Cacka warte każdych pieniędzy

Wojciech Trzcionka
Fot. Wojciech Trzcionka
Fot. Wojciech Trzcionka
20 i 21 maja w Wiśle i okolicy odbył się 29. Śląski Rajd Pojazdów Zabytkowych. Przyjechało pół setki starych samochodów
20 i 21 maja w Wiśle i okolicy odbył się 29. Śląski Rajd Pojazdów Zabytkowych. Przyjechało pół setki starych samochodów.
Fot. Wojciech Trzcionka
Fot. Wojciech Trzcionka

 

Piękne auta można było oglądać w piątek i sobotę na wiślańskim Rynku, na Równicy w Ustroniu, czy pod karczmą na Ochodzitej w Koniakowie. Zabytkowe samochody wzbudzały ogólny zachwyt i westchnienia tłumów. Ludzie zaglądali przez odkręcone szyby, palcowali odpucowane maski, pstrykali zdjęcia.

 

Fot. Wojciech Trzcionka
Fot. Wojciech Trzcionka

Najmniejszym samochodem biorącym udział w pokazowym rajdzie był Fiat 500 z 1970 r. wielkości Malucha.

- Kupiłem go dwa lata temu w Rzymie od studenta. Świetnie się prowadzi - przekonywał właściciel samochodziku, Paweł Kobylański.

 

Najstarszym wozem był Renault Mona z 1920 r. Maciej Mirek przyjechał nim z Myślenic. To rodzinna pamiątka.

- Wóz należał najpierw do hrabiego Adama Stadnickiego. W 1930 r. dziadek go odkupił i już został w rodzinie. 14 lat doprowadzałem go do stanu używalności. Trzyma się świetnie. Gdybym się uparł, to do Paryża bym dojechał. Podróż trwałaby jednak długo, bo auto jedzie najwyżej 60 km/h. No i nie byłoby zbyt wygodnie. W

Fot. Wojciech Trzcionka
Fot. Wojciech Trzcionka

szoferce jest ciasno, jak w ławie kościelnej - mówi właściciel wiekowego Renaulta.

 

Aż z Berlina przyjechało BMW 502 z 1962 r.

- To samochód rządowy, który kupowali też bardzo bogaci ludzie. Ma ośmiocylindrowy silnik o mocy 160 koni. Mógł jeździć nawet 180 kilometrów na godzinę. Dzisiaj już nie da się nim tak szaleć, ale setkę wciąż wyciąga - przekonuje dumny właściciel, Henryk Poloczek.

 

Na rajd przyjechały też Fiaty, Volva, Citroeny, Alfy Romeo, Mini Morisy. Najwięcej było jednak Mercedesów. Wśród nich wyróżniał się ogromny, czarny model 170S z 1951 r., pierwsza wersja tej marki po II wojnie

Fot. Wojciech Trzcionka
Fot. Wojciech Trzcionka

światowej, czy jego następca mercedes 220W. Był nawet do kupienia.

- Mam go od 20 lat, jest wycackany. Chcemy go sprzedać i kupić znowu jakiś wóz do remontu - mówił Michał Okoń z Katowic.

Kiedyś wóz, wyprodukowany tylko w 16 tys. egzemplarzy (okazał się za drogi dla mas) kosztował 12 tys. marek, czyli tyle, ile mały dom. Dzisiaj ma szansę pójść za 100 tys. zł. Na wartości więc nie stracił. Najciekawszy wystrój miał Citroen C4 z 1930 roku Leszka Sucheckiego z Warszawy. W środku,

Fot. Wojciech Trzcionka
Fot. Wojciech Trzcionka

w miejscu gdzie do tapicerki przypinane są dzisiaj pasy bezpieczeństwa, ma... wazonik z kwiatami. Na placu Hoffa wyróżniał się też czerwony kabriolet — angielski Triumph Spitfire MK1 z 1964 roku.

 

- Szpanerski? No pewnie. Nie powiem za ile go kupiłem, bo żona nie wie i lepiej, żeby tak zostało. Samochody, to taka szczególna pasja, której nie można przeliczać na pieniądze.- uśmiechał się właściciel Tadeusz Durczyński z Gierałtowic, który ma kabrioleta dopiero od dwóch lat. 

od 7 lat
Wideo

Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty