Ze względu jednak na niską jakość wielu "zamienników" upór ten jest niejednokrotnie uzasadniony.
"Bądź oryginalny. Kieruj się marką". Pod takim hasłem 25 producentów i importerów samochodowych skupionych w Związku Motoryzacyjnym SOIS rozpoczęło kampanię prasową, w której namawiają do korzystania z części zamiennych sygnowanych logo wytwórców aut.
Logo gwarantem bezpieczeństwa?
Akcja ma przekonać posiadaczy aut, i to nie tylko nowych, że jedynie kupowanie części z logo danej marki samochodu, zapewnia im bezpieczeństwo podczas jazdy. Znak towarowy (logo) koncernu samochodowego oznacza, że części zostały przez niego przetestowane, co gwarantuje ich jakość i niezawodność. Tymczasem wiele produktów firm niezależnych to, zdaniem SOIS,
części podrabiane, które nie były testowane. Ustawodawstwo europejskie nie nakłada zresztą na te firmy takiego obowiązku. Muszą mieć jedynie certyfikaty stwierdzające dopasowanie części do konkretnego auta, zastosowanie do jej produkcji odpowiednich materiałów i objęcie jej ochroną antykorozyjną.
Ta kampania to próba powstrzymania fali niefirmowych części, sprowadzanych m.in. z Argentyny, Brazylii, Turcji i Tajwanu i trafiających głównie do nieautoryzowanych niezależnych warsztatów, których jest w Polsce ponad 23 tys.
Skok na kasę
Tymczasem sprzedaż tańszych części, które nie mają logo producentów samochodów, systematycznie u nas rośnie. Potwierdzają to dane SOIS, serwisy dilerskie i prywatne, stacje szybkiej obsługi samochodów, dystrybutorzy, ale nikt nie wie dokładnie jak zmienia się ten rynek. Jakub Faryś, dyrektor ZM SOIS, mówi o tysiącach części kupowanych z innych źródeł niż
wytwórcy aut. Według Alfreda Franke, niezależnego analityka rynku autoczęści i właściciela portalu MotoFocus, cały krajowy rynek części zamiennych wart był w 2004 r. prawie 3,4 mld zł, czyli o około 5-6 proc. więcej niż rok wcześniej. Będzie się on rozwijał i w 2010 r. jego wartość może przekroczyć 2 mld euro.
Wolna konkurencja
Sprzyjać mu będą przepisy unijnej dyrektywy GVO, regulującej zasady obrotu samochodami i częściami samochodowymi oraz udzielania autoryzacji niezależnym salonom i serwisom. GVO będzie wymuszał wolną konkurencję w tych dziedzinach, co doprowadzi do ograniczenia rynkowej władzy producentów samochodów, a w efekcie do spadku cen aut, części i usług serwisowych. W przypadku części zamiennych realizacji tych celów służy m.in. ich podział na części oryginalne i zamienne o porównywalnej jakości. Oryginalnymi są jednak obecnie nie tylko te, które mają logo producenta samochodów, ale i logo wytwórcy części (np. firmy Bosch, Delphi, Valeo, Hella czy Magneti Marelli). Często zresztą pochodzą one z tej samej linii produkcyjnej, co oznacza nie tylko te same ich specyfikacje, ale i tę samą jakość. Przed wejściem w życie GVO (na Zachodzie ostatecznie 1 października 2003 r., u nas - 1 listopada 2004 r.) autoryzowane stacje obsługi (ASO) mogły używać tylko części z logo producenta serwisowanego auta. Dzisiaj koncern samochodowy może wymóc stosowanie części, które sam dostarcza, jedynie przy naprawach gwarancyjnych, czyli tych, za które posiadacz auta nie płaci. Z drugiej jednak strony - w świetle GVO - użycie do takich napraw części "o porównywalnej jakości" pochodzącej od innego producenta nie powoduje utraty gwarancji. Chyba, że koncern udowodni, że uszkodzenie
samochodu nastąpiło wskutek zastosowania takiej części.
Proza życia
Przepisy GVO obowiązują w Polsce już dziewiąty miesiąc, ale zmiany na rynku motoryzacyjnym następują powoli. Miały przyczynić się do spadku cen części i usług serwisowych a co za tym idzie także potanienia polis komunikacyjnych, ale ruch cenowy widać tylko w serwisach. I tak np. części zamienne w serwisach Toyoty należą dzisiaj do najtańszych, co może być zaskakujące, bo auta tej marki nie są tanie. Dzisiaj na polskim rynku części oryginalne z logo ich wytwórcy kosztują o 20 - 30 proc. mniej od oryginałów z logo producenta aut, zaś dostarczane przez niezależnych wytwórców, a mające porównywalną jakość - 50-60 proc. mniej.
Równouprawnienie
Choć doszło do serwisowego "równouprawnienia" części pochodzących od różnych producentów, to wciąż wiele autoryzowanych stacji - obawiając się pozbawienia autoryzacji - nie proponuje klientom zamienników, a tylko oryginały własnych koncernów, sugerując utratę gwarancji, gdy z nich nie skorzystają. Takie ryzyko niesie zresztą dokonanie przeglądu gwarancyjnego poza ASO, o czym mówią np. posiadacze Skód czy Volkswagenów.
Chcąc zatrzymać jak największą liczbę klientów, zwłaszcza zaś posiadaczy aut po gwarancji, serwisy przy stacjach dilerskich coraz częściej wprowadzają dla nich specjalne przystępne cenowo oferty. W sieci Toyoty taki program nazywa się "Serwis Dobrych Cen", a oferowane części mają logo Optifit. Ofertę tańszych o 22 proc. oryginalnych części eksploatacyjnych do starszych roczników aut wprowadziło też w Polsce BMW (wszystkie mają przy tym dwuletnią gwarancję). Niemiecka firma chce też przejąć jak najwięcej nabywców aut używanych sprowadzanych zza granicy. Podobne oferty znaleźć można w sieciach Opla, Peugeota, Citroena czy Renaulta.
Wolna konkurencja z trudem przeciera sobie drogę na rynku usług motoryzacyjnych. Ale - jak uważa Adrian R. Sklorz - z Fundacji Wiedzy o Wolnym Rynku w Polsce i Europie - było do przewidzenia, że GVO będzie u nas wchodzić bardzo powoli. Również ze względu na nastawienie polskich dilerów, którzy boją się importerów. Tymczasem "ograniczanie konkurencji nie sprzyja rozwojowi branży".
GVO ma obowiązywać do końca maja 2010 r., potem w branży motoryzacyjnej planowane jest wprowadzenie pełnej konkurencji. Jeśli producenci i importerzy będą czekać w Polsce aż do tego czasu, firmowane przez nich serwisy mogą stracić wielu klientów. Na to zresztą liczą warsztaty niezależne.
Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?