Ma on zwiększyć popyt na rynku krajowym i sprawić, że z salonów będzie wyjeżdżać coraz więcej nowych aut. Takie są główne założenia przedstawionego wczoraj przez Ministerstwo Gospodarki planu ratunkowego dla polskiej branży motoryzacyjnej.
Resort chce też zmian w kilku ustawach, a zwłaszcza w kodeksie pracy. Pozwolą one na wypłatę koncernom dopłat do wynagrodzeń dla tych pracowników, którzy czasowo nie pracują z powodu przestoju w produkcji. Takie rozwiązanie jest stosowane w Niemczech czy Hiszpanii, gdzie pracodawcy wysyłają pracowników na czasowe bezrobocie w okresach dużego spadku zamówień. Wtedy pensję płaci im samorząd lokalny, a miejsce pracy zostaje utrzymane nawet w czasie kryzysu.
Rząd liczy na to, że dzięki temu w przyszłym roku zakłady produkujące auta nie będą musiały u nas masowo zwalniać pracowników. Przedstawiciele koncernów twierdzą jednak, że aby pakiet zadziałał, musi być natychmiast wprowadzony w życie. - Przedstawiony przez Ministerstwo Gospodarki plan jest zbyt ogólny, a poza tym nie zawiera żadnego harmonogramu wprowadzenia go w życie - mówi Marek Dyżakowski, przewodniczący krajowej sekcji motoryzacji Forum Związków Zawodowych. - Polska nie jest samotną wyspą i najpóźniej za 2-3 miesiące kryzys uderzy branżę motoryzacyjną tak mocno jak w innych krajach - podkreśla Dyżakowski.
Sytuacja w branży na całym świecie pogarsza się bowiem z dnia na dzień. Wczoraj amerykański Chrysler zamknął wszystkie swoje fabryki aż do 19 stycznia. W Europie sytuacja też jest dramatyczna. Na początku tygodnia wszystkie fabryki samochodów koncernu Fiat we Włoszech zostały zamknięte na blisko miesiąc z powodu kryzysu w motoryzacji. 50 tys. pracownicy będzie miało wolne aż do 12 stycznia.
W polskiej fabryce Fiata w Tychach przerwa potrwa co prawda krócej, bo od Wigilii do 6 stycznia, ale również została wydłużona w związku z sytuacją na europejskim rynku. Z danych Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Pojazdów wynika, że w listopadzie sprzedaż nowych aut w krajach Unii spadła aż o jedną czwartą. W niektórych państwach rynek się załamał - we Włoszech spadki sięgnęły blisko 30, zaś w Hiszpanii aż 50 proc.
To z kolei uderza w nasze fabryki, bo 97 proc. produkowanych przez nie aut jest wysyłanych za granicę. Dla polskich zakładów mniej chętnych na nowe auta w Unii oznacza po prostu mniej pracy. Z danych Instytutu Badania Rynku Motoryzacyjnego "Samar" wynika, że w ubiegłym miesiącu wyprodukowano u nas tylko 65,6 tys. aut. To o 17 proc. mniej niż jeszcze w październiku i aż o 27 proc. mniej niż w listopadzie 2007 r. Z tego też powodu w Polsce nie uda się osiągnąć zakładanego jeszcze niedawno poziomu produkcji miliona aut.
Z polskich zakładów kryzys najbardziej uderzył w fabrykę Opla w Gliwicach, która od stycznia przechodzi z trzech na dwie zmiany. Z tego powodu pracę straciło 700 osób w firmach będących podwykonawcami Opla. A bez wprowadzenia zmian w kodeksie pracy i bardziej elastycznych godzin pracy nie obejdzie się też bez redukcji zatrudnienia wśród pracowników samego Opla. Na uchwalenie niezbędnych zmian w prawie zostało więc niewiele czasu.
Związkowcy i przedstawiciele koncernów chcą rozszerzenia pakietu o czasowe zwolnienie z podatków lokalnych, czyli od gruntu i nieruchomości. - W przyszłym roku FSO ma zapłacić ponad 22 mln zł samego tylko podatku od wieczystego użytkowania gruntu.
Skąd mamy wziąć na to pieniądze? - pyta retorycznie Marek Dyżakowski. Jeśli branża motoryzacyjna pogrąży się w kryzysie, kłopoty czeka cała gospodarka. Produkcja aut stanowi aż jedną szóstą eksportu, a sama branża wytwarza 4 proc. naszego PKB.
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?