Przed nami ciepłe majowe dni. Wielu kierowców wsiądzie za kółko i – często ryzykując życiem swoim, bliskich i innych użytkowników dróg – popędzi choćby w stronę Bałtyku, z pedałem gazu wciśniętym w podłogę. Sprawdziliśmy, jak tłumaczą się kierowcy, którzy za nic mają przepisy ruchu.
Według policji, 90 procent złapanych na wykroczeniu kierowców próbuje się usprawiedliwiać. Czasem wychodzi poważnie, czasem śmiesznie, ale w większości przypadków mało wiarygodnie.
– Tylko około dziesięciu procent zatrzymanych kierowców nie dyskutuje i przyznaje się do wykroczenia – mł. asp. mówi Tomasz Ałanowski z zachodniopomorskiej policji.
Autorką najzabawniejszego tłumaczenia była ostatnio 80-latka, która policjanci zatrzymali za przekroczenie prędkości. Starsza pani jechała 170 km/h. I choć prędkość przekroczyła o dobre kilkadziesiąt kilometrów, wiadomość o wyniku bardzo ją ucieszyła.
– Udowodnię mężowi, że nie jeżdżę tak szybko, jak mówi. On twierdzi, że ja pędzę 200 kilometrów na godzinę – mówiła.
Za swoje przewinienia kierowcy często obwiniają samochody. Te tłumaczenia należą do kategorii – „niewiedza”.
– Nie wiedziałem, że moje auto potrafi tak szybko jechać – dziwił się jeden z nich.
Inny zrzucił winę na benzynę. – Nie miałem pojęcia, że ona taką siłę daje silnikowi – mówił.
Kolejna kategoria tłumaczeń to „przypadki losowe”. Najczęściej chora żona, dziecko czekające w przedszkolu, pogrzeb, wizyta u lekarza. Podobne doświadczenia mają szczecińscy strażnicy miejscy. Im kierowcy tłumaczą się nie tylko z przekroczenia prędkości, ale też m.in. z parkowania w niedozwolonym miejscu. Np. na trawniku.
– Najnowsze tłumaczenia to nieskoszona trawa. Kierowca zapewnia, że na skoszonej, by nie zaparkował, ale na dłuższej może – mówi Magdalena Woźniak ze Straży Miejskiej w Szczecinie.
Inny zapewniał, że wjechał na trawnik tylko połową koła. Następny przekonywał, że rozjeżdżona trawa lepiej rośnie. Kolejny stał na stanowisku, że parkował dobrze, bo wszyscy stają w tym miejscu. Strażnicy wyczuleni są szczególnie na kierowców z kategorii „w zaparte”.
– Ci tłumaczą się, że znaku zakazu jeszcze niedawno w tym miejscu w ogóle nie było – dodaje Magdalena Woźniak. Jest też kategoria „szowiniści”. Tacy kierowcy, oczywiście mężczyźni, winę za wykroczenie zrzucają na kobiety.
– Przekroczyłem prędkość, bo pokłóciłem się z żoną.
Albo: – Musiałem przyspieszyć, bo kobieta w drugim aucie jechała tak dziwnie, że bałem się, że zderzy się ze mną. Strażnicy, podobnie jak policjanci, słuchają też tłumaczeń o zupie pozostawionej na włączonej kuchence, zalanej pralce, pękniętej rurze, nieodebranym ze szkoły dziecku.
– Ale zauważamy, że absurdalnych tłumaczeń jest mniej. Kierowcy coraz częściej próbują się bronić inteligentnymi komentarzami – mówi Magalana Woźniak.
Choćby takim:
– Wiem, że przekroczyłem prędkość. Ale musiałem wrócić do domu po klucze do pracy, bo ich zapomniałem. Czekam na prezesa mojej firmy. Jak się spóźnię, to mnie wyleje z roboty.
Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?