Grozi plajta

Nowe, wyższe opłaty za przejazd ciężarówkami po autostradach w Niemczech dobijają naszych przewoźników. Wielu z nich sądzi, że może nie wytrzymać do następnego roku.

- Tak złego roku nie pamiętam, a pracuję w branży od 10 lat - mówi Barbara Prątkowska, właściciel firmy spedycyjnej z Olsztyna. - Pod koniec roku zawsze są żniwa przewoźników. Teraz żniw nie było.

Przewoźnicy mają prawo do narzekań. Niski kurs euro spowodował, że naszym eksporterom przestaje się opłacać wysyłać swoje produkty do Europy. W dodatku w tym roku świąteczny import, na który transportowcy zawsze mogli liczyć, zawiódł. Do tego dochodzą niskie stawki za fracht i wciąż rosnąca konkurencja.

Sytuację przewoźników pogorszył jeszcze fakt, że od 1 stycznia, po półtora roku przerwy, Niemcy wprowadzili opłaty drogowe za korzystanie z autostrad. Myto dotyczy ciężarówek. Według wyliczeń specjalistów, za przejazd przez całe terytorium naszego zachodniego sąsiada 40-tonowej ciężarówki będzie trzeba zapłacić dodatkowo około 200 euro.

- Czyli około 800 złotych - oblicza Lucjan Zawada, przewoźnik z Bartoszyc. - Jeśli firma ma 10 ciężarówek i jeżdżą one co tydzień do Niemiec, to sumując wszystkie opłaty wychodzi dodatkowo ponad 30 tys. złotych. A to już kwota niebagatelna. Żeby pokryć takie wydatki, trzeba będzie podnieść koszt usług, a na to zleceniodawcy, z którymi mamy podpisane długoterminowe umowy, wcale nie muszą się zgodzić.

Wprowadzenie myta w Niemczech może być ostatnim gwoździem do trumny, szczególnie dla małych przedsiębiorstw przewozowych.

- Ci, którzy mają, na przykład, jeden samochód, prawdopodobnie będą musieli pożegnać się z zawodem, chyba że sami siądą za kółkiem, sami poprowadzą księgowość itd. — mówi Barbara Prątkowska. - Więksi wcale nie będą mieli dużo lepiej. Sytuacja zmusi ich do cięcia kosztów przez redukcję płac, obniżanie wydatków na administrację i sprzedaż taboru. Będzie się jeździć po kosztach, ale tak długo wytrzymać się nie da.