Legenda amerykańskich wozów sportowych przyszła na świat 16 stycznia 1953 roku.
Corvette ma dwie cechy ponad boskość kobiety: nie zdradzi i nie gada - tak właściciel Corvetty rocznik 84 mówi o swoim samochodzie. Poznaliśmy go na forum internetowym poświęconym legendarnym samochodom. Podobnie o "przecinaku" mówią inni posiadacze.
— Jeśli kochasz ten wózek, to nie będzie Ci przeszkadzać, że jest trochę niewygodnie. Bo Corvette nie jest do wylegiwania się. Jest do przecinania ulic — mówi właściciel Corvette C3 rocznik 77. — Luksusów nie spodziewajcie się też jeśli chodzi o wyciszenie wnętrza. Sportowy silnik V8 jest po to, żeby można było go posłuchać. A jak dociśniesz gazu, samym hukiem ma rozdzierać powietrze. Warto wydać jakieś 40 tys. za takie przyjemności.
Na początku lat 50. amerykański rynek zaczęły podbijać sportowe auta z Europy. Nie miały wielkiej konkurencji, dlatego ich sprzedaż rosła z każdym dniem. Koncern General Motors
postanowił to zmienić. Rozpoczęły się prace nad niedużym sportowym wozem oraz konkurs na jego nazwę. Wpłynęło około 200 propozycji. Wygrał Myron Scott, fotograf firmy, który zasugerował, by auto nazwać identycznie jak amerykańskie okręty wojskowe, czyli Corvette.
Legenda amerykańskich wozów sportowych przyszła na świat 16 stycznia 1953 roku. W pierwszej fazie produkcji nadwozie z tworzywa sztucznego robione było ręcznie, przez co Corvette kosztował aż 3,5 tys. dolarów. W dodatku pod maską siedział nieco zmodyfikowany silnik, jeszcze sprzed dwóch dekad, 150-konny ospały 6-cylindrowiec, więc
nietrudno się domyśleć, że ten samochód rynku amerykańskiego nie podbił. Zamiast planowanych 10 tys., w pierwszym roku znaleziono zaledwie 300 amatorów. I jakby na dobicie: jechało się nim równie niewygodnie jak furgonetką, a auto w cenie luksusowego Cadillaca oferowało zaledwie ogrzewanie i radio.
Po tym nieudanym starcie szefostwo GM zastanawiało się nawet nad zakończeniem produkcji. Szczęśliwie dla dzisiejszych fanów Corvetty pod maskę powędrował nowy V8, przyszły pierwsze modyfikacje, a wraz z nimi klienci do
salonów. Po wprowadzeniu modelu Sting Ray tylko w pierwszym roku sprzedano ponad 20 tys. aut.
Ale nauczka z początkowymi trudnościami jakby poszła w las i wróciła niczym bumerang na początku lat 80., kiedy to w salonach pojawić się miał model czwartej generacji. Pierwsze 43 samochody, które zjechały z taśmy, miały tyle usterek, że
żaden nie trafił do sprzedaży. Modyfikacje zajęły kilka miesięcy. Corvetta odbudowywała swój wizerunek i z każdym modelem stawała się coraz bardziej pożądanym obiektem. Wiosną trafia na rynek szósta już wersja modelu napędzana ponad 400-konnym silnikiem.
Polski przemysł motoryzacyjny, szanse i zagrożenia - debata
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?