Wydawało się, że po zażegnaniu problemów technicznych, które dotykały samochody zespołu z Maranello, może być już tylko lepiej. Charles Leclerc i Carlos Sainz najczęściej brylowali w treningach i kwalifikacjach, jednak podczas wyścigów, jeżeli sami nie psuli dobrego wyniku, to padali ofiarą błędów własnego zespołu.
Miłe złego początki
A miało być tak miło, bo lipcowe zmagania rozpoczęły się wyjątkowo obiecująco dla włoskiej stajni – od triumfu Carlosa Sainza w kwalifikacjach i wyścigu o Grand Prix Wielkiej Brytanii. Dla Hiszpana było to pierwsze w karierze zwycięstwo w F1. Podium na słynnym torze Silverstone uzupełnili Sergio Perez (Red Bull) i Lewis Hamilton (Mercedes). Co prawda czwartemu na mecie Charlesowi Leclercowi, który walczy o tytuł, uciekły ważne punkty, ale wicelider klasyfikacji generalnej mógł z optymizmem szykować się do kolejnych wyścigów, zwłaszcza, że jego największy rywal Max Verstappen zajął dopiero siódme miejsce. I faktycznie, podczas kolejnej rundy mistrzostw w Austrii szczęście zdawało się sprzyjać Ferrari. Mimo wygrania wyścigu kwalifikacyjnego (tzw. sprintu) i wywalczenia pole position do niedzielnego Grand Prix przez Verstappena, to Leclerc wygrał rywalizację w „paszczy lwa”, czyli na Red Bull Ringu. Własny tor nie pomógł austriackiemu zespołowi, który musiał się zadowolić drugim miejscem Holendra, finiszującego przed Hamiltonem. Bliski zdobycia punktów był Valtteri Bottas z Alfa Romeo F1 Team ORLEN, ale ostatecznie Fin ukończył wyścig na 11. pozycji.

Wielkie nadzieje Leclerca i Ferrari rozwiał jednak wyścig we Francji. Na pięknie położonym torze Paul Ricard w Le Castellet, niedaleko Marsylii, na początku wszystko szło po myśli włoskiej ekipy. Pochodzący z Monako zawodnik czuł się tutaj jak u siebie w domu i od początku weekendu prezentował wysoką formę. Po wygraniu kwalifikacji stało się jasne, że będzie głównym kandydatem do zwycięstwa i wszystko szło zgodnie z planem do... 18. okrążenia, kiedy to czerwone Ferrari wylądowało w barierze z opon.
To był mój błąd. Czuję, że jeżdżę na najwyższym poziomie, jaki udało mi się dotychczas osiągnąć, ale nic z tego nie wynika, skoro popełniam takie błędy. Dziś mogliśmy wygrać, bo byłem bardzo szybki, ale jeżeli zdarzają mi się takie sytuacje, to nie wiem, czy zasługuję na walkę o tytuł mistrza świata – mówił wyraźnie podłamany Charles Leclerc.
Oczywiście z prezentu skorzystał Max Verstappen, mijając linię mety na pierwszej pozycji, natomiast drugą i trzecią lokatę zajęły Mercedesy Hamiltona i Russella, które największy kryzys formy wydają się mieć już za sobą.
Hungaroring też nie dla Ferrari
Leclerc faktycznie mocno przeżył przedwcześnie zakończony wyścig we Francji i zapewne nawet w najgorszych snach nie przypuszczał, że podczas Grand Prix Węgier także będzie musiał przełknąć gorycz porażki – tym razem jednak za sprawą błędnych decyzji zespołu. W czasie kwalifikacji błysnął formą Sainz, który utrzymywał się przed Leclercem, ale w końcówce ostatniej części sesji pole position nieoczekiwanie wywalczył George Russell. Wtedy jednak dramatu jeszcze nie było, bo Ferrari liczyło na lepszy od Mercedesa start do wyścigu, a na dodatek ich największy rywal – Max Verstappen, po problemach z silnikiem w kwalifikacjach, ruszał dopiero z 10. pola. Nic dziwnego, że w obozie Scuderii liczono nie tylko na zwycięstwo, ale nawet na dublet na mecie.
Tymczasem po rozpoczęciu rywalizacji pod Budapesztem Russell obronił się przed atakami Leclerca i Sainza, a Verstappen potrzebował tylko siedmiu okrążeń, żeby awansować na szóste miejsce i systematycznie niwelować stratę do czołówki. Tak skuteczna jazda była zasługą nie tylko formy kierowcy i samochodu, ale również doskonałej strategii. Ekipa Red Bulla jeszcze przed startem zrezygnowała z planu rozpoczęcia wyścigu na twardych oponach, a w trakcie rywalizacji odpowiednio reagowała na wydarzenia na torze. Tymczasem włoscy rywale zdawali się robić wszystko, aby ich kierowcy nie wygrali wyścigu na Węgrzech. A w połowie dystansu Leclerc znalazł się nawet na czele stawki, jednak wbrew swojej woli, podczas drugiego postoju w boksie, otrzymał twarde opony, które znacznie gorzej spisywały się w tych warunkach. Po tej „akcji” Monakijczyk spadł na szóstą pozycję. Również Carlos Sainz nie był już wstanie powalczyć o podium i ostatecznie zakończył wyścig na czwartej pozycji.
Wyraźnie rozczarowany Leclerc powiedział po wyścigu, że chciał przejechać na oponach pośrednich jak najwięcej okrążeń, bo miał dobre tempo, ale został wezwany przez zespół po twardy komplet ogumienia. Jego finisz na szóstym miejscu oznacza, że strata do lidera mistrzostw, Verstappena, jeszcze się powiększyła i szanse na walkę o tytuł wyraźnie zmalały. Chociaż szef teamu Ferrari Mattia Binotto przyznał, że sięgnięcie po twardą mieszankę było błędem, to jednocześnie podkreślił, że szanse na zwycięstwo i bez tej decyzji były niewielkie. Czy menadżer włoskiej stajni mówi prawdę? Wątpliwe, ale najistotniejszy jest fakt, że Max Verstappen idealnie rozpoczął przerwę wakacyjną, odnosząc swoje ósme zwycięstwo w sezonie i powiększając przewagę nad drugim w klasyfikacji generalnej Charlesem Leclerciem do 80 punktów.
Kubica znów na torze
Podczas weekendów we Francji i na Węgrzech w pierwszych piątkowych treningach za kierownicą bolidu ekipy Alfa Romeo F1 Team Orlen ponownie zasiadł Robert Kubica. Polak nie skupiał się jednak na czasach okrążeń, bo miał do wykonania określone zadania, związane z przygotowaniem samochodu. Na Hungaroringu, gdzie tradycyjnie już na trybunach zasiadło wielu kibiców z naszego kraju, Kubica zaliczył 20 okrążeń, a czas najlepszego z nich (1.21,179) oznaczał dziewiętnastą lokatę w tabeli wyników.
To dla mnie kolejny piątek, drugi z rzędu po Paul Ricard, za kierownicą bolidu F1. Oczywiście to inny tor i panują tu inne warunki, a więc nie jest to łatwe zadanie. Konfiguracja samochodu się zmienia, dochodzi też kwestia opon. Było sporo modyfikacji w ustawieniach modelu C42, spowodowanych przede wszystkim zmieniającą się przyczepnością. Ale przetestowaliśmy też dwie nowe rzeczy, więc jestem zadowolony – tłumaczył Robert Kubica.
Niestety, żadnemu z kierowców Alfa Romeo F1 Team Orlen nie udało się zdobyć punktów w wyścigu na Hungaroringu. Guanyu Zhou zajął trzynaste miejsce, a ósmy w kwalifikacjach Valtteri Bottas wycofał się z powodu awarii.

Wiązaliśmy duże nadzieje z tym wyścigiem, lecz koniec końców jesteśmy rozczarowani. Valtteri zdołał przebić się do pierwszej dziesiątki i był w niej do ostatnich chwil, ale problem z układem paliwowym sprawił, że musiał się wycofać. Zhou miał kłopoty na starcie i udało mu się przedrzeć na trzynaste miejsce, ale jako zespół liczyliśmy na dużo więcej. Szkoda, że tak się to ułożyło po dobrych osiągach, które pokazaliśmy w kwalifikacjach. Przed nami letnia przerwa, podczas której przeanalizujemy, co poszło nie tak, aby wrócić do walki o punkty w trzech ostatnich europejskich wyścigach pod koniec lata – zapewnił szef zespołu, Frederic Vasseur.
Przypomnijmy, że Alfa Romeo F1 Team Orlen zajmuje szóste miejsce w klasyfikacji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?