Wiozłem Helenę Vondrackovą

Marek Ponikowski
Austin Seven państwa Ostrowskich może dziś świętować 80 urodziny. Data 1920 na drzwiach to "licentia poetica" właścicieli. Fot: Marek Ponikowski
Austin Seven państwa Ostrowskich może dziś świętować 80 urodziny. Data 1920 na drzwiach to "licentia poetica" właścicieli. Fot: Marek Ponikowski
O tym, jak zabytkowe auto stało się członkiem rodziny państwa Ostrowskich, pisze Marek Ponikowski

Lato 1977 było deszczowe, więc prasa pękała od dramatycznych doniesień z frontu żniwnego, a w porze Dziennika

Austin Seven państwa Ostrowskich może dziś świętować 80 urodziny. Data 1920 na drzwiach to "licentia poetica" właścicieli. Fot: Marek
Austin Seven państwa Ostrowskich może dziś świętować 80 urodziny. Data 1920 na drzwiach to "licentia poetica" właścicieli. Fot: Marek Ponikowski

Telewizyjnego co wieczór sunęły przez ekran kombajny zbierające mokre zboże z pegeerowskich pól. Pod koniec sierpnia środki masowego przekazu z ulgą porzuciły żniwa, bo zaczynał się festiwal piosenki w Sopocie. Za sprawą prezesa Macieja Szczepańskiego po raz pierwszy nadano mu rangę Festiwalu Interwizji, który odtąd miał konkurować z niesłusznym ideologicznie Festiwalem Eurowizji. Nie żałowano pieniędzy. Nagrodą publiczności miał być np. jacht pełnomorski.

Gdańszczanin Ryszard Ostrowski pamięta tę imprezę z innego powodu: woził wówczas po Sopocie samą Helenę Vondrackovą, laureatkę Grand Prix! Zostało to zarejestrowane na taśmie filmowej, a teledysk z przebojem "Malowany dzbanku…" jeszcze dziś przypomina czasem TVP. O świat show-biznesu i mediów otarł się wówczas pan Ostrowski dzięki temu, że był właścicielem niezwykłego auta: przedwojennego Austina Seven w kolorze jasnogroszkowym.

Telefonuję do dźwiękowca TVP Gdańsk Włodka Dębickiego, który wie wszystko i wszystko pamięta. - Robiliśmy te zdjęcia z operatorem Januszem Sztajkowskim dla Jerzego Gruzy - mówi mi. - Reżyserował festiwal, a kazano mu jeszcze zrealizować film. Brakowało na to czasu, więc tylko ogólnie ustalał z nami, co trzeba zrobić. Vondrackovą kręciliśmy w samochodzie, Marylę Rodowicz w bryczce na Monciaku.

- O czym rozmawiał pan z Heleną Vondrackovą? - pytam Ryszarda Ostrowskiego. - Spod Grand Hotelu do Opery Leśnej jedzie się dość długo.

- Niewiele mówiliśmy. Ja nie znam czeskiego, ona trzęsła się ze strachu, bo czasem podjeżdżałem bardzo blisko do bagażnika Wołgi, w którym siedział operator. Pamiętam, że byłem trochę rozczarowany. Gdy gwiazda jechała obok mnie, wyglądała całkiem zwyczajnie…

Sześć lat wcześniej osiemnastoletnia Halina Alaburda wiozła szosą Kościerzyna - Tczew swoich rodziców. Przejeżdżając przez wieś koło Skarszew zauważyła w jednym z gospodarstw wrośnięte w ziemię stare auto. Gdy później znów mijała to miejsce, zatrzymała Syrenę i wdała się w rozmowę z właścicielem wraka służącego najwyraźniej jako rupieciarnia. Wnętrze wypełniały jakieś skrzynki, stare garnki, kawałki desek. Gospodarz deklarował, że chętnie się tych resztek samochodu pozbędzie. Kiedy jednak za trzecim razem Halina przyjechała ze swoim narzeczonym, Ryśkiem Ostrowskim, jak ona pasjonującym się motoryzacją, okazało się, że za wrak trzeba będzie zapłacić. I to niemało. Po długich targach stanęło na sześciu tysiącach złotych. Była to wówczas równowartość dwóch niezłych pensji.

- Zapożyczyliśmy się u rodziny, u znajomych, ale było warto. Okazało się, że poza mocno zdewastowanym nadwoziem jest skrzynia z silnikiem, kołami i niemal wszystkimi częściami. Niebawem Austin Seven (bo już było wiadomo, co to za auto) pojechał ciężarówką do Gdańska - opowiada pan Ryszard.

- Remont trwał dwa czy trzy lata - uzupełnia pani Halina Ostrowska. - Brakowało pieniędzy, a zdobycie czegokolwiek, choćby lakieru samochodowego, stanowiło wtedy wielką sztukę. O sprowadzeniu oryginalnych części z zagranicy nie można było nawet myśleć.

Tak wyglądało auto na początku restauracji. Na tylnym kole widoczna opona od motocykla żużlowegoFot: Archiwum rodzinne
Tak wyglądało auto na początku restauracji. Na tylnym kole widoczna opona od motocykla żużlowego
Fot: Archiwum rodzinne

Pan Ryszard wspomina, że dłuższy czas bezskutecznie poszukiwał opon do Austina. Nietypowych, wąskich, dostosowanych do 19-calowych, szprychowych obręczy. Wreszcie obuł auto w… zużyte opony motocykli żużlowych znalezione w Gdańskim Klubie Motorowym. Aparat zapłonowy, którego brakowało w skrzynce z częściami, dopasował z innego auta. Tapicerkę trzeba było robić praktycznie od nowa, podobnie jak drewniany szkielet nadwozia. W końcu polakierowany na jasnogroszkowy kolor Austin Seven stał się na powrót samochodem.

Czy coś wiadomo o jego pochodzeniu? W latach 70. państwo Ostrowscy korespondowali z firmą Austin, która wchodziła wówczas w skład British Motor Corporation, ale Anglicy nie potrafili wyjaśnić, w jaki sposób auto znalazło się na Kaszubach. Nie udało się nawet ustalić roku produkcji. Jedyne konkrety pochodziły od byłego właściciela: poprzednio autem jeździł jakiś ksiądz. A nadwozie było szare. Po rozmowie z panią Haliną i panem Ryszardem i obejrzeniu auta zaczynam własne dochodzenie. Już wkrótce staje się jasne, że Austin Seven państwa Ostrowskich mógł być wyprodukowany w Longbridge pomiędzy rokiem 1932, gdy wydłużono ze 190 do 223,3 cm rozstaw osi i zmieniono linię dachu, a rokiem 1934, gdy wszedł do produkcji tzw. Ruby Seven, ze zmienioną przednią częścią nadwozia. W 1932 roku zastosowano w aucie czterobiegową skrzynię przekładniową z synchronizacją biegu trzeciego i czwartego, a w 1933 dołożono synchronizację drugiego biegu. W aucie państwa Ostrowskich jest ta wcześniejsza skrzynia, bez synchronizacji dwójki. A więc zostało wyprodukowane między połową roku 1932 a połową roku 1933! Austin ma kierownicę z prawej strony, ale na eksport produkowano wersję z kierownicą po stronie lewej. Niemal na pewno więc samochód nie został sprowadzony do Polski oficjalnie. W "kręgu podejrzeń" pozostają państwa sąsiednie, w których w latach 30. obowiązywał ruch lewostronny: Czechosłowacja, Austria i Węgry. Zapewne auto zostało zarekwirowane przez Wehrmacht w którymś z tych krajów i trafiło na Kaszuby, gdzie podczas walk w 1945 roku porzucono je wskutek awarii lub braku paliwa. Czy więc można uznać za historyczny błąd udział Austina Seven w dwóch kręconych w Gdańsku filmach, których akcja rozgrywa się w Wolnym Mieście w latach 30. - w "Szkatułce z Hong Kongu" (1983) i "Kim jest ten człowiek" (1984)? Jeśli nawet, z pewnością nie jest pomyłka rażąca. Historia kinematografii zna mnóstwo o wiele gorszych.

Austin Seven nadal jest w posiadaniu państwa Ostrowskich. Zdobył wraz z nimi wiele nagród w rajdach samochodów zabytkowych, bywa ozdobą zlotów i wystaw motoryzacyjnych. Właściciele mówią, że nie rozstaną się z nim za żadne pieniądze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej. Budowa w Żukowie (kwiecień 2024)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty