- Od czego zaczęła się Pańska historia motoryzacyjna?
- Od sześcioletniego Fiata 600, który się od razu rozleciał, więc nasza znajomość trwała niedługo i zakończyła się wielką ulgą. Mówi się, że kierowca cieszy się dwa razy: kiedy kupuje samochód i jak go sprzedaje. Potem miałem jakąś Skodę, którą po pół roku musiałem sprzedać, bo już pierwszego dnia zablokowała się skrzynia biegów - jak "dwójka" weszła, to wyszła po trzech tygodniach. Potem były trzy Maluchy, miło je wspominam i jestem im wdzięczny za wiele wrażeń, których mi dostarczyły. Najmilej jednak wspominam Subaru Justy.
- Czym Pan teraz jeździ?
- Alfą Romeo 146 i jestem bardzo zdziwiony, bo zwykle mówi się, że "włoszczyzna" jest bardzo mizerna, ja jednak do tej pory nie mogę potwierdzić tej opinii. Jeździ świetnie, a wygląda jeszcze lepiej.
- Jaki styl jazdy Pan preferuje?
- Ostatnio zadziwiłem panów w serwisie, że mam tak mało zużyte klocki hamulcowe, ale ja właśnie tak jeżdżę: spokojnie, grzecznie, płynnie. W Subaru klocki wymieniłem dopiero po 100 tys. km.
- Gdzie Pan się nauczył takiej cierpliwości?
- Jeździć uczyłem się w sposób naturalny, najpierw konno, potem samochodem. Mam swoją zasadę, nie lubię jeździć na czyjąś odpowiedzialność i nie lubię, kiedy inni to robią - im się wydaje, że są tacy cwani i szybcy, ale tylko wtedy.... kiedy ja jestem uprzejmy i ich wpuszczę.
- Czy nasi kierowcy jeżdżą źle?
- Nie, chociaż w ostatnich latach zdarzają mi się takie sytuacje, kiedy się gubię, bo inny kierowca wykonuje coś, czego zupełnie nie rozumiem. Po prostu, zachowuje się nieczytelnie, żeby nie powiedzieć - jak idiota. Zastanawiam się - co on robi. Co się okazuje - naturalnie prowadzi on rozmowę przez telefon.... przez co jest nieprzewidywalny i stwarza ogromne zagrożenie.
- Ma Pan samochód marzeń?
- Nigdy nie miałem tyle pieniędzy, żeby móc mieć marzenia samochodowe. Auta, które miałem były po części dziełem przypadku, ale zawsze z upływem czasu mnie do siebie przekonywały.
- Jeżdżąc spokojnie, jak Pan mówił, nie miał Pan zapewne bliższych kontaktów z drogówką?
- Zawsze miałem z nimi dobre kontakty mimo, że parokrotnie byłem winny. Zwykle stosuję taką zasadę, że kiedy jest ograniczenie do 70 km/h, jadę 80, może 85 po to, żeby mieć jakąś płaszczyznę do rozmowy i móc spojrzeć policjantowi w oczy tłumacząc, że akurat dzisiaj jest pusto, dobra nawierzchnia i ładna pogoda, więc jechałem trochę szybciej. Gdybym jechał 140 km/h mógłbym tylko spuścić głowę i nie miałbym nic do powiedzenia.
- Nie było żadnej poważnej wpadki?
- Raz jeden przekroczyłem prędkość na odcinku, gdzie kiedyś była przebudowa. Znaki oczywiście nie uprzątnięte, a za nimi... naturalnie radiowozik. Ale ja wiedziałem, że nie zapłacę, bo tego dnia miałem urodziny. Wiedziałem, że nic nie dam, a oni nie będą się znęcali. bo na ogół są to ludzie bardzo sympatyczni.
Rozmowa z Krzysztofem Wakulińskim
Rozmawiała Urszula Tokarska
Nigdy nie miałem tyle pieniędzy, żeby móc mieć marzenia samochodowe. Auta, które miałem były po części dziełem przypadku, ale zawsze z upływem czasu mnie do siebie przekonywały.
Wideo
Materiały promocyjne partnera