Papamobile Jana Pawła II zrekonstruowany w Kielcach podbije świat (ZDJĘCIA)

redakcja.regiomoto
Papamobile - zdjęcia
Papamobile - zdjęcia
Inżynierowie z Kielc zrekonstruowali legendarny papamobile z pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II. Chiński potentat na rynku modeli samochodowych wprowadzi je do produkcji pod koniec roku.
Papamobile - zdjęcia
Papamobile - zdjęcia

To był szaleńczy pomysł, trzeba być pasjonatem i inżynierskim kamikadze, żeby zrobić coś takiego - o wyjątkowej inżynierskiej robocie rzemieślniczej, życiu po życiu papamobile dla Jana Pawła II i podarunku z Chin mówią ludzie, którzy doprowadzili do rekonstrukcji - profesor Stanisław Adamczak, rektor Politechniki Świętokrzyskiej i Marek Adamczak, właściciel firmy Auto-Adamczak – stryjeczni bracia.

Co się panu nie podoba w tym samochodziku, panie Marku? Chiński potentat na rynku modeli samochodowych robi wersję legendarnego papamobile z pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski a pan wybrzydza...

Marek Adamczak: - Bo nie jest dokładny. Brakuje fotela, na którym siedział ksiądz Stanisław Dziwisz, chorągiewek na przednim zderzaku i mikrofonów przy pulpicie. Ale już uzgodniliśmy z nimi te poprawki i w nowej wersji, która trafi do masowej produkcji pod koniec roku, wszystko będzie jak w oryginale. Projekt konsultuje również pan Zbigniew Gonciarz, główny konstruktor PIMotu, który w 1979 roku zaprojektował gondolę do oryginalnego papamobile na zamówienie Episkopatu Polski.

Skąd chińscy producenci miniaturowych modeli samochodowych wzięli polski papamobile?

- Sfilmowali nasz samochód dwa lata temu w Sopocie, kiedy po zakończeniu rekonstrukcji wyruszyliśmy w trasę po Polsce i odwiedzaliśmy wszystkie miejsca, w których był Jan Paweł II. Na podstawie filmu zrobili model kolekcjonerski w skali 1: 72 i sprzedawali jako „samochód PRL". Ale jak to ma być samochód kolekcjonerski, musi być zgodny z oryginałem. Na taką niedoróbkę nie mogliśmy się zgodzić przez szacunek dla konstruktorów z PIMotu i ze starachowickiej Fabryki Samochodów Ciężarowych. Już rok korespondujemy ze sobą, ustalamy wzorzec kolorów, detale, chodzi o to, żeby wiernie odwzorować historię, a nie zrobić zabawkę.
Stanisław Adamczak: - Jak Marek dostanie te modele, będę je rozdawał jako suweniry Politechniki. Zrobi się napis na płytce: „Auto – Adamczak i Politechnika Świętokrzyska".
Jeden ze studentów Politechniki Świętokrzyskiej, który pracował przy rekonstrukcji powiedział mi: „mieliśmy ramę i marzenie, z tego trzeba było zrobić samochód..."
Marek Adamczak: - Bo tak było. Z oryginalnego papamobile zbudowanego w 1979 roku pozostała rama, czyli część podwozia z wojskowego Stara 660 M2. Gondolę zdemontowano i zniszczono zaraz po zakończeniu pielgrzymki Jana Pawła II, podwozia sprzedano do Państwowych Gospodarstw Rolnych na Pomorzu. Na wiele lat ślad po nim zaginął, jakby władzy zależało, żeby ten samochód znikł z ludzkiej pamięci. Ale my go odnaleźliśmy i przywróciliśmy do życia.

Kliknij, aby przejść do galerii zdjęć papamobile

Papamobile - zdjęcia
Papamobile - zdjęcia

Czyj to był pomysł, żeby porywać się na taką rekonstrukcję?

Stanisław Adamczak: - Marka, on był motorem sprawczym całego przedsięwzięcia. To był jego szaleńczy pomysł, bo trzeba być pasjonatem i inżynierskim kamikadze, żeby coś takiego zrobić. Ale widać konsekwencja plus zaangażowanie, pasja, i wielkie hobby, sprawiły, że powstało dzieło, które może zostać dla pokoleń. Rekonstrukcja jest historycznie odtworzona w każdej części. Elementy, których nie udało się znaleźć, zostały ręcznie wykonane, na wzór tych, które były używane w Starze 660.

I pan profesor, rektor szanowanej w regionie uczelni dał się namówić na takie szaleństwo?

- My, jako Politechnika Świętokrzyska tylko się dopisaliśmy jako współpracownicy. Porozumienie zostało podpisane przez rektora poprzedniej kadencji, że się w to włączymy i później studenci w ramach praktyk pomagali przy rekonstrukcji, wspierali ich absolwenci i pracownicy naukowi Politechniki Świętokrzyskiej. Doktor habilitowany Stanisław Gad nadzorował rekonstrukcję instalacji elektrycznej i nagłośnienia, nad pracami konstrukcyjnymi czuwał doktor inżynier Andrzej Jeżowski, autorytet w dziedzinie techniki samochodowej i samochodów zabytkowych, który przygotował kartę pojazdu. Studenci z koła naukowego „Klakson" tworzyli między innymi rysunki techniczne rekonstruowanej gondoli.
Marek Adamczak: - Myśmy nic nie mieli, żadnej dokumentacji technicznej, bo w PIMocie wszystko zostało zniszczone. Odtwarzaliśmy papamobile ze zdjęć i prywatnych rysunków pana Gonciarza i pana Andrzejewskiego, głównych konstruktorów z PIMotu. Ale udało się, nawet głośniki znaleźliśmy takie same z Unitry. Bez pomocy Politechniki to by było niemożliwe. Studenci i pracownicy uczelni bardzo dużo nam pomogli.

Ale pracownicy Auto – Adamczak odpracowali część poszukiwawczą, taką techniczną archeologię. Szukali części na szrotach, w składach złomu.

Stanisław Adamczak: - To było coś wyjątkowego: inżynierska robota rzemieślnicza. Sam rzemieślnik by tego nie zrobił, musiał być do tego inżynier, który znał się na rzemiośle z zakresie ślusarstwa, tokarstwa, stolarstwa, meblarstwa i innych dziedzin. Teraz opracowujemy pełną dokumentację, żeby zostawić dla pokoleń, tak jak była robiona dokumentacja rekonstrukcyjno–technologiczna kiedy był tworzony ten samochód. Chcemy żeby taką samą dokumentację zrobili studenci według nowoczesnych technik komputerowych, w Autocadzie. Będzie można ją wydrukować, zdeponować w postaci książki, bo warto to utrwalić. Kiedyś trzeba było każdą część, najmniejszą śrubkę nanosić na deski kreślarskie i rysować.

I tak każdą z 26 tysięcy części, bo podobno z tylu elementów składa się papamobile? To kilka kilogramów taka dokumentacja musi ważyć?

Stanisław Adamczak: - Podejrzewam, że to będzie szafa.

Dlaczego pana tak wziął ten samochód?

Marek Adamczak: - Bo to była niesamowita sprawa. Tu w Świętokrzyskim budowany był samochód dla pierwszego papieża Polaka. I wybór padł na naszą fabrykę Star w Starachowicach. Ludzie zbudowali go w ciągu kilku tygodni. Pracowali dzień i noc. I wtedy też była rzemieślniczo – inżynierska robota. W nocy inżynierowie rysowali, a w dzień pracownicy wykonywali te części. Samochód był robiony ręcznie, żaden nie był tak zrobiony jak ten. Nad produkcją i montażem czuwała służba bezpieczeństwa, bo władze bały się, żeby nie było żadnej awarii, czy wypadku. Jest to kawał wielkiej historii. Zresztą ten papamobile został uznany za jeden z najpiękniejszych papieskich samochodów wszechczasów. Ta rekonstrukcja to jest nasz dar dla Ojca Świętego i osób, które wykonały w 1979 roku to piękne i niepowtarzalne dzieło w historii polskiej motoryzacji.

A to był dobry samochód patrząc z punktu widzenia inżyniera, panie profesorze? Po zakończeniu pielgrzymki silnik nadawał się do kapitalnego remontu.

Stanisław Adamczak: - Wszystko przez jazdę na wolnym biegu, co bardzo niszczy silnik, ale to nie wina konstrukcji, tylko eksploatacji. Wolny bieg nie służy do jazdy ciągłej, a papamobile tak był użytkowany podczas pielgrzymki Jana Pawła II.
Marek Adamczak: - Winna też była benzyna lotnicza, za „sucha" do takiego silnika. Ale przejechał tę trasę bez żadnych usterek. Dopiero, kiedy już go kupił pracownik Państwowego Gospodarstwa Rolnego w Stanomino, zepsuł się w drodze.

Pracownicy z Muzeum Techniki w Starachowicach, którzy budowali swoją replikę papamobile, powiedzieli mi, że spotkali się z ogromną życzliwością, kiedy szukali części. Ktoś nawet zażartował: „jakbyśmy powiedzieli, że potrzebna jest nerka dla papamobile, ludzie by dali". Czy panowie też odebraliście, że ludziom zależy, żeby ten samochód został odbudowany?

Marek Adamczak: - Mieliśmy takie odczucie, ludzie nam przysyłali części. Pan Kakako z Wierzchowa przekazał nam prądnicę z tego oryginalnego samochodu.
Stanisław Adamczak: - Nawet był taki epizod: mieliśmy techniką laserową wykroić napis „Star", bo nigdzie nie można było znaleźć oryginalnego. Nasi fachowcy od technologii laserowych weszli do Internetu, żeby ustalić wzorzec i okazało się, że jest w Australii człowiek, który zbiera napisy wszystkich samochodów na świecie i miał skatalogowany napis „Star" akurat z tego modelu 660. Skontaktowaliśmy się z nim, dostaliśmy pełne wymiary, jak ten napis wyglądał.
Marek Adamczak: - Po zamontowaniu tego znaczka pojechaliśmy do PIMotu do Warszawy, żeby pokazać samochód pracownikom, wszystkim się bardzo podobał, ale Zbyszek Gonciarz mówi: „Marek, znaczek nie jest oryginalny, widać, że jest robiony". Daliśmy ogłoszenie w Internecie, że chcemy kupić oryginalny. Zadzwonił człowiek z Rzeszowa, że ma, poprosiliśmy: „niech pan nam przyśle", a on na to: „to przyjedźcie i sami odkręćcie, bo leży z jakąś blachą". I pracownik pojechał w niedzielę, i mamy teraz oryginalny znaczek ze Stara 660.
Stanisław Adamczak: - I bardzo się różnią?
Marek Adamczak: - W ogóle się nie różnią. Tylko na tym oryginalnym widać starość.

Dlaczego warto robić takie rzeczy?

Stanisław Adamczak: - Historia techniki jest też pewnym dziedzictwem naszej kultury. Dlatego powstają muzea techniki, parki techniki. Kiedyś terminem dziedzictwa narodowego określano tylko dzieła sztuki, zabytkowe budowle, teraz w związku z rozwojem techniki powstał następny obszar w muzealnictwie, który się odnosi do zdobyczy techniki. W związku z tym odbudowanie takiego samochodu, którego zrobiono tylko dwa egzemplarze, czyli była to rzecz unikatowa, jest spłacaniem długu jego konstruktorom i ratowaniem dziedzictwa naszej myśli technicznej. Normalnie gdyby nie te względy polityczne, to oryginalne te dwa samochody powinny zostać w muzeum. Tylko wtedy sytuacja była taka, że Episkopat nie chciał tego kupić, bo też pewnie hierarchowie kościelni nie przywiązywali do tego wagi, bo człowiek na rzeczy wartościowe patrzy z perspektywy czasu. Jakbym był młody 40 lat temu, to bym w życiu nie kupił mebli z przełomu XIX i XX wieku do gabinetu rektoratu, bo wydawało mi się, że co nowoczesne, to lepsze. Ale z biegiem czasu człowiek zaczyna mieć sentyment do starych rzeczy.

Czy są takie rekonstrukcje, w których wykorzystuje się jeden fragment urządzenia, żeby odtworzyć całość?

Stanisław Adamczak: - Oczywiście. Czołową zdobyczą polskiej techniki w okresie międzywojennym był bombowiec „Łoś". To był najnowocześniejszy bombowiec na świecie, ale w związku z tym, że Polska nie zdążyła uruchomić produkcji na masową skalę, zrobiono tylko kilka sztuk. I nie zdążyliśmy go wdrożyć do walki. Zrekonstruowano go w Polskich Zakładach Lotniczych w Mielcu praktycznie od zera, bo te samoloty w czasie wojny zostały zniszczone. Części odtworzono według opisów.
Czy w związku z tym, że pojazdy stają się zabytkami, myśli pan o uruchomieniu takiego kierunku na Politechnice Świętokrzyskiej, na przykład mechaniki rekonstrukcyjnej?
Stanisław Adamczak: - Był pomysł, żeby utworzyć kierunek „technika historii", zaniechaliśmy tego, bo byłby to raczej kierunek niszowy, ale gdyby zrobić specjalność „historyczne obiekty techniczne" wydaje mi się, że byłoby to potrzebne, bo powstaje coraz więcej muzeów i parków techniki. My na Politechnice Świętokrzyskiej musimy kształcić inżynierów, których odbiór będzie masowy, ale kto wie, może to też jest jakaś przyszłość?

Jak ludzie reagują na papamobile?

Marek Adamczak: - Bardzo ciepło, każdy chce dotknąć. Ludzie znają ten samochód ze starych zdjęć, materiałów filmowych, jeszcze żyją ci, co byli na spotkaniach z Janem Pawłem II podczas jego pierwszej wizyty w Polsce. Mamy wpisy w księdze pamiątkowej: „Cieszę się, że udało się w tak wspaniały sposób wykonać rekonstrukcję papamobile. Gratuluję panu Adamczakowi, cieszę się, że jest w tym mój niewielki udział. Bronisław Hildebrandt, wnuczek Bronisława Maciej. Główczyce." Tutaj pan Federkiewicz, co nam dawał części: „Wyrażam podziw dla pracy i włożonego wysiłku oraz podziękowania dla ludzi, którzy to tworzyli. Jan Federkiewicz". „Gratulacje dla wykonawców – spółka AGMO, dawni pracownicy PGR Stanomino". Jak byliśmy w Warszawie, podszedł do nas człowiek, który był w ochronie papieża w 1979 roku, o tu na tym zdjęciu jest w papamobile. Zapytałem, skąd się tam wziął, tłumaczył, że był wtedy w wojsku i go tam przydzielili, ale ja mówię, „panie, tam nie brali takich przypadkowych ludzi z wojska, tam brali z klucza". Przyznał mi się potem, że pracował w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych w latach 1978 – 1980.
Wiosną byliśmy w Krakowie na jubileuszu 50-lecia święceń kapłańskich kardynała Dziwisza, po oficjalnej uroczystości podbiega do nas młody ksiądz i pyta, czy można naszym Starem przewieźć kardynała i jego gości na obiad. Zgodziłem się, zgoniłem kapelę góralską, co obsiadła samochód, patrzę, a tu do papamobile wsiada kardynał Dziwisz i kilkunastu innych kardynałów z całego świata. Ludzie momentalnie obstąpili nam samochód, a ja się przez całą drogę modliłem, żeby nic nie wysiadło, nie daj Boże jakaś awaria układu hamulcowego, bo przecież to pojazd zabytkowy...

Porwałby się pan, profesorze, jeszcze raz na taką rekonstrukcję?

Stanisław Adamczak: - Oczywiście. Jakby się ktoś zgłosił. Jakby Marek dostał takie zlecenie: proszę mi zrobić taki samochód i dał sto tysięcy dolarów...
Marek Adamczak: - Mam takiego człowieka, który ma prawie nowego Stara, ale rekonstrukcji już nie da się zrobić, bo nie ma więcej części. Ja nawet proponowałem panu Kakao: znajdźcie mi tę drugą ramę oryginalną, to wam zapłacę równowartość domu. Powiedział mi:„Panie, jakbyśmy mieli, to byśmy sprzedali".

Który z was jest większym samochodziarzem?

Stanisław Adamczak: - Marek! On samochody kocha, reperuje, ratuje, stare ożywia na nowo. One mu się śnią po nocach. Ja podchodzę do samochodów czysto użytkowo.

Izabela Bednarz „Echo Dnia" [email protected]

Stanisław Adamczak – urodził się 25 października 1948 roku w Sandomierzu – polski inżynier, profesor nauk technicznych, rektor Politechniki Świętokrzyskiej w Kielcach, instruktor Związku Harcerstwa Polskiego, harcmistrz, założyciel i opiekun harcerskiego zespołu wokalno-instrumentalnego „Wołosatki". Uczęszczał do Szkoły Podstawowej numer 2 w Sandomierzu, jest absolwentem sandomierskiego I Liceum Ogólnokształcącego i Wydziału Mechatroniki Politechniki Warszawskiej. Stopień naukowy doktora nauk technicznych otrzymał w 1977 roku w Politechnice Świętokrzyskiej, habilitował się w 1984 roku w Żylińskim Uniwersytecie na Słowacji. Tytuł profesora nauk technicznych otrzymał 7 grudnia 1999 roku. Jest autorem 50 opracowań naukowych opublikowanych w czasopismach krajowych i zagranicznych, a wyniki swoich prac prezentował na wielu konferencjach w kraju i za granicą. Żonaty z Alicją Adamczak, która od lat jest prezesem Urzędu Patentowego Rzeczypospolitej Polskiej. Mieszka w Kielcach, ale również w umiłowanym, rodzinnym Sandomierzu. Niedawno został Honorowym Obywatelem Sandomierza.
Marek Adamczak – urodził się 18 września 1953 roku w Sandomierzu. Szkołę podstawową ukończył w Kleczanowie, następnie szkołę zasadniczą o specjalności ślusarz-mechanik pojazdów w Sandomierzu. W 1975 roku ożenił się z Alicją Banasik. Teść prowadził Zakład Lakiernictwa Pojazdowego – w nim Adamczak uczył się lakiernictwa. Pracując ukończył Technikum Samochodowe w Kielcach o specjalności – mechanika i eksploatacja pojazdów samochodowych. W 1977 roku, wraz z żoną Alicją założył zakład o specjalności blacharstwo-lakiernictwo samochodowe i prowadzi go do dnia dzisiejszego. W ciągu 35 lat jego firma rozwinęła się – obecnie zatrudnia 35 pracowników i szkoli uczniów. Marek Adamczak jest miłośnikiem zabytkowych samochodów, interesuje się sportem - w szczególności piłką ręczną – jest wielkim kibicem tej dyscypliny. Angażuje się również w akcję dobroczynne – kilka lat temu przekazał „Echu Dnia" czterdziestoletnią Skodę Octavię na licytację podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Mieszka w Kielcach.

Krótka historia papamobile
Wiosną 1979 roku Episkopat Polski podpisał z Fabryką Samochodów Ciężarowych w Starachowicach i Przemysłowym Instytutem Motoryzacyjnym w Warszawie umowę na wykonanie papamobile. Służba Bezpieczeństwa, która od początku pilnowała tego zamówienia, nadała sprawie kryptonim „samochód specjalistyczny JP2".Do skonstruowania podwozia wykorzystano ciężarówkę Star 660 M2, którą Fabryka Samochodów Ciężarowych produkowało dla wojska pod specjalnym nadzorem Ministerstwa Obrony Narodowej. Był to bardzo wytrzymały samochód, sprawdzony w ciężkich warunkach, (jako jedyny polski samochód przejechał całą trasę rajdu Paryż – Dakar). Na wypadek awarii, przygotowano drugie podwozie. W PIMocie przygotowano nadwozie (trzy trony na podeście z przodu sterowane pneumatycznie, z tyłu dwa rzędy foteli obitych ciemnoczerwonym welurem, osiem głośników, radiostację, apteczkę i parasole), zmodyfikowano skrzynię biegów, aby dostosować samochód do poruszania się z prędkością do siedmiu kilometrów na godzinę. Po zakończeniu pielgrzymki Jana Pawła II gondola została zniszczona, podwozia odesłano do Starachowic. Tam zamontowano na nich skrzynie ładunkowe i sprzedano do Państwowych Gospodarstw Rolnych w Główczycach i Stanomino na Pomorzu. W latach 2006 - 2011 Marek Adamczak z pomocą pracowników firmy Auto-Adamczak oraz Politechniki Świętokrzyskiej z własnych funduszy zrekonstruował papamobile w oparciu o oryginalne części. Repliki papamobile znajdują się w Muzeum Przyrody i Techniki w Starachowicach oraz w Muzeum Motoryzacji i Techniki w Otrębusach. 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Otwarcie sezonu motocyklowego na Jasnej Górze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty