Verva Street Racing i Top Gear Live na Stadionie Narodowym w Warszawie

Top Gear Live był tą częścią programu, na którą czekała cała zgromadzona na Stadionie Narodowym i licząca 58 tysięcy osób publiczność - i chyba nikt nie powinien czuć się zawiedziony. Jeremy Clarkson, James May i Richard Hammond przygotowali niesamowite show, w którym zapierające dech w piersiach pokazy kaskaderskie przeplatały się z typowym dla tej trójki i znanym doskonale z emitowanego przez BBC programu poczuciem humoru.

Prezenterzy wjechali na specjalnie zbudowany na potrzeby programu tor zasiadając na zmotoryzowanym fragmencie sceny ze studia Top Gear. Ten, trzeba przyznać dość egzotyczny, pojazd wyposażony został w 500-konny silnik wymontowany z Corvette. Jeremy Clarkson udowodnił na oczach publiczności, że nawet tak dziwnym wehikułem daje się kręcić bączki - zmusił współprowadzących do zajęcia miejsc (bokiem do kierunku jazdy) i zapięcia pasów, a następnie zasiadł za kierownicą i przejechał kilka kółek.

W programie nie zabrakło ciekawych eksperymentów motoryzacyjnych, w których wzięły udział także pojazdy stanowiące niegdyś dumę naszej krajowej motoryzacji - Duże Fiaty i Polonezy. Grupa kaskaderów na motocyklach pokazała wiele doskonałych skoków, podczas których jednocześnie na dwóch skoczniach w powietrzu było nawet ośmiu motocyklistów. Na zakończenie programu nie mogło także zabraknąć meczu Polska - Anglia, ale jak na Top Gear przystało, w samochodach.

Impreza na Stadionie Narodowym zaczęła się już o godzinie 15:30, tak więc organizatorzy musieli przybyłym widzom zagospodarować pięć i pół godziny. Przez pierwsze trzy godziny ci, którzy zakupili bilety jako pierwsi mogli spędzić na Pit Party - do obejrzenia było wiele ciekawych maszyn z różnych obszarów sportu motorowego. Prezentowane były zarówno auta rajdowe, jak i tuningowane auta cywilne, samochody marzeń takie jak Ferrari, Lamborghini i wiele innych atrakcji.

Około godziny 18:30 można było wreszcie wejść na trybuny Stadionu Narodowego i odszukać swoje miejsce, a o godzinie 19:00 rozpoczęły się pokazy, które w założeniu miały rozgrzać i rozbawić publiczność. Niestety, program zdarzeń, a zwłaszcza zapowiedzi konferansjerów nie zostały chyba do końca przemyślane i przez wiele osób odebrane zostały jako wręcz żenujące. W wielu momentach widać było, że wszystko, co dzieje się na torze zostało w najdrobniejszych szczegółach zaplanowane, natomiast prowadzący pokazy starali się za wszelką cenę udawać, że to "wypadki", "przypadki" lub inne "zrządzenia losu"...

Odrobinę lepiej rzecz miała się w drugiej godzinie, czyli podczas właściwego Verva Street Racing - chociaż akurat w tegorocznej edycji człon Street stracił swoją rację bytu w nazwie. Na płycie Stadionu Narodowego pokazane zostały "wyścigi" kilku typów samochodów: były auta Dakarowe, Mercedesy AMG, samochody startujące w wyścigach LeMans i Nascar oraz towarzyszące wyścigom F1 pucharowe Porsche oraz samochody i kierowcy znani z tras Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski. Niestety, żadne z tych aut nie mogło na bardzo ograniczonej przestrzeni, jaką mieli do dyspozycji organizatorzy, pokazać pełni swych możliwości i pełni emocji, jakie towarzyszą startom w prawdziwych zawodach tych maszyn. Na dodatek nie udało się w scenariuszu pokazu zamaskować tego, że wszystkie pierwsze lokaty w "wyścigach" zostały rozdane jeszcze przed startem. Bardzo mało było bezpośredniej walki między kierowcami, ponieważ tor zupełnie nie pozwalał na bezpieczne wyprzedzanie.

Jedyną grupą, która czuła się na Stadionie Narodowym w miarę dobrze i mogła pokazać to, do czego przygotowują się na treningach, byli drifterzy. Tu faktycznie można było rozegrać zawody, ponieważ w drifcie nie chodzi o szybkość, a o precyzję prowadzenia auta w jak najdłuższym kontrolowanym poślizgu, a noty przyznawane są za styl jazdy. Rozegrane zostały pomiędzy czwórką zawodników minizawody, które ostatecznie wygrał Kuba Przygoński w swej 1000-konnej Toyocie.

Podsumowując tegoroczne wydarzenie, muszę stwierdzić, że jedynym punktem, jaki uratował ten wieczór było półtoragodzinne show w wykonaniu prezenterów BBC: Jeremy'ego Clarksona, James'a May'a i Richard'a Hammonda, czyli Top Gear Live. Tylko oni byli w stanie wywołać żywiołową reakcję zgromadzonych na trybunach 58 tysięcy osób - wcześniej prowadzący mogli uzyskać cokolwiek jedynie wymuszając na widzach określone zachowania. Jeśli chodzi o samo Verva Street Racing, to pozostaje mieć nadzieję, że przyszłoroczna edycja wróci jednak na ulice, gdzie jej miejsce. Bo miejsce ma znaczenie, choć zdecydowanie odwrotne, niż życzyliby sobie tego organizatorzy.