Paliwo może stanieć

Alina Białkowska, Tomasz Dominiak
Fot. Maciej Pobocha
Fot. Maciej Pobocha
Szybko rosnące ceny benzyny i ropy zaczynają dzielić rząd. Wicepremier Pawlak oraz szef klubu PO Zbigniew Chlebowski opowiadają się za jak najszybszą obniżką akcyzy na paliwo. Tymczasem resort finansów wciąż mówi stanowczo: nie.

 

Ministerstwo precyzyjnie wylicza, że obniżenie akcyzy o 10 groszy na litrze (obecnie za każdy litr płacimy 1,56 zł akcyzy) będzie kosztowało budżet 1 mld 580 mln zł rocznie.

Premier zapowiada, że zanim zapadnie jakakolwiek decyzja w tej sprawie, trzeba przeanalizować, co faktycznie skła­da się na cenę paliwa w Polsce.

 

- Będę rozmawiał i z ministrem Rostowskim, i z ministrem Pawlakiem, a także z szefami największych w Polsce spółek paliwowych, żeby zastanowić się, jak skutecznie zatrzymać groźbę drożyzny paliwowej - powiedział Donald Tusk. - Nie chcę doprowadzić do te­go, że kierowca będzie płacił tyle, ile płaci, w budżecie znajdzie się dużo mniej pieniędzy, a zarobią tylko firmy paliwowe. To nie wchodzi w rachubę - zastrzegł.

Fot. Maciej Pobocha
Fot. Maciej Pobocha

 

Niespodziewanie w sukurs Tuskowi przyszedł przebywający wczoraj w naszym kraju premier Finlandii Matti Vanha­nen, któ­ry skomentował sytuację w Polsce, mówiąc, że obniżanie podatków na paliwo "to tylko nabijanie kasy producentom paliw".

 

Ale ekonomiści alar­mują, że rosnące ceny paliw grożą nie tylko szybszym wzrostem inflacji, ale i stagnacją gospodarki. Wprawdzie zdaniem byłego wiceministra finansów Stanisława Gomułki obecna cena za baryłkę ropy, czyli prawie 135 dol., jeszcze nie oznacza zagrożenia recesją, ale już 180-200 dol. stwarza takie niebezpieczeństwo. Ta ostatnia cena nie jest wzięta z sufitu. Wszystko bowiem wskazuje na to, że ropa pójdzie jeszcze ostrzej w górę. I że nie będzie to chwilowa zwyżka, lecz stały globalny trend.

 

Jak wylicza Rafał Antczak, niezależny ekonomista, niegdyś jeden z głównych twórców programu gospodarczego PO, olbrzymi popyt na samochody w szybko bogacących się krajach Azji musi zwiększyć zapotrzebowanie na paliwa.

 

- W ciągu najbliższych pięciu lat w Chinach i Indiach ma się pojawić co najmniej 80 mln nowych samochodów, co oznacza ponadtrzykrotny wzrost liczby pojazdów na co dzień konsumujących paliwo - mówi Antczak. - W tej sytuacji cena 200 dol. za baryłkę nie powinna nikogo dziwić - podkreśla.

 

Co taka cena oznacza dla polskiego konsumenta? Prze­de wszystkim dużo wyższe niż dzisiaj rachunki na stacji. Nawet jeśli założyć, że jakimś cudem w najbliższych latach złoty utrzyma niezwykle silną pozycję w stosunku do dolara (za importowaną ropę płacimy właśnie w tej walucie), tak wysokie notowania surowca muszą się mimo wszystko przełożyć na kieszenie polskich kierowców.

 

Jak wynika z wyliczeń firmy e-petrol.pl, analizującej polski rynek paliwowy, podwyższenie ceny surowca z obecnego poziomu ok. 130 dol. do 150 dol. za barył­kę, spowoduje wzrost cen paliwa w Polsce o blisko 35 gr. Jeszcze gorzej będzie, jeśli cena ropy poszybuje do 200 dol. za baryłkę. Wtedy za litr benzyny bezołowiowej zapłacimy już 5,60 zł.

 

Tak drogo będzie (i to przy założeniu, że kurs złotego do dolara, koszt transportu ropy, podatki i marża nie ulegną zmianie), jeśli rząd nie obniży akcyzy na benzynę. Cięcie tego podatku jest tym bardziej wska­zane, że drożejąca benzyna nakręca i tak już wysoką inflację. W tak zwanym koszyku inflacyjnym ceny paliw stanowią 4,2 proc. Oznacza to, że ich wzrost o zaledwie 10 proc. przekłada się na wzrost inflacji o 0,42 pkt proc. Czyli w przypadku skoku ceny baryłki ropy do 200 dol. nasza inflacja podniesie się o dodatkowy 1 pkt proc. A tego rząd nie może lekceważyć.

 

Ekonomiści podkreślają, że drogie paliwo podwyższa inflację także w inny sposób. Jego ceny bardzo mocno wpływają również na koszty transportu, a te z kolei stanowią już ponad 8 proc. wysokości inflacji. Droż­szy transport to wyższe ceny produktów, które trzeba przewozić. Nawet jak ktoś jeździ tylko na rowerze i nie korzysta z komunikacji miejskiej, to i tak zapłaci za droższą benzynę, kupując choćby bułki w skle­pie czy przeprowadzając się do nowego mieszkania. To wszystko nakręca spiralę inflacji. W konsekwencji oznacza to droższe kredyty, większe żądania płacowe i... kryzys sam się nakręca.

 

W krajach Trzeciego Świata trwa autentyczny dramat milionów ludzi, dla których wciąż rosnące ceny paliw oznaczają często życie na skraju nędzy. W marcu demonstracja taksówkarzy w Kamerunie, domagających się tańszego paliwa, przerodziła się manifestację przeciw rosnącym lawinowo kosztom utrzymania. Doszło do krwawych zamieszek; zginęło sto osób.

 

Ale kierowcy protestują też w o wiele zamożniejszych krajach. W USA, gdzie prawo do taniej benzyny mieszkańcy uważają za równie nieodzowne jak prawo do noszenia broni, pojawiła się nawet sekta modląca się o obniżkę cen na stacjach. Jej przedstawiciele jeżdżą z miasta do miasta i odprawiają nabożeństwa w tej intencji. Nic dziwnego, bowiem zaledwie w przeciągu trzech lat koszt zatankowania auta w USA wzrósł aż trzykrotnie. Za napełnienie baku miejskiej terenówki typu SUV trzeba dziś wydać tam aż 100 dol.

 

Właściciele ciężarówek pojawili się na ulicach miast we Francji, Bułgarii czy Wielkiej Brytanii. W Islandii doszło nawet do starć z policją. Ciągle drożejąca ropa przestała być już tylko i wyłącznie problemem gospodarczym, bo coraz bardziej odczuwają ją zwykli konsumenci.

 

Stąd też ceny paliw stały się ostatnio modnym tematem politycznym. Do takiej kategorii można zaliczyć propozycję prezydenta Francji Nicolasa Sar­kozy’ego, który zaapelował o ogólnoeuropejskie obniżenie podatku VAT nakładanego na sprzedaż paliw.

 

Rafał Antczak zwraca uwagę, że Sarkozy nie bez powodu wybrał właśnie VAT. - Jest to podatek, od którego wysokości zależą wpłaty krajów członkowskich do budżetu UE. Francja jest płatnikiem net­to do unijnego budżetu, dlatego odgórnie zarządzone obniżenie akurat tego podatku jest dla Francuzów korzystne - tłumaczy Antczak, który sam jest zdecydowanym zwolennikiem obniżki akcyzy na paliwa.

 

Drugim powodem, dla którego prezydent Francji zasugerował taką akcję obniżania podatków, jest to, że jego kraj od dawna chce ujednolicenia ich w Unii. Medialna akcja z VAT, podczas której w imię dobra konsumentów działa cała Unia, mogłaby być argumentem na rzecz podatkowych postulatów Francji.

 

Oby tylko politycy, prześcigając się w pomysłach na rozwiązanie kryzysu, nie zapomnieli właśnie o konsumentach.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty