Przekładka z „anglika” - fakty i mity

Przemek Skoczek
Nie będziemy tu dokonywać analizy przeboju Kajah i Gorana Bregovica, lecz spróbujemy odpowiedzieć na pytanie, czy i kiedy warto „bawić się” w przekładkę auta sprowadzonego z Wielkiej Brytanii.

Nie będziemy tu dokonywać analizy przeboju Kajah i Gorana Bregovica, lecz spróbujemy odpowiedzieć na pytanie, czy i kiedy warto "bawić się" w przekładkę auta sprowadzonego z Wielkiej Brytanii.

Fot. Mazda
Fot. Mazda

Beata Jarmołowska, mieszkająca pod Warszawą projektantka mody, wciąż ma przed oczami moment, gdy skręciła kierownicę w lewo, a jej samochód pojechał prosto. Miała szczęście w nieszczęściu, ponieważ jechała dość wolno, na drodze było pusto, a na przeciwko tylko pole. Minęła go o dziesięć centymetrów. Do domu wróciła na lawecie.

- W pobliskim warsztacie poradzili sobie z problemem bardzo szybko. Diagnoza była też krótka - niedokręcona maglownica. Wystarczyło przykręcić śruby i po problemie - wspomina. - Byłam wściekła, bo gdyby to się stało w innej sytuacji, mogłam się zabić!

W swoim pomarańczowym Land Roverze Freelanderze projektantka zakochała się od pierwszego wejrzenia. Właśnie ze względu na kolor. Kupiła go bez wahania i sprowadziła do Polski, po czym przystąpiła do poszukiwania warsztatu, który podejmie się przekładki. Wybór padł na chwalony w Internecie zakład koło Góry Kalwarii.

- Zależało mi na jakości. Cena była sprawą drugorzędną. Stać mnie było na kupno dobrego wozu w Polsce, ale ja chciałam to konkretne auto, dlatego podjęłam ryzyko. I zapłaciłam za przekładkę, wraz z częściami, ponad 10 tys. zł. Już od dnia odbioru samochodu z warsztatu strasznie parowały mi szyby. Okazało się, że mam wyjętą klimatyzację. Nikt mi o tym nie powiedział. Na przeglądzie okazało się, że mam nieprzełożone reflektory i coś z układem kierowniczym. Nie zamontowano dźwigni do otwierania maski silnika, do dziś robię to kombinerkami. Nie działa obieg wewnętrzny powietrza. Szwankuje mi układ chłodzenia silnika. Potem ta maglownica. W dodatku części do przekładki, które miały być nowe, okazały się większości używane. Teraz ciągle jeżdżę po warsztatach i poprawiam to, co tamten spartaczył.

Powyższa historia wydaje się niemal niewiarygodna, ale jest prawdziwa. Czy takie ekstremalne sytuacje są normą, czy zdarzają się wyjątkowo? Czy przekładki należy się bać? Statystyk na temat tego typu usług nikt nie prowadzi. Podobnie, jak nie ma dokładnych danych, na temat liczby sprowadzanych z wysp samochodów. Jak podaje Instytut "Samar", łącznie w 2010 roku sprowadzono 718 286 aut. Najwięcej zapewne od naszych zachodnich sąsiadów, ale można szacować, że zza kanału La Manche dotarło ich, co najmniej kilkanaście tysięcy.

Rynek więc się "kręci" i zadowolonych nie brakuje. Można to ustalić na przykład śledząc wpisy na forach internetowych. To na dobrą sprawę podstawowe, choć z pewnością nie doskonałe źródło informacji. Wyłania się z niego obraz następujący. Tak skrajnie sfuszerowana robota nie zdarza się często. Wielu klientów bywa niezadowolonych z jakiegoś detalu, czy części usługi, ale opinii podających przykłady tak drastyczne, jest stosunkowo niewiele. Co ciekawe, większość opisuje zakład...pod Górą Kalwarią.

- Ta pani miała pecha trafić na zwyczajnych oszustów. O tamtym warsztacie było nie dawno dość głośno, ponieważ robili ludzi w konia bardzo bezczelnie, a pochwalne opinie w internecie pisane były na zamówienie przez te same osoby - wyjaśnia Andrzej Mazurek, właściciel firmy, która specjalizuje się w przekładkach aut z grupy VW.  Wybór odpowiedniego warsztatu to podstawa. Jeśli robi się przekładkę zgodnie ze sztuką, samochód nie różni się od tego montowanego fabrycznie. Przynajmniej w kwestiach bezpieczeństwa. Różnice mogą dotyczyć, co najwyżej estetyki montażu. Dlatego bardzo istotne są części, ale dobierają je zazwyczaj firmy, zajmujące się przekładkami, bo w innym wypadku mogą być kłopoty.

Przekonał się o tym Wojtek z Otwocka, który do przeróbki swojego Renault Laguny, kupił części na Allegro. - Cena była dobra, 1300 zł plus 200 zł za przesyłkę. Gdy dotarły, okazało się jednak, że nie pasują do mojej wersji. Na szczęście sprzedający zgodził się jej przyjąć z powrotem i zwrócić pieniądze, ale musiałem jechać z nimi aż za Poznań. W końcu części załatwił warsztat w Mińsku Mazowieckim, gdzie przerabiałem auto. Od przekładki minęły dwa lata i jak dotąd nie mam z autem problemów. Oczywiście są pewne drobiazgi, do których mam zastrzeżenia, ale to przede wszystkim kwestie estetyki i raczej detale. Za Lagunę zapłaciłem 700 funtów, czyli niecałe 3000 zł, części wyszły 2000, robocizna - 1500 zł, razem 6500 zł. To oznacza, że mam dobry samochód za połowę ceny, którą zapłaciłbym w Polsce.

Tu dochodzimy do kwestii opłacalności sprowadzania i przerabiania samochodów. Usługa, wraz z częściami, to wydatek od 4 do nawet kilkunastu tysięcy złotych.  To rzeczywiście się opłaca, pod warunkiem, że nie kupujemy samochodów zbyt starych. Zasada jest taka: im auto nowsze i droższe, tym przekładka jest ekonomicznie bardziej uzasadniona.

Lusterko prawdę ci powie?

Fot. rejestracjaanglikaprawoue.bloog.pl
Fot. rejestracjaanglikaprawoue.bloog.pl

Promowano od niedawna nowinką są specjalne lusterka, skonstruowane z myślą o samochodach z kierownicą po prawej stronie. System ten ma powiększać pole widzenia w aucie. Producent podkreśla nawet, że takie umiejscowienie lusterka ma zapewniać większe pole widzenia niż w autach z kierownicą po lewej stronie, ponieważ podczas podejmowania manewru wyprzedzania obserwujemy układ jezdni zarówno z lewej jak i prawej strony. - To ciekawe rozwiązanie. Jednak trzeba pamiętać, że istnieją trzy rodzaje widoczności: bezpośrednia, odbita i wirtualna, którą zapewniają nam różne rodzaje czujników parkowania itp.

Bezpośrednia jest oczywiście zawsze najlepsza a pozostałe, także odbita, cechuje pewne opóźnienie reakcji. Mózg musi po postu przetworzyć obraz widziany w lusterku - ocenia prof. zw. dr hab. Inż. Krzysztof Paweł Wituszyński, naukowiec i wykładowca, obecnie związany z Wyższą Szkołą Menadżerską. Jest, m.in. autorem programu badawczego dla Komitetu Badań Naukowych, na temat widoczności z miejsca kierowcy. - Dlatego uważam, że żaden system lusterek, nawet najlepszy, nie zastąpi kierowcy po lewej stronie samochodu. Z tego punktu widzenia jestem za przekładkami sprowadzanych samochodów.

Zdaniem eksperta:

Fot. Mirosław Majda
Fot. Mirosław Majda

Mirosław Majda, Stowarzyszenie Rzeczoznawców Techniki Samochodowej
Jak na razie, nie ma specjalistycznych badań, które by skupiały się na testach bezpieczeństwa przerabianych samochodów, ale z mojego wieloletniego doświadczenia wiem, że przekładki są bezpieczne i można je robić bez obaw. W latach 70. i 80. w stacji FSO na ulicy Towarowej, przerabialiśmy setki Fiatów 125p i Polonezów, które były produkowane na rynek brytyjski, ale się nie sprzedawały i trzeba było je dostosować do polskich warunków. Kluczowa przy tego rodzaju zabiegach jest fachowość warsztatu i dobór części. Tu trzeba po prostu dobrze wybrać. Niestety prawo nie przewiduje ani kontroli zakładów, którzy takie usługi wykonują, ani sprawdzania przez rzeczoznawców przerobionych aut. A szkoda. Jeśli zdarzy się wypadek, ciężko jest potem udowodnić, że zawinił warsztat. Samochód po przekładce zalecam więc oddać w ręce specjalistów na stacji kontroli pojazdów.

**CZYTAJ TAKŻE:

Czy można zmieniać rozmiar opon i obręczy?

Jak rozpoznać usterkę silnika

**

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Otwarcie sezonu motocyklowego na Jasnej Górze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty