Komu pozostałości?

Mieczysław Teer
Fot. archiwum: Procedura „szkody całkowitej” stosowana przez ubezpieczycieli sprawcy szkody jest bezprawna. W przypadku zastosowania opisanej procedury nie warto bawić się w rozbiórkę wraka lecz odstawić go do upoważnionej przez wojewodę skład
Fot. archiwum: Procedura „szkody całkowitej” stosowana przez ubezpieczycieli sprawcy szkody jest bezprawna. W przypadku zastosowania opisanej procedury nie warto bawić się w rozbiórkę wraka lecz odstawić go do upoważnionej przez wojewodę skład
Jednym z punktów zapalnych w kontaktach klient - zakład ubezpieczeń jest sposób rozliczania, zwłaszcza w ramach tzw. szkody całkowitej.

Jednym z punktów zapalnych w kontaktach klient - zakład ubezpieczeń jest wymuszany przez firmy asekuracyjne sposób rozliczania, zwłaszcza w ramach tzw. szkody całkowitej.

 

Nie będziemy się zajmowali wypłatami z ubezpieczenia autocasco, gdyż warto temu tematowi poświęcić odrębny tekst. Zasygnalizujmy tylko, że w przypadku autocasco, klient zawierający umowę z zakładem ubezpieczeń godzi się dobrowolnie na oferowane mu warunki i jeżeli podpisał

Fot. archiwum: Procedura „szkody całkowitej” stosowana przez ubezpieczycieli sprawcy szkody jest bezprawna. W przypadku zastosowania opisanej procedury
Fot. archiwum: Procedura „szkody całkowitej” stosowana przez ubezpieczycieli sprawcy szkody jest bezprawna. W przypadku zastosowania opisanej procedury nie warto bawić się w rozbiórkę wraka lecz odstawić go do upoważnionej przez wojewodę skład

polisę zgodnie z którą ubezpieczyciel wypłaca mu odszkodowanie w orzechach włoskich, to jego problem. Prawodawca w takie umowy ingeruje rzadko i wprowadza nieliczne ograniczenia co do ich treści.

 

Zupełnie inaczej jest jednak w przypadku likwidacji szkód z polisy OC sprawcy kolizji,
czy innego zdarzenia drogowego. Tu poszkodowany nie ma absolutnie żadnego wpływu na to, jakiego ubezpieczyciela wybrał sprawca szkody. Z tej właśnie przyczyny, regulacje prawne dotyczące sposobu likwidacji szkody z OC powinny być bardzo precyzyjne, a państwo, które wymaga od obywateli zawierania tych obowiązkowych ubezpieczeń, ma również obowiązek szczególnego nadzorowania ich wykonywania. Niestety nie zawsze tak jest.

 

Proza życia

 

Wszyscy ubezpieczyciele przyjęli zgodnie, co każe się zastanawiać, czy nie mamy to do czynienia ze zmową, którą powinien zająć się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, następujące założenie.

Jeżeli koszt naprawy pojazdu wynosi więcej niż 70 procent wartości pojazdu przed kolizją, to występuje tzw. szkoda całkowita.
W tej sytuacji towarzystwo asekuracyjne odmawia wypłaty odszkodowania, która pokryłaby pełny koszt naprawy, lecz stosuje niezwykle niekorzystną dla pokrzywdzonego procedurę. Ustala mianowicie wartość pojazdu
przed powstaniem szkody (starając się, rzecz jasna, maksymalnie ją zaniżyć), następnie oblicza ile warte są pozostałe, a nadające się do wykorzystania części (wartość pozostałości) -
nie muszę dodawać, że w tym akurat przypadku części te są zdaniem ubezpieczyciela niezwykle cenne. Potem od wartości auta przed szkodą odejmuje wartość owych resztek i wypłaca jedynie różnicę.
  Co poszkodowany zrobi z owymi pozostałościami, to już ubezpieczyciela nie obchodzi.

 

Obrona

 

Pokrzywdzeni w ten sposób klienci firm ubezpieczeniowych bronią się jak mogą. Odwołują się od decyzji ubezpieczyciela. Starają się wykazać, że samochód przed wypadkiem był znacznie droższy, niż to przyjęto. Dokumentują wykonane niedawno naprawy i wymienione części, co w sposób oczywisty powinno podnieść wartość pojazdu. Z drugiej strony starają się wykazać, że wartość pozostałości została zawyżona, wykazują, że należałoby ją pomniejszyć o koszt rozbiórki. Jednym słowem, targują się jak na bazarze. Wszystko po to, by doprowadzić do sytuacji, w której  bariera owych 70 procent nie została przekroczona. Czasem się to udaje, najczęściej jednak nie.

 

Bezprawie

 

W prowadzeniu takiego sporu z firmą ubezpieczeniową popełniamy jednak podstawowy błąd, przyjmując, że 70 procent, o których jest mowa, to wielkość umocowana w obowiązującym prawie. Tymczasem wcale tak nie jest. Tak przyjęli sobie ubezpieczeniodawcy, z którymi przecież nie podpisywaliśmy żadnej umowy, godząc się na takie warunki!

Zgodnie z prawem, sprawca szkody (a w jego imieniu firma, w której wykupił obowiązkową polisę OC) jest zobowiązany do jej naprawienia. W tym przypadku do wypłaty takiej sumy odszkodowania, która pozwoli przywrócić stan (i wartość!) pojazdu przed kolizją lub nabycie samochodu tej samej marki, w podobnym stanie i z analogicznym przebiegiem. Może się bowiem zdarzyć, że samochód ulegnie tak kompletnemu zniszczeniu, że jego odbudowa nie miałaby żadnego sensu. Dzieje się tak wówczas, gdy koszt naprawy z zachowaniem technologii przewidzianych przez producenta, przewyższyłby wartość auta.

I to jest jedyny przypadek, gdy możemy mówić o szkodzie całkowitej. 70 procent, na które powołują się w swoich bardzo uczonych pismach firmy asekuracyjne jest wzięte z czapki, lub - jak kto woli - z sufitu.  

 

Nie dyskutować

 

Proponuję więc nie wdawać się w przepychanki-wyliczanki z ubezpieczycielem sprawcy szkody lecz zażądać podania konkretnej podstawy prawnej
, przepisu, zezwalającego im na przyjęcie tych mitycznych 70 procent, po przekroczeniu których mamy rzekomo do czynienia ze szkodą całkowitą.

 

Jest jeszcze jeden istotny aspekt społeczny i ekonomiczny, będący konsekwencją przyjęcia stosowanej przez ubezpieczycieli procedury, a mianowicie pozostawiania poszkodowanego z wrakiem. Ma on do wyboru trzy możliwości: albo rzeczywiście w mozole rozbiera rozbitka na części i stara się je spieniężyć (w zasadzie nie stosowana), albo - jeżeli auto nadaje się do odbudowy naprawia je najtańszym kosztem (co ma poważne konsekwencje dla bezpieczeństwa ruchu drogowego, albo rzeczywiście "pozostałości" sprzedaje osobom, dla których jedyną istotną wartością kupowanego rozbitka są jego dokumenty, na podstawie których można następnie zarejestrować samochód skradziony lub nielegalnie przywieziony zza granicy.

W obydwu przypadkach prawdziwe koszty takich oszczędności, jakie na swoich klientach czynią zakłady ubezpieczeń ponosi państwo i społeczeństwo. W pewnym sensie ponoszą je także ubezpieczyciele zmuszeni do wypłacania odszkodowań za skradzione "pod papiery" samochody, ale o ich kondycję finansową jestem dziwnie spokojny. W końcu zawsze mogą podnieść składki...

 

Na złom

 

Sprawa czeka na bardzo pilne, moim zdaniem, rozstrzygnięcie ustawowe, które wykluczy przykre i trudne handryczenie się z firmami ubezpieczeniowymi o należne nam odszkodowanie.  

 

Nim to jednak nastąpi - w końcu Sejm ma wiele pilniejszych (?) spraw na głowie - proponuję, by w przypadku, gdy ubezpieczyciel zastosuje wobec Czytelników opisaną powyżej procedurę "szkody całkowitej" nie bawić się w rozbiórkę wraka lecz odstawić go do upoważnionej przez wojewodę składnicy złomu (obciążając oczywiście firmę asekuracyjną kosztami holowania.)  Dostaniemy za wraka jakieś śmieszne pieniądze i o taką tylko sumę ubezpieczyciel może pomniejszyć wypłacane nam odszkodowanie, odpowiadające wartości auta przed kolizją.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Otwarcie sezonu motocyklowego na Jasnej Górze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty