Wilczy dół*, czyli jak naprawić szkodę parkingową?

Wiesław Marnic
Dawno już przestaliśmy traktować swoje auta jak bożyszcza. Kiedyś każda ryska na karoserii wywoływała palpitacje serca właściciela. Teraz, jak jest to jest, mało komu przeszkadza. Ja jednak pozostałem posiadaczem starej daty i każde uszkodzenie auta uwiera mnie dotkliwie. Tak mam i nic nie poradzę. Fot. Wiesław Marnic
Dawno już przestaliśmy traktować swoje auta jak bożyszcza. Kiedyś każda ryska na karoserii wywoływała palpitacje serca właściciela. Teraz, jak jest to jest, mało komu przeszkadza. Ja jednak pozostałem posiadaczem starej daty i każde uszkodzenie auta uwiera mnie dotkliwie. Tak mam i nic nie poradzę. Fot. Wiesław Marnic
Dawno już przestaliśmy traktować swoje auta jak bożyszcza. Kiedyś każda ryska na karoserii wywoływała palpitacje serca właściciela. Teraz, jak jest to jest, mało komu przeszkadza. Ja jednak pozostałem posiadaczem starej daty i każde uszkodzenie auta uwiera mnie dotkliwie. Tak mam i nic nie poradzę.

Można sobie wyobrazić jakiego wstrząsu psychicznego doznałem gdy zobaczyłem, iż moje auto zostało zranione. Nieznacznie wprawdzie, ale jednak. Serce mi zapłakało. Co robić nie bardzo wiedziałem, tym bardziej, że co do powstania szkody miałem tylko niejasne przypuszczenia. Wynikła ona zapewne podczas parkowania na - jak najbardziej - publicznym parkingu, a dokładniej w wielopoziomowym garażu przy dworcu w mojej miejscowości. Oczywiście nie zauważyłem „skaleczenia” na miejscu, co dawałoby jakieś szanse na ustalenie jego sprawcy, ale dopiero po dojechaniu do domu. O ustaleniu winowajcy nie było więc mowy. I co tu zrobić?

Internet jest dobry na wszystko ?

Zranione autko.Fot. Wiesław Marnic
Zranione autko.

Fot. Wiesław Marnic

Postanowiłem poszukać lekarstwa w Internecie. Recept było wiele, prawie każda inna. Jedno co powtarzało się konsekwentnie, to ubezpieczenie autocasco. Na szczęście moja polisa ubezpieczeniowa taką właśnie była. Na początek powinienem zawiadomić policję, że coś się stało. Miałem wprawdzie wątpliwości czy takim drobiazgiem warto zawracać głowę stróżom prawa, ale co tam, jak trzeba to trzeba. Poszedłem na komisariat. Kolejki dużej nie było, miałem więc szybko okazję do porozmawiania z przedstawicielem Temidy. Pokazałem dowód szkody, którym było zdjęcie zrobione popularnym dzisiaj  smartfonem. Pan „władza” popatrzył  pomyślał i zawyrokował:
- Może widziała sprawcę kamera?
- Nie wiem – wyznałem zgodnie z prawdą.
- No to musi się Pan dowiedzieć.

__Trudno było nie przyznać racji. Przecież choćby z serialów „Ojciec Mateusz” i „Komisarz Alex” wszyscy wiedzą, jakim dobrodziejstwem dla policji jest monitoring miejski. Z kronikarskiego obowiązku zapytałem, czy wiele mają zgłoszeń o szkodach parkingowych. Odpowiedzią na to pytanie była konstatacja – niewiele.

I skierowanie mnie po wiedzę do rzecznika prasowego. Ponieważ niegrzecznością byłoby nie skorzystać z takiej możliwości, dlatego wiem, że od początku grudnia 2018 roku do marca 2019 zgłoszono tylko jedno takie zdarzenie.  Z dziennikarskiej rzetelności dodam, iż  sprawcy nie udało się ustalić.

Poszedłem też do Straży Miejskiej. Tu również tłoczno nie było. Miły funkcjonariusz przyjął mnie ochoczo. Wysłuchawszy mojej opowieści i zapoznawszy się z dokumentacją skutków wydarzenia stwierdził jednoznacznie - kamera  nie zarejestrowała. Nie mogło zresztą być inaczej, bo z dalszej rozmowy dowiedziałem się, iż na trzykondygnacyjnym parkingu powstałym za pieniądze Swiss Contribution (Szwajcarsko-Polski Program Współpracy, czyli tzw. Fundusz Szwajcarski, był formą bezzwrotnej pomocy zagranicznej przyznanej przez Szwajcarię Polsce w ramach szwajcarskiej pomocy dla 10 państw członkowskich Unii Europejskiej, które przystąpiły do niej 1 maja 2004 – przypis redakcji), czyli za środki szwajcarskiego podatnika, kamery są tylko na ostatnim trzecim poziomie. A i one pracują w reżimie tak zwanym ruchomym, czyli raz patrzą tu, a raz gdzie indziej. Ot po prostu loteria, a w tej szczęścia nigdy nie miałem. Cóż było robić?  Wróciłem więc do Internetu.

Tu jednak pocieszenia nie znalazłem. Owszem sporo napisano o tym co już wiedziałem, że kamera, że świadkowie itp., itd. Powtarzały się też dobre rady, aby skorzystać ze swojej polisy AC. A więc jednak Internet nie jest dobry na wszystko, a przynajmniej mało jest pomocny przy szkodach parkingowych spowodowanych przez sprawcę nieznanego.

W pogoni za nadzieją

Wnętrze Legionowskiego wielopoziomowego parkingu. Jest on wykorzystywany przez okolicznych zmotoryzowanych prawie do ostatniego miejsca. Tylko w dni
Wnętrze Legionowskiego wielopoziomowego parkingu. Jest on wykorzystywany przez okolicznych zmotoryzowanych prawie do ostatniego miejsca. Tylko w dni wolne od pracy można dowolnie wybierać gdzie chcemy stanąć.

Fot Wiesław Marnic

Do policjantów nie miałem po co wracać, bo swoje stanowisko przedstawili nader jasno. Miejscy obrońcy porządku starali się mi pomóc, tyle, że nie mieli jak. Pozostał więc ubezpieczyciel, a precyzyjniej jego reprezentant w biurze gdzie wykupiłem polisę. Popędziłem więc do miłych Pań tam pracujących. Jako stały klient od lat wielu, mogłem liczyć na zrozumienie i pomoc. Jednak tym razem ich działanie na niewiele się zdało, bo o możliwości likwidacji szkody z własnego AC już wiedziałem. Ale uzupełniono moją wiedzę informacją, ile też przyjemność naprawy zarysowanej karoserii będzie mnie kosztować. Wyszło na to, że  moja perwersyjna skłonność do perfekcji równać się będzie około dziesięciu procentom posiadanej zniżki. Bowiem o tyle zostanie obniżona przysługująca mi ulga za bezszkodowa jazdę. W moim przypadku niedużo, około 400 złotych. Już się ucieszyłem, ale okazało się, że radość była przedwczesna.

- Jeżeli zdarzy się jakaś dodatkowa przygoda w tym samym roku, o… to już zaboli - dodała moja rozmówczyni, okraszając niemiłe wieści pięknym uśmiechem. Nie śmiałem nawet pytać, jak bardzo mój portfel będzie bolało, bo jestem trochę przesądny i wierzę w podświadome wywoływanie przyszłych zdarzeń. Zwłaszcza tych co bardziej negatywnych. Przy okazji ekspertka potwierdziła nabyty już przeze mnie w Straży Miejskiej sceptycyzm co do monitoringu. Tak naprawdę to kamery widzą to co chcą, a w dodatku pracując w trybie ruchomym, są mało dokładne, a w półmroku, jaki na ogół panuje w wielopoziomowych garażach, nie sprawdzają się wcale. Ta ostatnia konstatacja wyjaśniła mi dlaczego zostały zamontowane tylko na ostatniej kondygnacji pod gołym niebem.

Prosto z biura ubezpieczeniowego pojechałem więc do znanego mi osobiście lakiernika w Wieliszewie pod lasem. Na szczęście był akurat w swoim garażu, który awansował do rangi komory lakierniczej.
Pan Michał wszedł popatrzył i zawyrokował - Cztery stówki, przepoleruje się i będzie ok. Już prawie się zgodziłem, ale przypomniałem sobie, że przecież w publicznym garażu zostawiam auto prawie codziennie. Jest wiosna więc może lepiej poczekać na kolejne przygody i jesienią zlikwidować je hurtowo. Jak u mego fachowca takie działanie będzie dużo droższe to wówczas wykorzystam polisę AC, bo strata w postaci pomniejszenia ulgi za bezszkodowość się nie zmieni. Przynajmniej taką mam nadzieję.

* Wilczy dół to element fortyfikacji, przeszkoda w postaci wykopu (dołu, rowu) o stromych ścianach, z reguły zamaskowanego, czasami z ostrymi palami wbitymi pionowo w ziemię. Stosowane pojedynczo lub w zespołach. Miały na celu spowolnienie lub unieszkodliwienie przeciwnika. (Przypisy: Architektura obronna w krajobrazie Polski od Biskupina do Westerplatte. Warszawa-Kraków: PWN, 1996, s. 562.).

Zobacz także: Kia Stonic w naszym teście

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty