Polskie drogi

Konrad Dulkowski
Fot. Maciej Pobocha
Fot. Maciej Pobocha
Gardzimy umiejętnościami innych, ale sami uważamy się za świetnych kierowców. Najbardziej drażni nas wulgarność na drogach i bezmyślność za kierownicą.

 

Na zlecenie dziennika "Polska" firma ARC Rynek i Opinia przepytała Polaków, co ich najbardziej irytuje na drogach i za jakich kierowców się uważają. I już wiemy, że tak samo jak nas drażni państwa to szare Mondeo, które bezczelnie przepycha się w korku, używając pasa dla autobusów, byleby tylko ustawić się o kilka aut bliżej.

Fot. Maciej Pobocha
Fot. Maciej Pobocha

 

Lub ten kierowca Cinquecento w kolorze starych rur kanalizacyjnych, który zajął dwa miejsca na parkingu, jakby miał wymiary amerykańskiego krążownika szos.

 

Albo ów niewyżyty ścigant w czarnym Mercedesie S, który wyminął sznur aut stojących przed przejściem dla pieszych, o mało nie rozjeżdżając dziecka. I wielu, wielu innych łamiących nie tylko przepisy, ale po prostu elementarne zasady kultury.

 

Zwykle bezkarnie, bo o ile wepchanie się do kolejki w kasie uznawane jest powszechnie za przejaw chamstwa, o tyle identyczne zachowanie w aucie wielu traktuje w kategoriach zaradności.

 

Jeździmy świetnie

 

77,8 proc. kierowców uważa, że ich umiejętności prowadzenia auta są "raczej dobre" lub "zdecydowanie dobre". Oczywiście, w końcu jesteśmy członkami narodu, który wydał Roberta Kubicę. Kowalski nie może czuć się gorszy.

 

- Od lat polscy kierowcy mają bardzo wysoką samoocenę - przyznaje aspirant Robert Kania z Komendy Głównej Policji. - W przeprowadzanych badaniach większość ocenia siebie między czterema a pięcioma punktami w pięciostopniowej skali.

 

Tymczasem co roku dochodzi na naszych drogach do ponad 400 tysięcy kolizji. Kto je powoduje, skoro jeżdżą sami mistrzowie? Odpowiedź jest prosta - to oni. To ci inni Polacy są słabymi kierowcami - twierdzi ponad połowa ankietowanych. Tych samych, którzy uważają, że prowadzą jak mistrzowie kierownicy.

 

Ci inni jeżdżą fatalnie, a jeszcze gorzej się zachowują na drodze. Zajeżdżają drogę, wymuszają pierwszeństwo, a kiedy zwrócić im uwagę, są wulgarni i agresywni.

- Jeszcze nie wymyślono paragrafu za egoizm - mówi inspektor Mariusz Wasiak z Komendy Głównej Policji. - Ktoś nie chce wpuścić kogoś z pasa ruchu, który się kończy, a przecież za moment sam będzie w takiej samej sytuacji. I wtedy już dla niego chamem będzie ten, który nie zechce ułatwić mu włączenia się do ruchu.

A potem w ankiecie można napisać, że to nie ja jestem niekulturalnym kierowcą, ale ten inny.

 

Znamy i nie lubimy

 

Za najbardziej naganne zachowanie na drodze uważamy prowadzenie pod wpływem alkoholu. Na drugim miejscu jazdę z nadmierną prędkością. 76,1 proc. spotkało na swej drodze ścigantów, którzy stojąc na skrzyżowaniu, słyszą w głowie magiczne "do startu, gotowi...". Zielone światło i startują z piskiem opon w wyścigu dragsterów na 400 metrów.

 

- Wszelkie próby bycia szybszym w mieście raczej mnie śmieszą - mówi Paweł Piórowski, lat 31, kierowca od 1994 roku. - Na kolejnych światłach i tak stoimy razem, ale ja oszczędzam paliwo.

Ryzykowne wyprzedzanie potępił co trzeci kierowca.

 

- Najbardziej wkurzający są ci, którzy kilka metrów przed skrzyżowaniem wyprzedzają z rykiem silnika i hamują przed samą maską, byleby tylko być pierwszymi na światłach - mówi Ewelina, która piratów drogowych fotografuje i umieszcza zdjęcia na swoim blogu.

 

Wpis z jednego marcowego dnia. Pod podobizną białego opla: "Ten idiota wyprzedził mnie trzy metry przed skrzyżowaniem, żeby stać pierwszy na światłach. Potem jeszcze raz, może facet mnie podrywa w ten oryginalny sposób. Wyprzedzasz, hamujesz, panna ci wjeżdża w tyłek i już macie temat do rozmowy, a nie jakieś banalne »piękna dziś pogoda«".

 

Poniżej kolejne zdjęcie, tym razem Toyota Yaris. "Idiota numer dwa. Musiałam hamować tak, że mi ABS zaturkotał. Serio, ja tego nie rozumiem. Co to ma być, przedszkole? Wszyscy chcą stać w pierwszej parze czy jak?".

 

- Zdarza się, że trąbią, że nie dość szybko ruszam, gdy zapala się zielone - opowiada Ewelina. Wtedy ona gasi silnik, włącza awaryjne, wysiada i podchodzi do nerwowego kierowcy. "Słucham, co się stało?" - pyta grzecznie.

 

Gdzie są zimne łokcie

 

Powolna i niezdecydowana jazda była niegdyś domeną tzw. niedzielnych kierowców. Przez cały tydzień trzymali auto w garażu, by w wolny od pracy dzień wypucować je i pojechać z rodziną do kościoła. Dzisiaj pojawiła się nowa kategoria - kierowcy weekendowi.

 

- Przez cały tydzień poruszają się po jednej trasie praca - dom - charakteryzuje ich aspirant Kania. - W weekend jadą na zakupy do hipermarketu czy do znajomych i tracą głowę. Bo poza dobrze znaną trasą nie są przyzwyczajeni do funkcjonowania w ruchu miejskim.

Przymierzają się do skrętu tak długo, jakby to była decyzja o losach świata (niezdecydowanie irytuje 8 proc. kierowców), ale przy tym nie włączają kierunkowskazu (wkurza to 15 proc.). A parkowanie - ważne, że on stoi, reszta niech się martwi sama (irytujące dla 13,6 proc. kierowców).

 

- Postawiłam samochód, wracam i widzę, że jestem zablokowana od strony kierowcy i pasażera - opowiada Sylwia Janczak, referent urzędu skarbowego. - Co z tego, że ktoś się nie dostanie do swojego auta. Ważne, że kretyn sobie zaparkował i wygodnie wysiadł ze swojego.

 

Nie przepadamy też za tymi, którzy jadą z łokciem wystawionym przez uchylone okno auta obwieszonego spojlerami, słuchają umc-umc-umc z wielkich głośników zamontowanych w bagażniku (29,5 proc. deklaruje niechęć do takich dyskotek na kółkach).

 

I tylko nie wiadomo, skąd się wszyscy ci kierowcy biorą. Bo - rzecz jasna - prawie 90 proc. nie przyznaje się do przynależności do żadnej z wymienionych grup.

 

Spokojni samuraje

 

Jak my nie lubimy tych cwaniaków drogowych. Ile razy cudem wyhamowaliśmy, by nie stuknąć typa, który wepchnął się nam tuż przed maskę. Przywoływaliśmy te sceny, w których Steven Seagal przy wtórze chrzęstu łamanych kości udowadnia złym charakterom swą moralną wyższość. Jak często sami byśmy tak chcieli!

 

- Moja kilkumiesięczna córka nie chciała zasnąć, więc wsadziłem ją w fotelik i zacząłem jeździć po mieście. Szumi, buja, nie ma dziecka, którego samochód nie uśpi - zapewnia Rafał Gaweł, dyrektor hurtowni farmaceutycznej.

 

Dziecko już usypiało, gdy za samochodem pojawiło się stare bmw z dwoma młodzieńcami w dresach. Bardzo nie podobało im się, że auto Gawła jedzie przepisowe 50 km/h, czemu dawali wyraz: mrugali światłami, podjeżdżali z rykiem silnika pod sam zderzak. Wreszcie, gdy już uznali, że Rafał nie dość szybko pokonuje zakręt, zaczęli trąbić. Dziecko rozpłakało się, a w spokojnym handlowcu pojawiła się chęć mordu. Obudzili dziecko! Zabić, zabić! Może sędzia prowadzący rozprawę także będzie świeżo upieczonym ojcem. Mając w pamięci nieprzespane noce i niekończące się noszenie płaczącego niemowlaka na rękach, na pewno uniewinni zabójcę.

 

- Zatrzymałem się w poprzek drogi, wysiadłem i z kluczem do kół w ręku ruszyłem na tamto bmw jak rozjuszony tur - wspomina słusznych gabarytów dyrektor Gaweł. - Chłopcy wrzucili wsteczny i dali w rurę, tylko się kurzyło.

 

Według badań, ofiarami drogowej agresji padł co trzeci polski kierowca. To i tak niezły wynik, bo Instytut Gallupa dowodzi, że w krajach Unii Europejskiej zostało zaatakowanych 48 proc. kierowców, a w USA ta liczba sięga 64 proc. Światowym rekordzistą wściekłych kierowców jest Australia (77 proc.), a najrzadziej unoszą się Japończycy - tylko 1 na 10.

 

19 marca na skrzyżowaniu w Olsztynie kierowca Jeepa nagle wysiadł ze swego auta i podszedł do stojącego za nim Opla Astry. Właściciel osobówki odkręcił szybę, ale nie zdążył zapytać, o co chodzi. Dostał w zęby, a potem napastnik jeszcze skopał auto. I za co?

 

Właściciel Astry twierdzi, że nic nie zrobił. Ale reakcja wszystkich kierowców, którzy słyszeli tę historię, była jedna: kręcili z niedowierzaniem głowami, twierdząc, że "za darmo się nie dostaje". W powszechnym przekonaniu na pewno blokował przejazd albo dopuścił się innego przewinienia.

 

Ten z Jeepa tłumaczył później, że kilka skrzyżowań wcześniej Astra zajechała mu drogę, nie chciała przepuścić. Problem tylko w tym, że... pomylił winnego. "Zła" Astra chwilę wcześniej skręciła w inną ulicę.

 

Piraci w Internecie

 

Do rękoczynów dochodzi rzadko, ale chyba każdy kierowca spotkał się z wyzwiskami, wulgarnymi gestami albo zajeżdżaniem drogi przez pirata drogowego.

 

- Włączałem się do ruchu, nadjeżdżający samochód pokazał kierunkowskazem, że będzie skręcał - opowiada Andrzej Nowak. - Wyjechałem, tymczasem okazało się, że tamten pojechał prosto. Wysiadł, zmieszał mnie z błotem. To było takie chamskie zachowanie, że w głowie mi się nie mieściło. Dwa dni nie mogłem się pozbierać.

 

I co w takiej sytuacji można zrobić? Nic. Nie mogąc znieść swej bezsilności, Andrzej założył portal www.piraci-drogowi.pl. Na jego łamach każdy może opisać drogowego szaleńca, zamieścić jego fotografię, podać numer rejestracyjny.

 

- Zachowanie pirata to jeszcze nie łamanie przepisów, ale działanie na granicy prawa, za to społecznie nieakceptowalne - tłumaczy Nowak. - Kategorią najczęściej opisywaną jest cwaniactwo i brawura. Właśnie to najbardziej irytuje kierowców.

 

Ostatnie wpisy:

"Kobieta w ciemnoszarym Uno stoi sobie spokojnie na samym środku skrzyżowania cztery metry od dużego parkingu i rozmawia przez telefon".

"Poranny korek na pasie dla skręcających w prawo. Czarne Mondeo ze środkowego pasa, omijając wszystkich jadących przepisowo, na siłę wciska się między samochody".

 

Każdy opisany ma prawo do komentarza, wytłumaczenia się na łamach portalu. - Często są to wpisy typu "jestem królem szos i macie mi ustępować, frajerzy, i tak mi nic nie zrobicie" - przyznaje Andrzej Nowak.

 

Ale w jednym przypadku serwis zadziałał natychmiastowo, eliminując z ruchu młodego pirata. Wpis: "Najpierw rusza z piskiem opon spod świateł, następnie slalom między samochodami (spowodował nagłe hamowanie dwóch samochodów), następnie - żeby uniknąć stania w korku - wpycha się na trzeciego".

Pod spodem komentarz: "Jestem właścicielem tego auta i chciałem powiedzieć, że to fajna strona. Teraz mój syn już nigdy nie ujrzy kluczyków i dowodu rejestracyjnego do tego samochodu".

 

Kobieta za kierownicą

 

To utrapienie. Nie pośpieszy się, nie włączy kierunkowskazu, a lusterka w aucie używa jedynie do poprawiania makijażu. Taki był jeszcze do niedawna stereotyp kobiety prowadzącej samochód, szczególnie chętnie rozpowszechniany przez panów. Tymczasem z naszych badań wynika, że prawie 70 proc. respondentów już nie uważa, by kobiety jeździły gorzej niż mężczyźni. A jeszcze nie tak dawno panowie gotowi byli bronić jak niepodległości prawa swej płci do wy-łączności za kierownicą.

 

Czy kobiety jeżdżą dzisiaj lepiej niż 20 lat temu? A może w czasach, gdy kobieta za kółkiem była jedna na tysiąc kierowców, łatwiej było ją obserwować i poddać ocenie? Dzisiaj, gdy panie stanowią połowę kierowców, nikt nie zwraca uwagi na płeć. No i na szczęście podkreślanie różnic płciowych jest dziś źle widziane. Publiczne chlapnięcie uwagi o "babie w aucie" może spowodować oskarżenie o seksizm i podejrzenie zacofania mentalnego.

 

Sylwia Pomykacz, która przemierza tirem międzynarodowe trasy, widzi różnicę pomiędzy tym, co było 10 lat temu, a teraz. "Na osobowe to po drugiej stronie korytarza" - pouczono ją, gdy w 1999 roku weszła na egzamin. Musiała wyjaśniać, że się nie pomyliła, i zdawała jako jedyna kobieta w gronie 20 mężczyzn. Dzisiaj już nie jest kobiecym wyjątkiem w Polsce.

- Ale kobieta w szoferskim zawodzie zawsze musi być lepsza od faceta, każdy błąd to potencjalny dowód na to, że się nie nadaje - przyznaje.

 

Mężczyźni chętnie zachowaliby swoją dominację na drogach, to dla nich sprawa ambicji, we krwi mają rywalizację. Może dlatego - jak mówią statystyki - są sprawcami ponad 80 proc. kolizji. Kobiety jeżdżą wolniej i ostrożniej. Statystycznie rzecz biorąc, oczywiście.

Magda Przęczek startuje w rajdach samochodowych, co na drodze pozwala jej zostawić daleko w tyle każdego faceta chcącego zasugerować, że powinna raczej zająć się sprzątaniem i gotowaniem.

 

 - Ale ja też, widząc kogoś, kto nie potrafi posługiwać się samochodem, mówię, że jedzie jak baba - przyznaje.

 

Zawał w ruchu

 

Sylwia Pomykacz robi za kółkiem nawet 200 tysięcy kilometrów rocznie. - Pod względem kultury jazdy na pierwszym miejscu jest zdecydowanie Anglia - stwierdza piękna "kierowniczka". - Żeby włączyć się do ruchu, wystarczy wrzucić kierunkowskaz i zaraz ktoś wpuści.

 

W Polsce bardziej doświadczeni kierowcy radzą żółtodziobom, by delikatnie wymuszali wyjazd z podporządkowanej, bo inaczej postoją do wieczora. I żeby nie przejmowali się opiniami o sobie, jakie na migi będą przekazywać inni kierowcy.

 

- Coraz więcej podróżujemy po świecie, ale za mało dobrych obyczajów importujemy - filozoficznie stwierdza inspektor Mariusz Wasiak z Komendy Głównej Policji.

I lepiej nie będzie. Samochodów mamy coraz więcej - już ponad 17 milionów. Dróg, w tym takich o dobrych nawierzchniach - jak na lekarstwo. Zamiast jechać autem - przepychamy się. W tłoku zawsze łatwiej o bliski kontakt, więc i o złość na innych. Jednak wściekłość nie sprawi, że pojedziemy szybciej, a o zawał nietrudno.

 

Pomyślmy o tym, gdy będziemy wracać zatłoczonymi drogami z długiego majowego weekendu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej. Budowa w Żukowie (kwiecień 2024)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty