Goście dzielą się bowiem na dwie kategorie. Pierwsi, najczęściej zawodowo związani z materią regulowaną przez ministerstwo (kierowcy, szefowie firm transportowych etc.) usiłują się dowiedzieć, co nowego wymyślił minister, żeby im utrudnić pracę. Drudzy odwiedzają witrynę, żeby się pośmiać.
Szczególnie atrakcyjne były pod tym względem sprostowania p.o. Dyrektora Biura Komunikacji Społecznej wydawane po atakach w mediach na Marka Pola. Niestety, pana Ryszarda Nałęcza, który płodził po dwa sprostowania dziennie, opuściła wena i ostatnią polemikę zamieścił 24 marca, ku ogromnemu żalowi internautów.
Opieszałość dyrektora nadrabiają jednak z powodzeniem inni pracownicy resortu.
Otóż 6 maja opublikowali oni "Stanowisko Ministerstwa Infrastruktury w sprawie sposobu wykonania zadań sprzęganie i rozprzęganie w czasie egzaminu państwowego na prawo jazdy".
Kwestia jest niezwykle ważka. Otóż w rozporządzeniu w sprawie szkolenia i egzaminowania kierowców, określono w sposób jednoznaczny kolejność: najpierw sprzęgamy, potem rozprzęgamy (sytuacja wyjściowa - pojazd silnikowy obok przyczepy).
Teraz ministerstwo - anonimowo, bo nikt się pod tym kuriozum nie chciał podpisać - informuje, że kolejność powinna być odwrotna. Kandydat ma najpierw rozprzęgnąć, potem zaś sprzęgnąć zespół. Sytuacja wyjściowa (pojazd sprzęgnięty z przyczepą)też powinna być inna, niż w opublikowanym w Dzienniku Ustaw rozporządzeniu.
Mówiąc wprost: po odejściu z resortu Wielkiego Budowniczego Autostrad, urzędnicy puszczają oko do internautów, dając im do zrozumienia, że ich były szef pisał bzdury. To, że nie da się w drodze opublikowania "Stanowiska" zmienić obowiązującego rozporządzenia, zdaje się nie martwić ani autorów, ani ich nowego szefa.
Anonim z ministerstwa unieważnił także art. 39 ustawy prawo o ruchu drogowym. W "Stanowisku" znajdujemy bowiem nie tylko przełomowe i odkrywcze stwierdzenie, że "w czasie wykonywania sprzęgania i rozprzęgania egzaminowany może opuścić pojazd" (doprawdy? - myślałem, że powinien to robić siłą ducha jak David Copperfield), ale także zezwolenie, by egzaminowany nie zapinał pasów bezpieczeństwa, gdyż wydłużyłoby to czas trwania egzaminu.
Kiedyś takie bzdety nazywały się prawem powielaczowym. Jak nazwać je teraz, gdy nie używa się powielaczy lecz komputerów?
Polski przemysł motoryzacyjny, szanse i zagrożenia - debata
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?