Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hypki: "Drift to proces, który trudno będzie zatrzymać"

Jędrzej Lenarcik / WRC Magazyn Rajdowy
Fot. Valvoline PUZ Drift Team
Fot. Valvoline PUZ Drift Team
W ciągu zaledwie kilku lat, drifting stał się w Polsce jedną z najbardziej popularnych dyscyplin motorsportu, która przeszła od amatorstwa, do pełnej profesjonalizacji. Obecnie zawody w naszym kraju postrzegane są jako najsilniejsza liga w Europie.
Fot. Polska Federacja Driftingu
Fot. Polska Federacja Driftingu

Jak wygląda praca kierowcy driftingowego od środka? Jakie są typowe początki każdego zawodnika w tym sporcie? O to pytamy Grzegorza Hypkiego, zdobywcę tytułu drugiego wicemistrza Polski w sezonie 2011 oraz kierowcę zespołu Valvoline PUZ Drift Team.

JL: Drifting w Polsce to już pewnego rodzaju fenomen. Jeszcze 5-6 lat temu niewiele osób wiedziało, co oznacza to słowo, a jeśli ktoś kojarzył, potrafił je połączyć tylko z „upalaniem gumy pod hipermarketem”. Jak zatem Ty znalazłeś się w tym wszystkim?

G. Hypki: Benzynę we krwi wszyscy w zespole mamy od małego. Jako chłopak interesowałem się rajdami i motorsportem w każdej postaci. W 2007 roku znajomi zabrali mnie na Tor Poznań, żeby obejrzeć zawody driftingowe. Wiedziałem, co to jest drift, choć nie byłem w tym temacie specjalistą. Gdy zobaczyłem na torze, jak bokiem latają zagraniczni zawodnicy, łapałem się za głowę. To było coś niesamowitego. Emocje nie do opisania. Jeszcze tego samego wieczora postanowiłem, że kiedyś będę tam, gdzie oni.

JL**: Tak zaczęła się Twoja przygoda. Powiedz, jakie było pierwsze auto?**

G. Hypki: Naturalnym wyborem było BMW. Tanie, niezawodne, a na rynku wtórnym można znaleźć bardzo wiele ciekawych propozycji. Kupiłem model E30 z 1988 roku, zmieniłem silnik na 3.5-litrowy w przydomowym garażu, włożyłem fotele kubełkowe, szperę, lekko zmodyfikowane zawieszenie i wyjechałem na tor. To były jeszcze czasy, gdy w drift można było bawić się praktycznie za pół darmo. Tym samochodem wywalczyłem w Bydgoszczy, w 2008 roku, licencję Polskiej Federacji Driftu.

JL**: Jak zatem trafiłeś do Valvoline PUZ Drift Teamu? **

G. Hypki: W połowie 2008 roku kupiłem nowe auto – BMW E36, z czterolitrowym silnikiem V8. W tym samym czasie poznałem się z Krzyśkiem "PUZem" Jędrzejewskim i zaczęliśmy snuć plany stworzenia zespołu. Stąd już prosta droga do stworzenia ekipy i reprezentowania barw Valvoline.

JL**: Od 2011 roku jeździsz w "Balbinie" (BMW serii 3 E30 z silnikiem V8 o pojemności 5-litrów – przyp. red.), zaliczyłeś kilka bardzo dobrych występów. Ostatniego w minionym sezonie jednak nie możesz uznać za udany. Powiedz, co się stało w Bukareszcie?**

G. Hypki: Tak, "Balbina" to bardzo wdzięczne auto. Dała mi w tym roku trzy zwycięstwa, dwa drugie i jedno trzecie miejsce. Niestety, w Drift Grand Prix of Romania bardzo mocno ucierpiała. Dotarłem do półfinału, w którym zmierzyliśmy się z nowym mistrzem Polski – Pawłem Trelą. Jechaliśmy już czwarty przejazd dogrywkowy. Zaryzykowałem, zabrakło pół metra... może mniej. Najpierw masywna latarnia, potem drzewko, a gdy już miałem nadzieję, że to koniec, wjechał we mnie Paweł. Klatka przytrzymała kielichy na miejscu, więc auto kwalifikuje się do odbudowy. Zrobimy z "Balbiny" bardzo mocną broń na rok 2012.


Fot. Krzysztof Mikołajczyk
Fot. Krzysztof Mikołajczyk

JL**: Zdradź nam zatem co planujecie?**

G. Hypki: <śmiech> Polski drift to szalony wyścig zbrojeń. Nie mogę powiedzieć, tajemnica służbowa.

JL**: Właśnie, wspomniałeś o wyścigu zbrojeń. Powiedz, jak ty odbierasz ten proces? Drift staje się bardzo popularny, a ludzie domagają się igrzysk!**

G. Hypki: To fakt. Machina ruszyła na dobre po tegorocznej rundzie w Karpaczu. Drift wyszedł z zamkniętych obiektów i wrócił do korzeni, czyli na ulice. Ludzie przyszli zobaczyć widowisko, a my je im daliśmy. Ponad 25 tysięcy ludzi wzdłuż kilometrowej trasy i drugie tyle w Internecie na live-streamie. To jest proces, który trudno będzie zatrzymać. W jeździe bokiem pojawiły się duże pieniądze i sponsorzy, którzy chcą budować swój wizerunek w tym sporcie. Media coraz chętniej pokazują, to co robimy, bo łamiemy wszelkie ograniczenia. Drift działa na wyobraźnię, dziś już nikogo nie dziwią moce rzędu 600 koni mechanicznych, a w tym sporcie „sky is the limit”. Każdy pragnie być pierwszy, dlatego nie dziwi mnie fakt, iż każdy zbroi się w sprzęt jak tylko może.

JL**: Nie obawiasz się, że w pewnym momencie stanie się to zabawa tylko dla bogatych?**

G. Hypki: Ten sport już dziś nie jest tani. OK, lata świetności samochodów, którymi jeździmy już dawno minęły. Jednak łatwiej zbudować driftcar z BMW E30 czy Nissana S13, niż z BMW E90 czy Nissana GTR, które można kupić teraz w salonie. Tu chodzi o masę, właściwości trakcyjne itd. Pod maskami wielu samochodów pracują 2-litrowe motory o mocy grubo ponad 500 KM. To musi kosztować. Klucz to pozytywne relacje ze sponsorami. Ja prywatnie jestem przedstawicielem handlowym, jednak dobrze wykonana praca na i poza torem dla Valvoline, pozwala mi spełniać marzenia.

JL**: Właśnie Grzesiek, jak wyglądają marzenia Twoje i Valvoline PUZ Drift Team? Gdzie jest ten cel, do którego idziecie? **

G. Hypki: Jeden cel już zrealizowaliśmy – Valvoline PUZ Drift Team zdobyło tytuł zespołowego mistrza Polski. Ciągle brakuje nam tytułu indywidualnego, ale to zmienimy w 2012 roku <śmiech>. Co dalej? Nie wiem. Gdyby ktoś mi przed sezonem 2011 powiedział, że w Polsce będziemy jeździć po górskich drogach, że wystąpimy w Bukareszcie, bezpośrednio pod parlamentem, przy dopingu 80 tysięcy ludzi, wreszcie, że polska dominacja Europie będzie niepodważalna, to brałbym to w ciemno. To, co się dzieje w naszym kraju to szaleństwo. Marzy mi się zagraniczny, mocny cykl. Formuła D w USA, to by było coś, jednak tam trzeba mieć budżety porównywalne do innej Formuły...


Fot. Valvoline PUZ Drift Team
Fot. Valvoline PUZ Drift Team

JL**: Każdy profesjonalny kierowca, czy to rajdowy, czy wyścigowy, w trakcie weekendu jest bardzo zajęty. Powiedz, jak wygląda Twój weekend driftingowy?**

G. Hypki: W piątek przeważnie w pośpiechu wychodzę z pracy, by na godzinę 18 być w naszych warsztatach. Noc poświęcamy na transport do miejsca, gdzie odbywać się będą zawody. Zrzucamy auta z lawety, szybki przegląd, czy wszystko jest OK i do pracy. Sobota to przede wszystkim praca z mechanikami nad ustawieniem auta. Potem kwalifikacje do niedzielnych zawodów i praktycznie od razu hotel. Szybka kolacja, dużo snu i od 8 w niedzielę jesteśmy znów na torze. Od rana, w przerwach między przejazdami treningowymi, mam czas dla mediów, gości zaproszonych przez sponsorów oraz na sesję z autografami dla fanów. Potem już tylko zawody, pakowanie sprzętu i do domu. Przeważnie z zawodów jadę prosto do pracy.

JL**: Bardzo intensywnie, jestem pełen podziwu. Chcesz coś powiedzieć na koniec?**

G. Hypki: Oczywiście! Zapraszam wszystkich na nadchodzący sezon Driftingowych Mistrzostw Polski. Mam nadzieję, że dzięki naszym sponsorom – Valvoline, RallyShop.pl oraz AMZ, będziemy mogli Wam pokazać, co znaczy prawdziwy drift.

od 12 lat
Wideo

Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty