Promotorzy ustawy widzieli w niej same zyski: ogromną szansę dla polskiego rolnictwa, uproduktywnienie setek tysięcy hektarów odłogów i wzrost liczby miejsc pracy, a także poprawę stanu środowiska oraz wypełnienie zaleceń uijnych dotyczących korzystania z odnawialnych źródeł energii.
Przeciwnicy biopaliw wyciągnęli ciężkie działa, zarzucając ustawodawcom właściwie wszystko, co tylko można - a nawet jeszcze więcej. Ustawę atakowano za ciężkie naruszanie praw obywatelskich. Chodziło o pozbawienie konsumenta możliwości wyboru między paliwami produkowanymi z czystej ropy albo z rzepakową dolewką. Twórcom ustawy zarzucano uleganie niedopuszczalnemu lobbingowi i wiele innych nieprawości.
A przede wszystkim straszono. Jak do paliw będzie się dodawało biokomponenty, to szlag trafi silniki naszych samochodów!!! - pisali w uczonych opracowaniach najęci eksperci. Wtórowali im niektórzy przedstawiciele zachodnich koncernów samochodowych, ostrzegając na łamach prasy, że jak na stacjach benzynowych pojawią się paliwa z dodatkiem biokomponentów, to cofną

gwarancję**
na silniki sprzedawanych w Polsce samochodów!
I jakoś nikt się nie zastanowił, że dla straszących realizacja tych gróźb, byłaby eutanazją na własne życzenie, bo żaden klient nie kupiłby takiego auta bez gwarancji i trzeba by natychmiast zwijać interes.
Jakiś czas później, jako wątek najzupełniej poboczny orlenowskiej afery, pojawiły się w trakcie przesłuchań w komisji śledczej pytania o wydatki na tzw. czarny pi-ar, jakim miał się zajmować koncern, nieprzygotowany na razie do przejęcia zysków z produkcji biopaliw, ale nikt tematu nie pociągnął...
A propaganda okazała się wyjątkowo skuteczna. Większość właścicieli samochodów w Polsce udało się przekonać, że dolewanie ekstraktów z rzepaku do paliw to śmierć silników.

I oto przeczytaliśmy w prasie ogłoszenie, że "niemiecka solidna firma poszukuje poważnego polskiego partnera", z którym chce wspólnie wybudować w Polsce biorafinerię, gdzie będą produkowane z rzepaku komponenty do biodiesla. Z przeznaczeniem produkcji na rynki zachodnie!
Taki eksport to po prostu działalność dywersyjna, albo inaczej mówiąc motoryzacyjny terroryzm. Przecież nieszczęsne silniki owych zachodnich aut w krótkich abcugach trafią na złom! Szlag je trafi już po paru tankowaniach!
Przypomnujmy tylko, że słowo "szlag" jest pożyczką z języka niemieckiego, którą teraz szykujemy się oddać z nawiązką.
Różowy Most Tolerancji w Głogowie. Jaka jest jego historia?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?