Dzień ze Strażą Miejską w Szczecinie

redakcja.gdp
Dzień ze Strażą Miejską w Szczecinie
Dzień ze Strażą Miejską w Szczecinie
Wiele słyszy się komentarzy na temat pracy strażników miejskich. Jedni zarzucają im za rzadkie interwencje, inni narzekają na bezduszność, pozostali twierdzą, że zajmują się nie tym czym powinni.
Dzień ze Strażą Miejską w Szczecinie
Dzień ze Strażą Miejską w Szczecinie

Najwięcej uwag pada pod adresem tych strażników, którzy odpowiadają za interwencje komunikacyjne. Z tego powodu postanowiliśmy sprawdzić, jak tak naprawdę wygląda ich praca.

We wtorek wspólnie z patrolem w składzie Marek Pietrewicz i Magdalena Kościelniak udaliśmy się w miasto.

– W miejscach, w których interweniujemy po raz pierwszy, tylko pouczamy kierowców i zostawiamy informację za wycieraczką, żeby wiedzieli o co chodzi – mówi pan Marek. – Jeśli to nie przynosi skutków i ponownie pojawiamy się w danym rejonie, sięgamy po drastyczniejsze środki.

Te środki to oczywiście blokady na koła i mandaty. W ubiegłym roku strażnicy miejscy działający w Szczecinie założyli blisko 4 tysiące takich blokad i wystawili blisko 14 tysięcy mandatów za nieprawidłowe parkowanie.

– Samych interwencji komunikacyjnych mieliśmy w ubiegłym roku prawie 17,5 tysiąca – mówi Joanna Wojtach, rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Szczecinie. – To prawie 40 procent wszystkich naszych interwencji. Było ich znacznie więcej niż w latach poprzednich. Myślę, że jest to spowodowane wieloma nowymi inwestycjami, które pojawiły się ostatnio w mieście.

Nie potrafią parkować w Śródmieściu

– Zwykle nie mamy ustalonego harmonogramu ulic, które musimy odwiedzić – mówi pan Marek. – Jedziemy w te rejony, które wskazują mieszkańcy. Zwykle są to miejsca, w których problem ze źle zaparkowanymi autami jest największy.

Do takich zaliczyć można całe Śródmieście. Tu mieszka najwięcej mieszkańców, tu to czy się życie miasta, tu wciąż jest za mało parkingów. Patrol, któremu towarzyszyliśmy udał się we wtorek w okolice Książnicy Pomorskiej. Na ulicach Podgórnej, Dworcowej czy Rybackiej zawsze można spotkać źle zaparkowane samo chody. Tym razem nie było inaczej. Posypały się mandaty.

– Zawsze na interwencję chodzimy dwójkami dla bezpieczeństwa – tłumaczy pani Magdalena. – Tak się też wygodniej pracuje. Jedna osoba zakłada blokady, druga spisuje numery rejestracyjne i numery blokad.

Później te dane przekazywane są do centrali. Tam też dzwonią właściciele aut, na których założono blokady. Centrala informuje strażników o tym, który kierowca jest już przy swoim samochodzie. Ci jadą na miejsce, zdejmują blokadę i wlepiają mandat. Jego wysokość wynosi od 100 do 500 zł. Wszystko zależy o tego jakie przepisy złamał kierowca.

Zdarza się, że jeden kierowca podczas złego parkowania złamie kilka przepisów na raz. Tak było w przypadku właściciela audi, który zostawił auto na przejściu dla pieszych przy ul. Podgórnej, tuż przy skrzyżowaniu i zajął cały chodnik. Pozostali „tylko” zajmowali chodnik i nie widzieli znaku zakazu zatrzymywania się i postoju.

– Czasem jest tak, że jak rozpoczynamy interwencję na danej ulicy, spędzamy w jej okolicy cały dzień, bo źle zaparkowanych aut jest tak dużo – mówi pani Magdalena. – Kierowcy pojawiają się przy nas, zdejmujemy blokadę, wypisujemy mandat, odjeżdżamy kawałek dalej i zaraz wracamy, bo kolejny kierowca z blokadą na kole właśnie się zgłosił.

Agresja się nie opłaca

Kierowcy różnie reagują na widok blokady założonej na koło swojego samochodu. Większość ze spokojem przyjmuje mandat. Niektórym brak jednak kultury osobistej.

– Zdarzają się agresywne zachowania i przekleństwa – mówi pani Magdalena. – Czasem musi interweniować policja. Jeśli ktoś nas obraża, sprawa jest kierowana do prokuratury.

– Niektórzy nie chcą okazywać dokumentów, ale tym tylko utrudniają sobie życie – dodaje pan Marek. – Inni sami zdejmują blokadę. Nie wiedzą, że ona kosztuje ponad 260 zł. Jej zniszczenie i wyrzucenie to już zabór mienia i przestępstwo zgłaszane na policję. A takiego sprawcę łatwo odnaleźć na podstawie numeru rejestracyjnego samochodu.

Pan Marek, który jest strażnikiem miejskim od ponad 8 lat, zauważył jednak, że teraz kierowcy są spokojniejsi.

– Dawniej więcej było agre sywnych zachowań – mówi. – Teraz jest lepiej. Ludzie wiedzą jakie mamy uprawnienia. Oczywiście w wielu przypadkach nie wiedzą za co są karani, tłumaczą, że nie widzieli znaku. Nie są jednak wrogo do nas nastawieni. Ci, którzy się wykłócają i każą zamiast karać budować parkingi po prostu nie wiedzą na czym polega nasza praca.

Jak się jednak okazuje, nawet jeśli straż miejska założy nam na koło blokadę możemy uciec od mandatu. Tak było w przypadku pana Marka, kierowcy seata, który zaparkował w niedozwolonym miejscu przy ul. Rybackiej. Mężczyzna tłumaczył, że nie widział znaku zakazu zatrzymywania się i postoju.

– Przyjechałem tu tylko na chwilę, żeby opłacić studia żony kolegi. Wydałem 2,5 tysiąca złotych. – tłumaczył się strażnikom. – Jestem zawodowym kierowcą, jeżdżę przepisowo. To moja pierwsza blokada w życiu. Proszę mnie nie karać, nie stać mnie już na zapłacenie tego mandatu. Będę już pamiętał, że nie można tu parkować, obiecuję. Dziś są przecież Walentynki...

Prośby zostały wysłuchane. Nie ze względu na Walentynki, a okoliczności. Pani Magda zamiast mandatu zastosowała tylko pouczenie.

Musiałem się wyładować

- Zatrzymałam się tylko na chwilkę, bo byłam z dzieckiem u lekarza – tłumaczyła się właścicielka źle zaparkowanego przy ul. Rybackiej mercedesa. – Co prawda moja mama, która mieszka w tej okolicy, mówiła, że ostatnio często pojawia się tutaj straż miejska. Nie sądziłam jednak, że zdążą założyć mi blokadę i ukażą mandatem. Zwykle, kiedy przyjeżdżam tu na dłużej, zostawiam auto w innym, dozwolonym miejscu. Uznałam, że jak zatrzymam się tu na chwilę to nic się nie stanie. No ale trudno. Stało się, będę musiała zapłacić mandat.

Inaczej tłumaczył się kierowca volkswagena zaparkowanego w niedozwolonym miejscu na chodniku przy ul. Podgórnej.

– Zupełnie nie zauważyłem tamtego znaku – mówił. – Jak wjeżdża się od strony ulicy świętego Ducha to go nie widać. Myślałem, że mogę zostawić tu auto. Wydałem sporo pieniędzy na spotkanie służbowe, na którym właśnie byłem, a teraz będę musiał jeszcze zapłacić za mandat. To raczej nie jest dobry dzień.

Znaku zakazu zatrzymywania się i postoju przy ul. Podgórnej nie widział także kierowca samochodu marki KIA. – Przecież z tej strony zupełnie nie widać tego znaku – mówił. – Skoro jest to droga jednokierunkowa, przechodząca w dwukierunkową znak powinien być powtórzony. Tak nie jest, więc kierowcy myślą, że na odcinku gdzie są już dwa pasy ruchu można auto spokojnie zostawić. Nie zgadzam się z tym mandatem, ale przyjmę go, bo nie chcę się ciągać po sądach przez 100 zł. Nie ukrywam jednak, że jestem wściekły.

Po kilku minutach pan swój błąd jednak zrozumiał i się uspokoił. – Byłem zły, musiałem się po prostu wyładować – dodał i odjechał.

– Nie jest tak, że koniecznie na złość wszystkich chcemy ukarać mandatami – mówi pan Marek. – Tak często myślą osoby, które jeżdżą luksusowymi autami. Mówią wtedy „no tak, zobaczyliście taki samochód to już od razu dajecie mi mandat, bo mnie stać”. Tak nie jest. Dla nas nie ma znaczenia czy źle zaparkowane auto to bmw, mercedes czy fiat 126 p. Karzemy tych, którzy łamią przepisy. Czasami stosujemy tylko pouczenia. Wszystko zależy od sytuacji. Przecież też jesteśmy ludźmi.

Karanie to syzyfowa praca

Strażnicy miejscy, z którymi jeździliśmy po mieście zajmują się głównie karaniem kierowców, którzy zaparkowali auta w niedozwolonych miejscach. Zakładanie blokad na koła i wystawianie mandatów zwykle skutkuje, jednak nie na długo.

– To co robimy to często syzyfowa praca – mówi pan Marek. – Problem w danym miejscu znika po naszych interwencjach, jednak po jakimś czasie kierowcy znów czują się bezkarni i parkują tam gdzie się im podoba.

Tak wciąż dzieje się w okolicach przystanku autobusowego przy CH Galaxy przy ul. Malczewskiego. Są jednak takie miejsca, w których sytuacja się poprawiła. Tak było np. w rejonie ulic Józefa, Starzyńskiego czy przy deptaku Bogusława.

– Nie jest tak, że straż miejska tylko wystawia mandaty i zakłada blokady – mówi pan Marek. – Staramy się pomagać kierowcom na tyle, na ile możemy. Zawsze pod koniec roku robimy listę miejsc, w których według nas można dopuścić parkowanie. Przesyłamy nasze wnioski dalej, one są rozpatrywane i często udaje się je przeforsować. Tak było np. w przypadku ulicy świętego Józefa, gdzie utworzono nowe miejsca parkingowe.

Wkrótce kierowcy będą mieć też więcej miejsc parkingowych przy ul. Nowej i Rybackiej. W wielu innych miejscach w Szczecinie problem ze źle zaparkowanymi autami wciąż jednak istnieje.

– Myślę, że zwiększenie ilości punktów karnych dla kierowcy, który źle zaparkował, pomogłoby poprawić tę sytuację – mówi pan Marek. – Mandat nie jest karą dla osób zamożnych, dla których 100 czy 300 zł to nieduża kwota.

Autor: Paulina Targaszewska
[email protected]
Fot. Marcin Bielecki

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty