Kraków stoi w korkach, chodniki są zapchane parkującymi na nich autami, a rowerzyści nie mają ścieżek. Władze miasta zamiast wprowadzać konkretne rozwiązania, zajmują się debatami i szukaniem sposobu na to, by kierowcy przesiedli się do autobusów i na rowery. Bezskutecznie. Liczba samochodów w Krakowie ciągle rośnie, a inwestycje drogowe nie mogą za nią nadążyć.
- Mamy więcej aut niż wiele dużych miast na zachodzie Europy - przyznaje prof. Krzysztof Bida z Politechniki Krakowskiej. - Możliwe, że niedługo zdarzy się u nas to, co w Wiedniu. Korki były takie, że ruch zupełnie zamarł. Doszło do tego, że samochody wyciągano dźwigiem - prognozuje.
Kolejne remontowane ronda (Mogilskie i Grzegórzeckie) nie poprawiły ruchu. Kierowcy tłoczą się na nich i na ulicach dojazdowych. Nic też nie wychodzi z budowy parkingów. Z sześciu planowanych parkingów podziemnych powstaje jeden.
Paraliż komunikacyjny ma rozładować grupa naukowców, która opracowuje dla Krakowa "Zintegrowany plan rozwoju transportu publicznego". Chcą, żeby w centrum miasta transport publiczny oraz pieszy stanowił 75 proc. ruchu, rowery 10 proc., a samochody wyłącznie 15 proc.
Krakowianie nie wierzą, że taki plan jest wykonalny. Wiąże się z wieloma ograniczeniami dla kierowców, na które ci nie zamierzają się godzić. Co więcej zakłada optymistycznie, że właściciele aut przesiądą się do autobusów i na rowery.
Wczorajsze wyłączenie z ruchu ulicy Zwierzynieckiej w ramach Europejskiego dnia bez samochodu to kiepska próba przekonania ich do tego. Naukowcy wierzą, że jest szansa na wyjście z opresji. - Trzeba więcej inwestować w transport zbiorowy - przekonuje prof. Andrzej Rudnicki z Politechniki Krakowskiej. - A w Krakowie przygotowanie inwestycji trwa nieraz kilkanaście lat. To niedopuszczalne.
Polskie myśliwce w powietrzu
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?