Co sprawi, że samochód zostanie w pamięci już na zawsze? Odrobina sławy. Złej sławy.
Było kilka minut po dziewiątej. Pustkowie wygrzewało się w ostrym, porannym słońcu. W oddali dał się słyszeć głos silnika. Pruł powietrze coraz wścieklejszym jazgotem. Obudzony z nagła kurz unosił się spod kół ścianą furii. W krzakach za wzniesieniem czekało sześciu mężczyzn. Gdy samochód zbliżył się na odległość strzału otworzyli ogień.
Specjalnie zamówione na tę okazję karabiny automatyczne wypluły całą zawartość magazynków jeszcze nim wóz ich minął. Potem sięgnęli po strzelby, a na koniec w stronę dymiącego już samochodu posłali dla pewności parę kulek z pistoletów. Nie było ostrzeżenia, żadnego "ręce do góry", czy "w imieniu prawa…" Tak zginął wróg publiczny numer jeden, złodziej i zabójca Clyde Barrow i jego partnerka Bonnie Parker. Był 23 maja 1934 roku, okolice Bienville Parish w Luizjanie.
Po wszystkim samochód, w którym tkwiło 127 kul dał się, o dziwo, od razu odpalić i pojechał do miejscowego dilera. Relikwię zabójczej pary kochanków, szarego Forda V8 przez wiele lat pokazywano gawiedzi za 25 centów od łebka.
"Odkąd udało mi się uciec jednym, zawsze jeżdżę Fordami" napisał podobno Clyde Barrow do Henry’ego Forda w liście z 10 kwietnia 1934 roku. List do dziś jest w Henry Ford Museum, choć na temat jego autentyczności krążą kontrowersje. Wiadomo na pewno, że bujdą były wynurzenia innego gangstera, Johna Dillingera adresowane do Forda: "Jak się masz stary! Jestem tu dziś od 10 rano i chętnie bym Cię zobaczył. Masz genialny samochód. (…) Każdy inny wóz łyka kurz za moim Fordem". Skądinąd wiadomo, że Dillinger był świetnym kierowcą i niezależnie czym jechał pościg mógł zwykle tylko wycierać pył z oczu.
Największy konkurent Forda, Chevrolet zostałby w tej szczególnej rywalizacji na straconej pozycji, gdyby nie chicanos, "źli chłopcy" latynoskiego pochodzenia zamieszkujący Kalifornię. Choć postrzegani byli przez białych jako typy spod ciemnej gwiazdy, to ich ostentacyjny sposób bycia często był manifestacją odrębności w świecie, który nimi pogardzał. Chicanos uwielbiali jaskrawe garnitury, i powolną jazdę. Im
bliżej asfaltu pełzał samochód tym lepiej. T
o oni wymyślili lowridery: niskie, długie, wymalowane muralami: z półnagą pięknością, znakiem gangu, albo Matką Boską z Gwadelupy. Jeździli różnymi samochodami, najczęściej tanimi i używanymi, ale Chevy był ich marką. Najsłynniejsze lowridery powstały właśnie na bazie Chevroletów. Szczególnie lubiane są modele z lat 1963-64. Bunt chicanos zainspirował innych, którzy w opływającej w dostatki Ameryce białych musieli wieść życie na ulicy. Lowridery występują w teledyskach czarnych raperów, a kapiące złotem felgi i atrapy doskonale pasują do łańcuchów i sygnetów, jakimi obwieszeni są Snoop Dogg czy Ice T (od czasu do czasu).
Czarna reputacja Forda znalazła ujście w hot-rodach. Tanie silniki V8 rzeczywiście były dość skuteczne i pozwalały tworzyć lekkie samochody do wyścigów po wyschniętych, słonych jeziorach w południowej Kalifornii. Ze względu na sylwetkę szczególnie cenione stały się Fordy z rocznika 1932 oraz 1934 - pierwsze o zacięciu aerodynamicznym. Dziś hot-rody i lowridery spotykają się na zlotach, a pojedynek między Fordem, a Chevroletem toczy się o lśnienie lakieru.
Policja podsumowała majówkę na polskich drogach
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?