Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Złamał kręgosłup, jeździ 390-konnym Lancerem, chce inspirować innych

Tomasz Biliński (AIP)
Sebastian Luty 13 lat temu złamał kręgosłup. Choć jest sparaliżowany w 95 procentach, to prowadzi samochód rajdowy. - Najgorzej jest użalać się nad sobą. Ja nie miałem chwil załamania. Od zawsze skupiałem się na celu - opowiada 40-letni kierowca, który jest ambasadorem projektu Avalon Extreme, mającym skupiać osoby niepełnosprawne uprawiające sporty ekstremalne.Fot. materiały prasowe
Sebastian Luty 13 lat temu złamał kręgosłup. Choć jest sparaliżowany w 95 procentach, to prowadzi samochód rajdowy. - Najgorzej jest użalać się nad sobą. Ja nie miałem chwil załamania. Od zawsze skupiałem się na celu - opowiada 40-letni kierowca, który jest ambasadorem projektu Avalon Extreme, mającym skupiać osoby niepełnosprawne uprawiające sporty ekstremalne.Fot. materiały prasowe
Sebastian Luty 13 lat temu złamał kręgosłup. Choć jest sparaliżowany w 95 procentach, to prowadzi samochód rajdowy. - Najgorzej jest użalać się nad sobą. Ja nie miałem chwil załamania. Od zawsze skupiałem się na celu - opowiada 40-letni kierowca, który jest ambasadorem projektu Avalon Extreme, mającym skupiać osoby niepełnosprawne uprawiające sporty ekstremalne.

Niemożliwe nie istnieje – to dla Pana frazes czy coś więcej?
Stwierdzenie mocno wyświechtane, ale równie mocno w nie wierzę. Naprawdę można zrobić mnóstwo rzeczy, jeśli tylko się tego chce.

Pan chciał jeździć samochodem rajdowym i jeździ, jednak w stanie, no właśnie, w jakim?
Z bardzo potężnym paraliżem czterokończynowym. Mam uraz rdzenia kręgowego na wysokim poziomie C5. Mam sparaliżowane tułów, nogi i w większości ręce – palce, nadgarstki, triceps i barki. Na co dzień tego nie widać, bo siedzę na teoretycznie zwykłym wózku inwalidzkim. Jednak jest to wózek elektryczny, a ja stabilizuję się ortezami. Ładnie wyglądam, ale szklanki z wodą nie podniosę (śmiech).

Sebastian Luty o Avalon Extreme

Tym bardziej wydaje się nieprawdopodobne, że prowadzi Pan 390-konnego mitsubishi lancera evo. Pewnie z 250 km/h można nim pojechać.

Można, ale nigdy tyle nie jechałem. Najszybciej 210 km/h. Ale wyjątkowe jest w nim to, że kieruje się go przy pomocy dwóch dżojstików – jeden odpowiada za gaz i hamulec, drugi zastępuje kierownicę. Wewnątrz może trochę przypomina samolot, ale dla mnie to wózek elektryczny o mocy 390 koni (śmiech).


Sebastian Luty 13 lat temu złamał kręgosłup. Choć jest sparaliżowany w 95 procentach, to prowadzi samochód rajdowy. - Najgorzej jest użalać się nad sobą.
Sebastian Luty 13 lat temu złamał kręgosłup. Choć jest sparaliżowany w 95 procentach, to prowadzi samochód rajdowy. - Najgorzej jest użalać się nad sobą. Ja nie miałem chwil załamania. Od zawsze skupiałem się na celu - opowiada 40-letni kierowca, który jest ambasadorem projektu Avalon Extreme, mającym skupiać osoby niepełnosprawne uprawiające sporty ekstremalne.

Fot. materiały prasowe

Dżojstiki kojarzą się z grą komputerową.

I trochę tak jest. Ale niestety, życie jest jedno i nie mogę powtórzyć etapów (śmiech). Nie ma też feedbacku. Trzymając kierownicę, czujesz co się dzieje z oponami, czy cię zarzuca i tak dalej. Na dżojstikach tego nie mam. Zresztą odczuwanie czynników zewnętrznych mam tym bardziej utrudnione, bo w tułowiu mam zaburzone czucie. Kierownicę, choć jej nie dotykam, to zostawiłem w aucie, bo mam na niej punkt, dzięki któremu widzę, jak ułożone są koła.

Drogie jest takie przystosowanie samochodu?
Bardzo, ale udało się znaleźć osoby, które poczuły ten pomysł i mi pomogły. To nie jest autorskie rozwiązanie. Wariant stosuje się w cywilnych autach. Po raz pierwszy jednak został zastosowany w wyczynowym samochodzie. I to było wyzwanie, żeby system działał szybciej i był bardziej wytrzymały. Na świecie są dwie firmy, które takie rzeczy potrafią wykonać. W jednej usłyszałem, że jestem szalony. Druga – z Niemiec – to zrobiła.

Jeździ Pan nim po zwykłych drogach?
Nie, nie mogę. Choć czasem „Bestią”, bo tak nazywam swoje Evo, muszę, z warsztatu na tor itp. Raz zatrzymali mnie policjanci. Zdziwili się, gdy spotkali jedynego na świecie kierowcę, który prowadzi auto dwoma dżojstikami. Popatrzyli jak to wygląda, zrobiliśmy sobie zdjęcie i mnie puścili. Przepisów żadnych nie złamałem, bo nawet jak muszę się gdzieś przemieścić, to nie przekraczam „pięćdziesiątki”.

W trakcie jazdy podczas zawodów obawia się Pan o swoje zdrowie?
Pewnie. Stresuje się bardzo. Mam świadomość, że jeśli dojdzie do poważnego wypadku, to będę miał problem, żeby samodzielnie opuścić samochód. Mam ekipę, która nade mną czuwa, robimy wszystko, żeby było bezpiecznie. Ale skłamałbym, gdyby powiedział, że się nie boję. Mam wrażenie, że to zdrowy objaw.

Jak Pana osiągi wyglądają na tle rajdowców w pełni sprawnych?
Od początku realizowania swojej pasji mówiłem, że będę jeździł wolno, ale głośno. Być osobą, która wzbudza zainteresowanie z wiadomych powodów. Natomiast jak się okazało, nie ustępuję sprawnym kierowcom. Zdarza się, że ich wyprzedzam. Ostatnio na Race Day w Łodzi byłem 15. na 33 załogi. Za mną były auta w mojej klasie! Wierzę, że im więcej treningów będzie za mną, tym będę bliżej zwycięstwa.

[page_break]

Tylko czy sama technologia nie będzie wtedy przewagą? Tak jest chociażby w przypadku Oscara Pistoriusa.
To ciekawy temat. Wśród założeń Avalon Extreme jest rywalizacja sportowców niepełnosprawnych ze sprawnymi. Nie chcemy robić paraolimpiad. Sport jest jeden. Natomiast faktycznie, czasem niepełnosprawność daje przewagę. Jeśli dopracuję system dżojstików, to może się okazać, że mimo mojej ogromnej dysfunkcji, będę miał większą precyzję w prowadzeniu auta. Wtedy będzie to połączenie człowieka i maszyny. Nie chcę jednak, żeby technologia przerosła umiejętności.

Jedno z haseł Avalon Extreme to „zwycięstwo zaczyna się od upadku”. Jaki był Pana upadek?
Wbiegałem do wody, rzuciłem się do przodu... i uderzyłem w dno. Było tam jakieś wypłycenie, mulda. Gdybym skoczył z jakiegoś klifu, to przynajmniej byłoby się czym chwalić. To o tyle ciekawe, bo od zawsze uprawiałem różne sporty ekstremalne, wciąż brakowało mi adrenaliny. Tymczasem wypadek przydarzył mi się taki, jaki może każdemu. Był rok 2004, wszystko zacząłem od zera. I prawdę mówiąc, w kilkanaście lat osiągnąłem więcej niż przed wypadkiem. Jak się chce, to można. Oczywiście mnóstwo ludzi uwierzyło w mój pomysł na siebie i mnie w tym wspiera, ale nikt niczego nie dał mi za darmo.

Zaczęło się od rehabilitacji.
Planowałem szybko stanąć na nogi, ale to było wykluczone. Plan się zmienił na długoterminowy. Intensywna rehabilitacja miała utrzymać moje ciało w odpowiedniej kondycji, na wypadek, gdyby możliwe było połączenie rdzenia kręgowego. Jednak medycyna wciąż nie jest na to gotowa. Rehabilitacja przekształciła się w trening. Tak ją dzisiaj nazywam.


Sebastian Luty 13 lat temu złamał kręgosłup. Choć jest sparaliżowany w 95 procentach, to prowadzi samochód rajdowy. - Najgorzej jest użalać się nad sobą.
Sebastian Luty 13 lat temu złamał kręgosłup. Choć jest sparaliżowany w 95 procentach, to prowadzi samochód rajdowy. - Najgorzej jest użalać się nad sobą. Ja nie miałem chwil załamania. Od zawsze skupiałem się na celu - opowiada 40-letni kierowca, który jest ambasadorem projektu Avalon Extreme, mającym skupiać osoby niepełnosprawne uprawiające sporty ekstremalne.

Fot. materiały prasowe

Jak udało się Panu przezwyciężyć zapewne trudne początki?

No właśnie nie miałem chwil załamania. Od zawsze byłem skupiony na celu. On się z czasem zmieniał, ale za każdym razem napędzał. Położenie się w łóżku i użalanie się nad sobą jest najgorsze. Zamiast tego zacząłem coraz wyżej zawieszać sobie poprzeczkę.

Na jednej z wysokości powstał projekt Avalon Extreme?
Na przykład. Chcę żeby skupiał on osoby podobne do mnie, a takich jest w Polsce dużo. Nasi ambasadorzy: Bartek Ostałowski driftuje, choć nie ma rąk, Adam Czeladzki jest sparaliżowany, a lata szybowcem, Tomek Biduś jest kapitanem i trenerem kadry rugby na wózkach, z kolei Igor Sikorski uprawia wakeboarding, jest paraolimpijczykiem w narciarstwie alpejskim. Jesteśmy ludźmi, którzy dla osób niepełnosprawnych i nie tylko mogą być natchnieniem. Chcemy nim być i robimy wszystko, by tak było. Organizujemy wyjątkowe imprezy, które inspirują. Już 19 sierpnia zapraszamy do Wawa Wake pod Warszawą na SitWake Extreme Challenge, a we wrześniu organizujemy drugie edycje Wheelmageddonu oraz Extreme Racing Cup na Torze Łódź. Po tego typu wydarzeniach odzywają się osoby, które chcą działać. Zgłosiła się do nas osoba, która jeździ na wózku, ale lata na paralotni. Kolejna jeździ na motocrossie, mimo ręki amputowanej przy barku. Fajnie byłoby stworzyć taki zespół Red Bulla, tylko że dla osób niepełnosprawnych.

W tym roku skończył Pan 40 lat. Minęły one jak…
(śmiech) Szybko. Wypadek spowodował, że dzielę swoje życie na przed i po. To powoduje, że nie jest ono jednolite. Zatem 40 lat minęło nie jak jeden dzień, a dwa.

od 12 lat
Wideo

Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty