Gablota z kryminału

Marek Ponikowski
Marek Ponikowski na tropie auta z amerykańskiego czarnego kryminału.

Marek Ponikowski na tropie auta z amerykańskiego czarnego kryminału.

Fot. Archiwum
Fot. Archiwum

 

Lubię czasem wziąć do ręki dobrą powieść kryminalną. Najchętniej Chandlera. Nie po to, by dowiedzieć się, kto zabił, ale by smakować fragmenty w rodzaju: "Wade siedział, wpatrzony tępo przed siebie. Butelka Scotcha była wypita do połowy: twarz miał lekko zmarszczoną, a w oczach matowy połysk. Popatrzył na mnie jak koń na przeszkodę". Czyż nie cudowne? Albo: "Green podszedł do telefonu i podniósł słuchawkę. Miał prostą, pobrużdżoną twarz, świadczącą o długich latach męczącej, niewdzięcznej pracy. Tak bywa z glinami. Człowiek gotów jest ich nienawidzić, a niespodziewanie natyka się na takiego, który jest ludzki".

 

Tym razem podczas lektury "Długiego pożegnania" zatrzymałem wzrok na fragmencie następującym: "Poszliśmy do »Wiktora«. Zabrał mnie swoim rudawym Jowett Jupiterem, który był obity jasną skórą, a metalowe kucia miał chyba ze srebra. Pod jego brezentowym dachem starczyło miejsca akurat dla nas dwóch. Nie przykładam jakiejś specjalnej wagi do wozów, ale ta cholerna gablota wywołała we mnie lekkie uczucie zazdrości. Terry powiedział, że w ciągu sekundy dochodzi do stu kilometrów. Miała małą, zgrabną dźwignię przekładni biegów sięgającą mu zaledwie do kolan.

 

- Cztery biegi - wyjaśnił. - Nie wynaleźli jeszcze automatycznej przekładni, która by nadawała się do tego wozu. W gruncie rzeczy jest niepotrzebna. Można ruszyć z trzeciego biegu, a w ruchu czwórka i tak jest nieprzydatna".

 

Jowett Jupiter? Luksusowe auto o piorunujących przyspieszeniach, o którym nic nie wiem? A może Chandler wymyślił sobie tę ekskluzywną markę? W pierwszych latach po II wojnie światowej, gdy rozgrywa się akcja "Długiego pożegnania", powracający z Europy żołnierze armii USA zabierali ze sobą auta kupione po naszej stronie Atlantyku. Głównie sportowe samochody produkcji angielskiej. Ich ceny były dla posiadaczy dolarów nader atrakcyjne, a w dodatku małe wytwórnie brytyjskie oferowały już wówczas nowe, powojenne modele, podczas gdy w USA fabryki wielkich koncernów przestawiały się dopiero na produkcję pokojową. W salonach dilerskich od Nowego Jorku po Los Angeles można było znaleźć tylko auta skonstruowane jeszcze przed atakiem Japończyków na Pearl Harbor, z niewielkimi retuszami w nadwoziach. Prywatny import zrodził modę na samochody europejskie. Posiadanie Triumpha, MG Midgeta czy Jaguara zaczęło należeć do dobrego tonu. Czy dotyczyło to także Jowett Jupitera?

 

Fot. Archiwum
Fot. Archiwum

Powinienem się zarumienić, podejrzewając Raymonda Chandlera o konfabulację. Marka Jowett istniała naprawdę. Protoplastę rodu Jowettów, Wilfreda urodzonego w połowie XIX wieku w Bradford w hrabstwie Yorkshire, określano w dokumentach jako mleczarza, ale musiał zajmować się także innymi interesami, skoro na jego biletach wizytowych widniał tytuł "Producent silników gazowych i generalny inżynier". Miał trudny charakter, który sprawił, że jego córka Ruth oraz synowie Benjamin i William wcześnie wynieśli się z ojcowskiego domu.

 

Ta właśnie trójka założyła w 1906 roku warsztat samochodowy noszący dumną nazwę Jowett Motor Manufacturing Company. Produkcja ruszyła dopiero w 1910 roku. Do przestawienia firmy na produkcję zbrojeniową w roku 1916 opuściło ją zaledwie 48 samochodów. Wczesne Jowetty miały dwu-, a potem także czterocylindrowe, górnozaworowe silniki w układzie "boxer", ulokowane przed przednią osią; chłodnica znajdowała się za silnikiem. To rozwiązanie stało się znakiem rozpoznawczym wszystkich późniejszych samochodów tej marki, zarówno osobowych, jak lekkich ciężarówek. Auta produkowane w okresie międzywojennym nie wyróżniały się poza tym niczym szczególnym.

 

Sytuacja zmieniła się w roku 1945, gdy firmę z rąk braci Jowett przejął ich kuzyn Walter. Dobra kondycja finansowa przedsiębiorstwa pracującego przez okres wojny dla przemysłu zbrojeniowego pozwoliła mu na zainwestowanie sporych sum w nowy model. Limuzyna Jowett Javelin z 50-konnym, półtoralitrowym silnikiem i nadwoziem wzorowanym na przedwojennym amerykańskim Lincolnie Zephyr okazała się sukcesem.

 

W latach 1946-53 sprzedano ponad 23 tysiące tych aut, szybkich jak na owe czasy (maks. 128 km/godz.) i odznaczających się bardzo dobrym zachowaniem na drodze. Rajdowe sukcesy Javelina natchnęły Waltera Jowetta myślą, by na bazie tego modelu stworzyć prawdziwe auto sportowe. Pomysł przybrał realne kształty w roku 1949. Przestrzenną ramę z cienkościennych rur zaprojektował dla Jowetta były konstruktor niemieckiego Auto Union - Eberan von Eberhorst. Umieszczono w niej z przodu silnik z modelu Javelin, z kadłubem z aluminium i żeliwnymi głowicami. Jego moc dzięki zastosowaniu dwóch gaźników wzrosła do 60 KM. Układ smarowania wyposażono w chłodnicę oleju i filtr pełnego przepływu. Przednie koła zawieszone były niezależnie. Jako elementu resorującego użyto ułożonych wzdłużnie drążków  skrętnych.

 

Również tylna, sztywna oś była resorowana za pomocą drążków skrętnych. Otwarte nadwozie wykonano z lekkiej blachy aluminiowej. Jowett Jupiter ważył zaledwie 860 kilogramów. Osiągał setkę w 15,3 sekundy (nie w sekundę, jak twierdził bohater Chandlera). Rozpędzał się do 140 km/godz. Mało? Taką samą prędkość maksymalną miał rówieśnik Jupitera, Porsche 356.

 

Angielskie auto trzykrotnie, w latach 1950-52 wygrywało swoją klasę w 24-godzinnym wyścigu w Le Mans, w roku 1951 zajęło pierwsze i drugie miejsce w Rajdzie Monte Carlo oraz w brytyjskim RAC Tourist Trophy. Czegoś jednak zabrakło, by te sukcesy sportowe zamienić w sukces handlowy. Wyprodukowano tylko 899 Jupiterów, z których ok. 250 trafiło do USA i Kanady. W 1954 firma zakończyła działalność.

 

Chandlerowski Filip Marlowe był, jak na prywatnego detektywa, niezbyt spostrzegawczy. Prawdziwy Jowett Jupiter miał dźwignię zmiany biegów nie na środkowym tunelu, a pod kierownicą, zgodnie z ówczesną modą…

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja podsumowała majówkę na polskich drogach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty