Ostatni tydzień mazowieckich ferii zimowych przypadł na drugą połowę lutego. Nie wszędzie na południu Polski zdołał utrzymać się śnieg. W Beskidzie Śląskim, przez większość czasu mieliśmy wrażenie, że mamy kwiecień, a nie luty. Temperatury przekraczające 10 stopni w cieniu powodowały błyskawiczne topnienie resztek śniegu.
Grandland X, którym pojechaliśmy na wyjazd to stary znajomy. Auto jest w sprzedaży od 3 lat. Płytę podłogową i technikę dzieli z Peugeotem 3008. Ostatnio do oferty dołączyła topowa, 300-konna wersja hybrydowa z napędem 4x4, którą testowaliśmy już w Motofaktach. Tym razem jednak w trasę udaliśmy się klasycznym dieslem z napędem wyłącznie na przednią oś. W połączeniu z 8-stopniową, klasyczną, automatyczną skrzynią biegów motor ten powinien zapewniać komfortową, dynamiczną i oszczędną podróż. Czy tak rzeczywiście było?
Opel Grandland X Ultimate 2.0 Turbo D. Nadwozie/wnętrze

Fot. Jakub Mielniczak
Sylwetkę Grandlanda X opisywaliśmy już kilkukrotnie, więc nie będziemy się powtarzać. Powiemy tylko, że nasz egzemplarz w kolorze Dark Ruby z czarnym dachem i najwyższej specyfikacji wyposażenia Ultimate wyglądał dość efektownie. To, co szczególnie ważne w podróży to wnętrze auta. Pod względem przestronności kompaktowemu SUV-owi wiele zarzucić nie można. Dwie dorosłe osoby i dwoje dzieci podróżowały wygodnie, na tylnej kanapie nawet wysokim osobom nie powinno zabraknąć miejsca. Panoramiczny dach nie zabiera miejsca nad głową pasażerom drugiego rzędu.
514-litrowy bagażnik powinien w zupełności zaspokoić potrzeby większości rodzin. Ma podwójną podłogę i haczyki na torby z zakupami, a jego klapa w testowej wersji była sterowana elektrycznie. Jakość wykonania wnętrza jest typowa dla kompaktów - górne partie kokpitu i tapicerki drzwi są wykonane z miękkiego tworzywa, niżej jest twardo. Ważne, że w czasie jazdy po wybojach z wnętrza nie dochodzą żadne podejrzane odgłosy, co dobrze świadczy o jakości montażu.