Najnowszym pomysłem ministra infrastruktury Marka Pola jest rozporządzenie w sprawie wymagań technicznych dla pojazdów, których niespełnienie powoduje konieczność ich złomowania bez względu na wolę właściciela.
Złomowanie pojazdu ma nastąpić w przypadku:
- uszkodzenia w wypadku (kolizji) w ruchu drogowym,
- uszkodzenia w wyniku innych zdarzeń losowych, takich jak powódź, pożar,
- uszkodzenia w wyniku zużycia eksploatacyjnego.
Szczegóły - w załącznikach. Dowiadujemy się z nich, co uważane jest za dewastację, podlegającą bezwzględnemu zesłaniu auta "na żyletki":
- uszkodzenie płyty podłogowej, w następstwie którego występuje "różnica wymiarów przekątnych o min. 50 mm",
- złamanie z deformacją kształtu ramy i pęknięcie ramy,
- uszkodzenie jednocześnie dwóch szkieletów boków lewego i prawego (po 30 proc. każdy).
Jak rozumieć te założenia w wypadku ich hipotetycznego wejścia w życie? Krótko mówiąc, gdy jeden kierowca drugiemu wjedzie niefortunnie w samochód z odkształceniem ramy - nie ma mowy o prostowaniu, trzeba oddać na złom i nie jest ważne, że to np. subaru impreza za grubą gotówkę. Odejdą problemy z ubezpieczeniami i korowodami o wypłatę odszkodowania, bo nawet drobna stłuczka zakwalifikuje auto jako wrak. Najbardziej zarobią na tym właściciele złomowisk i zdaje się, że nie będą w stanie sprostać ruchowi, jaki się zacznie w ich interesach.