MG znaczy: Morris Garages

Marek Ponikowski
Nową tapicerkę wykonano ze specjalnej wołowej skóry odpornej na rozciąganie. Fot: Marek Ponikowski
Nową tapicerkę wykonano ze specjalnej wołowej skóry odpornej na rozciąganie. Fot: Marek Ponikowski
Zabytkowe auto z Anglii, które via Stany Zjednoczone trafiło na gdańską Orunię i tu zyskuje swoje drugie życie - prezentuje Marek Ponikowski

Przekręcamy klucz w wielkiej kłódce, otwieramy skrzypiące podwoje. W półmroku majaczą kanciaste kształty starego

Kwintesencja brytyjskiego stylu sprzed ponad pół wieku - MG TD Midget, rocznik 1951. Fot: Marek Ponikowski
Kwintesencja brytyjskiego stylu sprzed ponad pół wieku - MG TD Midget, rocznik 1951. Fot: Marek Ponikowski

samochodu. Wystarczy przetrzeć zakurzony błotnik, by lakier zalśnił głęboką czernią… Stop! To nie tak. Są co prawda i kłódka, i wrota, i zabytkowe auto, ale nie odkrywamy żadnego zapomnianego motoryzacyjnego antyku.
Po prostu pan Krzysztof Kosik, który przed kilkoma miesiącami opowiedział mi (i czytelnikom "Rejsów") o starych samochodach z gdańskiej Oruni, zaprosił mnie, bym obejrzał jego cacko: sportowe MG TD Midget, rocznik 1951.

Markę MG zawdzięczamy urodzonemu w 1888 roku Cecilowi Kimberowi, wielkiemu miłośnikowi wyścigów motocyklowych. Jego karierę zawodniczą przerwał ciężki wypadek, któremu uległ w wieku 22 lat. Omal nie amputowano mu nogi.
Po rekonwalescencji kupił za odszkodowanie samochód Singer, który niebawem zamienił na inny pojazd tej marki, przystosowany do wyścigów. Gdy Kimber senior, właściciel drukarni, zażądał, by Cecil przystąpił do interesu, ten odmówił, bo się już zatrudnił w jednej z firm motoryzacyjnych. Nastąpiło dramatyczne zerwanie. Ojciec i syn nigdy więcej się nie spotkali.
Decydujące znaczenie miała znajomość Kimbera z Williamem Morrisem, późniejszym lordem Nuffieldem, właścicielem fabryki samochodów Morris. W 1921 roku powierzył on Cecilowi prowadzenie przedstawicielstwa swojej firmy w Oksfordzie.
Kimber okazał się nadzwyczaj zdolnym menedżerem. Jednym z jego pomysłów była adaptacja samochodów Morris do sportu. W oksfordzkich warsztatach wyposażano je w lżejsze nadwozia, obniżano zawieszenia, wzmacniano silniki. W 1924 roku jeden z kolejnych modeli Kimber oznaczył nowym znakiem firmowym: MG - od Morris Garages.
W latach 20. i 30. pod marką MG produkowano liczne modele sportowe i luksusowe. Firma angażowała się w rajdy, wyścigi płaskie i górskie oraz modne w Anglii crossy. Jednak w 1935 roku, ku wielkiemu rozczarowaniu Kimbera, lord Nuffield włączył markę MG do spółki Morris Motors, z czym wiązała się rezygnacja z kosztownych startów w imprezach sportowych.

Nową tapicerkę wykonano ze specjalnej wołowej skóry odpornej na rozciąganie. Fot: Marek Ponikowski
Nową tapicerkę wykonano ze specjalnej wołowej skóry odpornej
na rozciąganie. Fot: Marek Ponikowski

Rok później wszedł do produkcji model MG, oznaczony symbolem TA i przydomkiem Midget, czyli karzełek, który ugruntował pozycję marki na rynku aut sportowych. Miał, jak wszystkie ówczesne MG, konstrukcję ramową i sztywne osie zawieszone na resorach piórowych z przodu i z tyłu. Silnik o pojemności 1250 cm sześc. pochodził z wielkoseryjnej produkcji Morrisa, ale dzięki dwóm gaźnikom SU jego moc wzrosła do 50 KM. Czterobiegowa skrzynia miała synchronizację 3 i 4 biegu. TA był pierwszym autem MG, wyposażonym w hamulce hydrauliczne. Odkryte dwuosobowe nadwozie ze składanym dachem było raczej spartańskie, ale takie samochody kochali i nadal kochają Anglicy.

W 1939 roku wszedł do produkcji ulepszony model TB, a po wojennej przerwie podjęto wytwarzanie modelu TC, który znów okazał się wielkim sukcesem. Spośród ponad 10 tys. aut wyprodukowanych do 1949 roku  dwie trzecie wyeksportowano do Stanów Zjednoczonych. Nabywcy rekrutowali się przede wszystkim spośród amerykańskich żołnierzy, którzy podczas pobytu na Wyspach Brytyjskich rozsmakowali się w małych i zgrabnych autach z Oksfordu. Nie bez znaczenia był fakt, że dzięki korzystnemu kursowi dolara samochody brytyjskie były dla nich bajecznie tanie.
Tego sukcesu nie doczekał już jednak Cecil Kimber, bezceremonialnie zwolniony w 1941 roku z posady u Morrisa. Zginął w wypadku kolejowym pod koniec wojny.

Auto pana Krzysztofa to model TD, wprowadzony do produkcji w 1950 roku. Od poprzedników różnił się m.in. niezależnym zawieszeniem i zastosowaniem zębatkowej przekładni kierowniczej. Nadwozie zostało poszerzone o 13 cm. Odpowiednio zwiększył się też rozstaw kół, w modelu TD wyposażonych w stalowe, tarczowe obręcze w miejsce stosowanych wcześniej felg szprychowych. Wygląd auta sporo, niestety, na tym ucierpiał.
Według testu brytyjskiego czasopisma "The Motor", z  1952 roku, MG TD osiągał prędkość maksymalną 124 km/godz., a do 100 km/godz. przyspieszał w 19 sekund. Zużycie paliwa podczas testu określono na 10,6 l/100 km. Sześćdziesiąt lat temu takie parametry w małym sportowym aucie nie wywoływały bynajmniej rozbawienia.
Spośród 30 tys. Midgetów TD, wyprodukowanych do 1953 roku, prawie 23,5 tys. wyeksportowano do USA. Miały kierownicę po lewej stronie. Czy samochód pana Krzysztofa był jednym z nich?

Tablica przyrządów: szybkościomierz, obrotomierz, mały zegarek. I nic więcej.Fot: Marek Ponikowski
Tablica przyrządów: szybkościomierz, obrotomierz, mały zegarek. I nic
więcej.
Fot: Marek Ponikowski

- Zapewne  - potwierdza Krzysztof Kosik. - Kilka lat temu poprosiłem mieszkającego w Kanadzie kuzyna, aby się rozejrzał za niedrogim sportowym MG. Szczerze mówiąc, myślałem o modelu MGA z końca lat 50., który kiedyś szalenie mi się podobał. Po paru tygodniach kuzyn zatelefonował: - Kupiłem ci samochód!
- Ile kosztował? - pytam niezbyt taktownie.
- Kilka tysięcy dolarów. Niedużo? Ale gdyby go pan zobaczył…
Sam pan Krzysztof ujrzał Midgeta dopiero przed swoim domem na Oruni. Przywieziono go na lawecie z Hamburga. Wcześniej przypłynął w kontenerze z Nowego Jorku. A jeszcze wcześniej przetransportowany został do portu nad Atlantykiem z małego miasteczka w stanie Illinois.
- Nadwozie było w jakim takim stanie, większość mechanizmów także, ale silnik! Popękane pierścienie, pompa paliwowa w rozsypce… Niezbędny był kapitalny remont.

Nadwozie zostało rozebrane "na czynniki pierwsze", wypiaskowane, polakierowane. Podobnie podwozie. Trwało to dwa lata i kosztowało majątek. Skórzaną tapicerkę odtworzył specjalista z praktyką w renowacji zabytkowych samochodów. Chromy lśnią jak nowe. Silnik po szlifie, zmontowany z użyciem oryginalnych części, zapala bezbłędnie. Na odnowienie czeka jeszcze składany dach, naprawy wymagają także hamulce.
- Specjaliści od samochodowych antyków liczą sobie słono.  Zwykłe warsztaty też podbijają cenę, gdy chodzi o jakąkolwiek usługę związaną z naprawą zabytkowego auta - wzdycha Krzysztof Kosik. - Panuje opinia, że stare samochody to zabawa dla bogaczy. A ja krezusem nie jestem…
- Co pan zrobi, gdy auto będzie już gotowe? - pytam.
- Zabiorę żonę i pojedziemy do Krynicy. Oczywiście tej w górach.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty