Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za dwa lata Kubica może nie mieć bolidu

Oskar Berezowski
Fot. BMW
Fot. BMW
Za dwa lata może być za mało zespołów Formuły 1 i organizowanie Grand Prix przestanie mieć sens.

Dotychczas stajnie wycofywały się, nie mogąc udźwignąć kosztów. Władze chcą więc przymusowo odchudzić budżety zespołów, a to paradoksalnie także może zakończyć się odejściem takiej potęgi jak Ferrari i krezusa w postaci Hondy.

 

W tym roku zrezygnowało już Super Aguri. Kłopotów z finansowaniem nie kryje Scu­deria Toro Rosso (eksperymentalna odnoga Red Bull Ra­cing). Już w czerwcu szefowie zespołów mówili, że graniczną liczbą jest 10 ekip, czyli 20 zawodników. Na ma sensu ścigać się, gdy na trasę ruszy mniej samochodów.

Fot. BMW
Fot. BMW

 

Jednym z pomysłów na ograniczenie kosztów jest wprowadzenie od 2010 r. tzw. standardowych jednostek napędowych. Zespoły będą mogły nadal budować silniki, ale według ściśle określonych norm, które mają zmniejszyć ich koszty i pozwolić małym zespołom na zakup u licencjonowanego dostarczyciela. Światowe władze już ogłosiły przetarg, a producenci mają jeszcze niewiele ponad tydzień na składanie swoich ofert.

 

Alergicznie zareagowały na to teamy, które są fabrycznymi poligonami doświadczalnymi wielkich producentów samochodów. Takie ograniczanie kosztów nie podoba się zwłaszcza najbogatszym.

 

Prym w wydatkach wiedzie Toyota. Jej budżet szacowany jest na 445,6 mln dol. rocznie. Nieco dalej jest Ferrari ze swoimi 415 mln. Oba zespoły pakują ogromne pieniądze w technologię z różnym skutkiem. Ponadto Toyota i Ferrari teraz dorabiają na dostarczaniu silników mniejszym zespołom.

 

Włosi zaopatrują choćby Toro Rosso i Force India. Japończycy napędzają Williamsa. Włosi zajmują pierwsze miejsce w klasyfikacji konstruktorów, Japończycy dopiero piąte. Obie ekipy podkreślają, że interesuje ich nadal wydawanie dużych kwot na badania nowych rozwiązań, które mogą potem wprowadzać do aut osobowych. Praca w sztywnych ramach standardowych silników ich nie interesuje.

 

Buntownicy twierdzą, że mogą za sobą pociągnąć innych, w tym BMW, które zatrudnia Roberta Kubicę (zasugerował to niedawno prezydent Toyoty, John Howett).

 

Tyle że szef tego zespołu Mario Theissen był dotychczas wielkim admiratorem pomysłu cięcia kosztów. Zakochał się także w idei wprowadzenia systemu odzyskiwania energii KERS, który ma być potem montowany w autach seryjnych BMW.

 

Jednak nawet wycofanie się jednego zespołu mocno zmieni obraz wyścigów. A Toyota ma kilka powodów, by wyjść z F1. Tak naprawdę najważniejszym jest to, że na jeden wyścig przed końcem sezonu ma zaledwie 52 pkt - ponad 100 mniej od prowadzącej stajni Fer­rari. Renault zgromadziło 72 pkt, BMW 135, McLaren 145, a Wło­si 156 pkt.

 

W niedzielę podczas ostatniego w tym sezonie Grand Prix Brazylii niewiele może się zmienić. Teoretycznie Anglicy mogą jeszcze zaatakować pozycję lidera, ale zespół z Woking już zapowiedział, że skoncentruje się na obronie pozycji lidera w klasyfikacji generalnej. Dla nich najważniejszy jest tytuł mistrza świata dla Lewisa Hamiltona.

 

Matematyczne szanse na drugie miejsce ma BMW (dysponuje 366,8 mln dol. na sezon), ale niemiecko-szwajcarski team myślami jest już w przyszłym sezonie i testuje nowe technologie, które na razie nie są ograniczane finansowo przez władze F1. W niedzielę w Brazylii BMW skoncentruje się raczej na obronie trzeciego miejsca Roberta Kubicy. Nad legendarnym torem pod Sao Paulo zbierają się ciemne, deszczowe chmury. Ale to dobra wiadomość dla Polaka.

od 12 lat
Wideo

Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty