- Czy za kierownicą czuje się Pan tak dobrze jak na lodowisku?
- Czuję się pewnie i swobodnie, z tym, że na lodowisku muszę uważać tylko na pięciu zawodników, na drodze jest ich znacznie więcej. Wiadomo, że nasze drogi są nie najlepsze, samochody coraz szybsze, czasami fantazja ponosi - trzeba przewidywać i być bardzo ostrożnym.
- Są jakieś zasady, które przenosi Pan z lodowiska na drogę?
- Absolutnie, nie można przecież jeździć agresywnie i być niemiłym dla tych co są obok lub naprzeciwko.
- Czy interesuje się Pan nowinkami motoryzacyjnymi?
- Lubię jeździć i zmieniać samochody, ale nie wszystkie nowości natychmiast do mnie docierają, bo nie śledzę tego na bieżąco.
- Jakie samochody się Panu podobają?
- Komfortowe i bezpieczne. W Stanach jeżdżę Land Cruiserem, w którym czuję się bardzo bezpiecznie zarówno na dobrych i złych drogach.
- A w Polsce?
- BMW 528.
- Nie boi się Pan o niego?
- Jest ubezpieczony. Oczywiście, zawsze jest szansa, że złodziej dostanie takie zamówienie, wtedy i tak nic nie poradzę.
- Samochód marzeń?
- Nie ma, bo można by rzucić nazwę wspaniałego, drogiego auta: Ferrari albo Lamborgini, ale tak naprawdę zastanawiam się, czy bym go chciał mieć, bo gdzie nim w Polsce jeździć. Poza tym, czy warto wydać 300 tys. dolarów na samochód....
- Od czego Pan zaczynał?
- Od Malucha, jak wszyscy. Jak tylko skończyłęm 16 lat, od razu pognałem na egzamin, który zdałem bez żadnych problemów, bo wcześniej dużo trenowałem.
- Miał Pan już jakieś wypadki?
- Wcześniej mówiłem, że pewnie jeżdżę, ale wypadki niestety miałem. W zeszłym roku jadąc z Warszawy, pod Siewierzem trafiłem na niebezpieczny, źle wyprofilowany zakręt. Zginęło tam już wielu ludzi, niewiele brakowało też bym do nich dołączył. Na szczęście samochód nie zaczął koziołkować tylko wpadł do rowu. Poduszki wystrzeliły, a pasy przytrzymały, właściwie nic mi się nie stało. Najgłupsze, co wtedy zrobiłem, to zamiast wyskakiwać z samochodu, który jak przestrzegali mnie ludzie mógł się zapalić, zacząłem szukać komórki. Pomyślałem, że na wszelki wypadek może mi się przydać.
- A może coś weselszego?
- Czasami jak zatrzymam się na światłach i skręcam w prawo, zdarza mi się zapatrzeć na jakąś dziewczynę w krótkiej sukience i myśląc, że ten przede mną, z ogromnym hakiem do ciągnięcia przyczepy, już ruszył - wjeżdżam w ten hak. Dziewczyna odchodzi, ten z przodu odjeżdża, a ja zostaję rozżalony z wielką dziurą w masce.
Rozmowa z Mariuszem Czerkawskim
Rozmawiała Urszula Tokarska
Czasami jak zatrzymam się na światłach i skręcam w prawo, zdarza mi się zapatrzeć na jakąś dziewczynę w krótkiej sukience i myśląc, że ten przede mną, z ogromnym hakiem do ciągnięcia przyczepy, już ruszył - wjeżdżam w ten hak. Dziewczyna odchodzi, ten z przodu odjeżdża, a ja zostaję rozżalony z wielką dziurą w masce.
Wideo
Materiały promocyjne partnera