Uznaje się, że transport jest źródłem zaledwie kilku procent emisji szkodliwych pyłów, są to jednak dane uśrednione. W dużych miastach, takich jak Kraków czy Warszawa, transport odpowiada niemal za 60 proc. emisji zanieczyszczeń. Olbrzymi wpływ na to mają samochody z silnikami Diesla, które emitują znacznie więcej szkodliwych spalin niż auta z silnikami benzynowymi. Ponadto, kierowcy, którzy decydują się na wycięcie filtra DPF odpowiedzialnego za wypalanie szkodliwych cząstek, nieświadomie przyczyniają się do pogorszenia jakości powietrza.
Aby ograniczyć nadmierną emisję spalin, producenci samochodów z silnikiem Diesla wyposażają pojazdy w filtr cząstek stałych, który ma dwie zasadnicze funkcje. Pierwszą jest zatrzymywanie cząstek stałych wydobywających się z silnika, a drugą ich wypalanie wewnątrz filtra. Filtr ten – jak wszystkie części zamienne w samochodzie - z czasem ulega zużyciu i wymaga wymiany lub regeneracji. Szukając oszczędności, niektórzy kierowcy decydują się na zupełne usunięcie filtra.
Historia samochodowych filtrów wyłapujących ze spalin cząstki stałe - sadzę i popioły, sięga 1985 r. Znalazły się one na wyposażeniu Mercedesów z trzylitrowymi turbodieslami, które zaczęto wówczas sprzedawać w Kalifornii. Od 2000 r. stały się standardem w autach francuskiego koncernu PSA, a w kolejnych latach trafiały coraz powszechniej do pojazdów innych marek.