają silikonowe wypełnienia na krawędziach zgrzewanych blach. Wszędzie ich pełno, wystarczy otworzyć drzwi, pokrywę bagażnika czy pokrywę silnika. Są też pod wykładzinami. Trudno jest odtworzyć fabryczne ułożenie silikonów. Blacharze stosują więc zwykłe „pędzlowanie”, nieregularne i znacznie cieńsze.
Trudno jest odtworzyć fabryczne ułożenie silikonów. Blacharze stosują więc zwykłe „pędzlowanie”, nieregularne i znacznie cieńsze. Fot: 123RF
Trudno jest odtworzyć fabryczne ułożenie silikonów. Blacharze stosują więc zwykłe „pędzlowanie”, nieregularne i znacznie cieńsze. Fot: 123RF
  1. Szukajmy niefabrycznych spawów, zwłaszcza na płycie podłogowej oraz w okolicach numeru identyfikacyjnego VIN. Podejrzenia powinny wzbudzić różnice w odcieniu lakieru między miejscem wybicia znaków, a innymi strefami nadwozia, nietypowe łączenia blach nitami lub śrubami (np. w bagażniku) oraz grube powłoki smołowych preparatów antykorozyjnych i niefabryczne maty głuszące, ułatwiające ukrycie szwów spawalniczych.
Szukajmy niefabrycznych spawów, zwłaszcza na płycie podłogowej oraz w okolicach numeru identyfikacyjnego VIN Fot: 123RF
Szukajmy niefabrycznych spawów, zwłaszcza na płycie podłogowej oraz w okolicach numeru identyfikacyjnego VIN Fot: 123RF
  1. Bądźmy podejrzliwi, jeśli silnik i komora silnikowa są dokładnie wymyte. Kamufluje się w ten sposób ewentualne wycieki oleju. Lepiej, gdy samochód wygląda tak, jak w codziennej eksploatacji.
Bądźmy podejrzliwi, jeśli silnik i komora silnikowa są dokładnie wymyte Fot: 123RF
Bądźmy podejrzliwi, jeśli silnik i komora silnikowa są dokładnie wymyte Fot: 123RF
od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty