Złom Europy

Dużo nowości na rynku motoryzacyjnym. Wprowadzamy często i szybko przepisy unijne tyle, że w praktyce przepisy te nie bardzo do nas pasują.

Od listopada np. przeglądów gwarancyjnych można dokonywać także w stacjach nieautoryzowanych, ale firmy samochodowe muszą wydać opinie, czy te nie autoryzowane stacje się do tego nadają. Jak znamy życie, to długo nie będą się nadawać. Jest to zbyt dobry interes, aby firmy samochodowe z niego zrezygnowały. Druga sprawa to stale rosnący, wręcz niekontrolowany wzrost cen. Zarabiamy dalej co najmniej cztery razy mniej aniżeli we Francji, a szczególnie w Niemczech, a ceny paliw zaczynają być zbliżone. Olej napędowy kosztuje już przeszło 3,50 zł., czyli więcej niż benzyna kosztowała na wiosnę.

Samochody zdrożały w tym roku o 7 procent i średnia cena auta wynosi już 60 tys. zł i jest o ok. 10 procent wyższa niż przed rokiem. Ceny zbliżają się do cen zachodnich tylko zarobki w Polsce stoją w miejscu. Motoryzacja jest tego szczególnym przykładem. Przepisy są też takie, że z krajów Unii Europejskiej możemy sprowadzić każdy złom i oni nie mają nic przeciwko temu.

Coraz bardziej zaczyna wyglądać na to, że Polska traktowana jest jako poletko doświadczalne europejskiej motoryzacji. Przepisy - powtórzmy - są tak liberalne, że można podrzucić do Polski każdy złom i tak się dzieje. Polskie władze zapowiadają zmiany, ale jak na razie nie reagują. Nabywcy z Polski kupili już w tym roku przeszło 600 tys. samochodów używanych, najczęściej 8-10 letnich. Polska jest największym rynkiem tego złomu dla Europy.

Przepisy Unii Europejskiej w motoryzacji jawią się jako założenie, że wszystkim ma być wszystko wolno. Jest to założenie teoretycznie słuszne, powstanie zdrowa konkurencja tyle, że jak na razie to im wolno, a my za to płacimy.