Progi spowalniające na drogach. Czy poprawiają bezpieczeństwo?

Jednym z elementów Strefy "TEMPO 30" i skrzyżowań równorzędnych są progi spowalniające. Czy mają one rzeczywisty wpływ na bezpieczeństwo na drodze? Czy może powinniśmy je rozpatrywać razem z innymi elementami tych stref.

Strefa "TEMPO 30" to obszar, gdzie dopuszczalna prędkość pojazdów jest ograniczona do 30 km/h. Obniżenie dopuszczalnej prędkości powoduje zrównanie prędkości pomiędzy rowerami a samochodami. W tej strefie fizyczne środki uspokojenia ruchu, czyli właśnie np. progi zwalniające nie muszą być dodatkowo oznakowane. Zwężane są przekroje jezdni, co również wpływa na ograniczanie prędkości. Wjazd i wyjazd do strefy jest oznakowany odpowiednimi znakami drogowymi - B-43.
Na ulicach jednokierunkowych rowery mają możliwość jazdy w obu kierunkach na kontrapasach rowerowych. W strefie tej piesi są uprzywilejowani względem pojazdów, stosowane są wyniesione przejścia dla pieszych oraz wyniesione tarcze skrzyżowań.

Progi zwalniające są także ważnym narzędziem ograniczania prędkości w strefach skrzyżowań równorzędnych. Kierowcy często mogą się spotkać ze znakiem informującym o wjeździe w "strefę skrzyżowań równorzędnych i uspokojonego ruchu". W tej strefie obowiązuje oczywiście zasada prawej strony. Jak pokazują statystyki sporządzone przez Miasto Gdańsk w 2011 roku, strefy skrzyżowań równorzędnych i uspokojonego ruchu mają duży pływ na zmniejszenie ilości zdarzeń drogowych. Niemal co piąte skrzyżowanie w Gdańsku jest obecnie skrzyżowaniem równorzędnym. Na 621 wypadków w Gdańsku w 2011 roku zaledwie trzy miały miejsce na skrzyżowaniach równorzędnych, co stanowiło niecałe 0,5 proc. wszystkich wypadków.

Liczby pokazują, że progi zwalniające, które są elementem stref "TEMPO 30" oraz skrzyżowań równorzędnych nie są kaprysem władz utrudniającym życie kierowcom, ale czynnikiem poprawiającym bezpieczeństwo.

Coraz częściej na drogach osiedlowych pojawiają się progi zwalniające. Wielu kierowców narzeka, że jest ich zbyt dużo.

                                                                                               Źródło: Dziennik Bałtycki