Dla jasnowidza nie ma większego blamażu niż niesprawdzona przepowiednia. Znany jest przypadek wróżbity, który przewidział datę swojej śmierci, a potem popełnił samobójstwo, byle tylko proroctwo się spełniło. Projektanci samochodów też muszą czytać z fusów. Niestety, nie mogą tak łatwo jak ów desperat sprawić, by wydarzenia ułożyły się po ich myśli.

Samochody przyszłości narodziły się, kiedy ludzie jeszcze naiwnie wierzyli w potęgę cywilizacji. Elektrownie atomowe obiecywały prawie nieograniczone źródło energii, a wystrzelony w kosmos "Sputnik" podróże do gwiazd. Sensacyjne wiadomości o widywanych tu i ówdzie latających spodkach rozpalały wyobraźnię. Czasopisma pokroju "Młodego Technika" przesycone były doniesieniami o

wynalazkach czyniących życie lepszym. Snuto wizje metropolii najeżonych drapaczami chmur i poprzecinanych wielopoziomowymi autostradami. Auta, jakie miałyby po nich jeździć, wyobrażano sobie z równym rozmachem.
Dynamiczne, wydłużone kształty przypominające kadłub samolotu. Stateczniki jak w rakietach. Szklane kopuły podobne kabinom myśliwców. I wolant zamiast kierownicy. Futurystyczne samochody lat 50. wyglądały, jakby spod krawężnika miały wystrzelić w chmury. Czyniono próby zastosowania w nich silnika turbinowego, a w dalszej perspektywie poważnie rozważano użycie napędu

atomowego. We wnętrzach królowała automatyka. Cadillac Cyclone z 1959 roku miał odsuwane za naciśnięciem guzika drzwi, chowany, przezroczysty dach i radar ostrzegający o przeszkodach. Podobnie jak wcześniejszy Firebird III mógł jechać "na automatycznym pilocie" wzdłuż zatopionego w nawierzchni drutu wysyłającego sygnał. W praktyce nie wszystko działało perfekcyjnie. Twórca i szef biura stylistycznego General Motors, Harley Earl przez wiele lat jeździł zaprojektowanym przez siebie Buickiem Le Sabre. Tylko on i mechanicy wiedzieli, ile wysiłku kosztowało utrzymanie auta w pełnej sprawności. Liczne gadżety zawodziły, na czele z dachem automatycznie zamykającym się na deszczu. Lecz obwożony po

całym świecie Le Sabre należycie wypełniał swoje zadanie. Przynosił ekscytującą wizję techniki-opiekunki i przewodniczki człowieka.
Obecni projektanci są pewni, że umieją znacznie lepiej wymyślać samochody. Wiedzą co to aerodynamika, ergonomia, ekologia. Są ostrożniejsi. Le Sabre z 1951 roku zapowiadał modele na rok 1960. Współczesne "concept cars" nie wybiegają tak daleko naprzód. Nawet przedstawiając ambitne projekty ani Giugiaro, ani Bertone nie twierdzą: odsłaniamy przed wami jutro! Mówią raczej: ten samochód jest inny od współczesnych, ale czy lepszy oceńcie sami. Odżegnują się od roli proroków. Wolą być badaczami i eksperymentatorami.
Dlatego chociaż niesprawdzone wróżby są godne politowania, warto docenić wysiłek wizjonerów sprzed lat. Byli odważni. Skakali na głęboką wodę, choć dopiero uczyli się pływać.
Strefa Biznesu - inwestycje w samochody klasyczne
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?