Auta-reklamy. Szpecą miasto ale mandatu dostać nie mogą

gazeta.pomorska
Auta-reklamy. Szpecą miasto ale mandatu dostać nie mogą
Auta-reklamy. Szpecą miasto ale mandatu dostać nie mogą
Sposób jest prosty. Kupuje się za grosze stare auto. Oblepia się je reklamami i parkuje w najbardziej ruchliwych punktach miast. Co na to straż miejska i drogowcy? Rozkładają ręce.
Auta-reklamy. Szpecą miasto ale mandatu dostać nie mogą
Auta-reklamy. Szpecą miasto ale mandatu dostać nie mogą

Bydgoszcz, rondo Kujawskie. Tylko tutaj na okrągło parkują cztery reklamy na kółkach. Podobnie jest na Mostowej, Focha, Kamiennej...

Dzwonimy pod numer telefonu widoczny na jednym z takich aut. - Mam zgodę z Urzędu Miasta przekonuje nas właściciel samochodu. Ale urzędnicy tego nie potwierdzają.

- To zjawisko, niestety, się nasila. Reklam tego typu jest coraz więcej - przyznaje Krzysztof Kosiedowski, rzecznik Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej w Bydgoszczy.

Jak obliczyliśmy rocznie można „zaoszczędzić” nawet 20 tys. zł. Tyle bowiem kosztuje baner reklamowy przy ulicy w Bydgoszczy.

- Nasi mieszkańcy również skarżą się na tego typu auta. Często są to lawety albo przyczepy ustawiane w zatoczkach i na parkingach - dodaje Agnieszka Kobus-Pęńsko, rzecznik Miejskiego Zarządu Dróg w Toruniu.

Okazuje się, że pomysł darmowych reklam zalewa już Polskę. - Winne są nieprecyzyjne przepisy. Trudno bowiem udowodnić właścicielowi auta, że postawił reklamę przy drodze - tłumaczy rzecznik Zarządu Infrastruktury i Transportu w Krakowie. - Przeważnie słyszymy, że to jego samochód prywatny i że może na nim naklejać, co mu się podoba.
Ręce rozkładają również bydgoscy strażnicy miejscy. Nie mogą wlepiać mandatów, nawet jeśli zaparkowany samochód jest cały oklejony  reklamami. Mogą jedynie ukarać właściciela, kiedy mają do czynienia z wrakiem. A z reguły auta-reklamy wrakami nie są.

- Nieprecyzyjne przepisy w zakresie ładu przestrzennego, w tym reklam zewnętrznych to zmora większości miast - przyznaje Marcin Rutkiewicz ze stowarzyszenia ,,MiastoMojeAwNim’’, które lobbuje w Ministerstwie Infrastruktury na rzecz doprecyzowania i ujednolicenia prawa. - Staramy się już cztery lata o powstanie takiej ustawy. Niestety, jesteśmy w punkcie wyjścia. 

- Trzeba doprecyzować, co jest a co nie jest reklamą - wskazuje też bydgoski plastyk miejski Jacek Piątek. - Ważne jest także, aby uświadamiać reklamodawcom, iż chaotycznie i niechlujnie montowane banery mogą przynieść rezultat odwrotny  do zamierzonego.                  

Toruń nie zamierza jednak czekać na doprecyzowanie przepisów.  I już teraz postanowił podjąć zdecydowane kroki, by usunąć auta - reklamy z zatoczek i parkingów. - Jeśli zauważymy taki samochód, to robimy mu zdjęcia i spisujemy protokół - opowiada Kobus- Pęńsko. - Następnie, jeśli to możliwe, namierzamy właściciela. Najczęściej przekonuje nas, iż jego samochód wcale nie jest reklamą, ale miał po prostu zwykłą awarię i musi tak stać. Wtedy pytamy o oznakowanie awaryjne, którego najczęściej brak.

A co grozi takiemu  reklamodawcy „na dziko”?  - Musi zapłacić dziesięcio-krotność podstawowej stawki za ustawianie reklamy w tym miejscu - odpowiada rzecznik MZD w Toruniu.

ŁUKASZ JĘDRZEJCZAK
Źródło: Pomorska.pl

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty