Szef GM odchodzi na prośbę Obamy

Jego dymisję wymusił Barack Obama.

Zdaniem ekipy prezydenta USA dotychczasowe propozycje zmian w koncernie nie gwarantują, że firma uniezależni się od pomocy publicznej. W grudniu ubiegłego roku GM otrzymał od państwa 13,4 mld dol., a teraz chce jeszcze 16 mld. W zamian za tę i poprzednią transzę pomocy GM zamierzał ściąć 47 tys. etatów, zamknąć 15 z 47 fabryk i pozbyć się kilku marek, m.in. terenowego Hummera czy sprzedawanego w USA Saturna.

Administracja Obamy uznała, że to za mało, i dała GM dodatkowe 60 dni na przedstawienie bardziej radykalnych planów restrukturyzacji. Jeśli również i te propozycje zostaną odrzucone, firma może zbankrutować. Niepewny jest też los Opla, europejskiego oddziału GM, do którego należy m.in. fabryka w Gliwicach. Niewykluczone, że w przypadku bankructwa całego GM konieczne będzie wydzielenie tej starej niemieckiej marki ze struktur firmy.

Warunków otrzymania dodatkowej pomocy oprócz GM nie spełnił też Chrysler. Amerykański rząd twierdzi, że koncern ten nie jest w stanie przetrwać - z pomocą czy bez - jako niezależny podmiot gospodarczy. Dlatego też Chrysler nie otrzyma dalszego wsparcia, dopóki nie przedstawi konkretnych planów fuzji z włoskim Fiatem. Jeśli ta transakcja dojdzie do skutku, Chrysler dostanie 6 mld dol., o które złożył wniosek.

Z amerykańskich producentów aut, czyli tzw. wielkiej trójki z Detroit, jedynie Ford nie wymaga na razie ratowania z pieniędzy podatników. To głównie zasługa dobrej kondycji firmy w Europie. Ford zastrzegł jednak, że choć na razie radzi sobie sam, to nie może wykluczyć wystąpienia o pomoc w przyszłości.

Również w Europie mimo rządowej pomocy kondycja branży motoryzacyjnej pogarsza się. W niedzielę rada nadzorcza odwołała szef Citroëna Christiana Streiffa.