Gdy wybieramy samochód zwracamy uwagę na jego sylwetkę, a przecież jeżdżąc, częściej oglądamy go od środka.

Projektując tablicę rozdzielczą konstruktorzy stają przed dylematem żony zazdrośnika: co zrobić, żeby się podobała, ale nie wzbudzała nadmiernego zainteresowania? Wskaźniki i przełączniki nie powinny odwracać uwagi kierowcy. “Zegary" mają być czytelne, a przyciski, dźwignie i pokrętła łatwe w obsłudze. Fetyszem dla specjalistów od wnętrz jest

ergonomia. To nauka o zasadach i sposobach dostosowania urządzeń technicznych do wymogów i ograniczeń ludzkiego ciała i ducha. Czy gdyby ściśle trzymać się jej wymagań można byłoby opracować jedną, doskonałą tablicę rozdzielczą i montować ją we wszystkich samochodach na świecie? Raczej nie. Główną przeszkodą byłoby to, co najtrudniej zmierzyć: temperament i gust różnych kierowców.
Dlatego oprócz inżynierów wiele do powiedzenia mają styliści. Raz przewagę zdobywają jedni, raz drudzy. Fiat Multipla z kipiącą masą bulwiastych wskaźników, pokręteł i wylotów wentylacji to przykład przerostu formy nad treścią. Z kolei bardzo poprawne, smętne wnętrze Golfa V mogło

zrodzić się tylko w umyśle wypranym z wyobraźni. Co z tego, że wszystko jest pod ręką skoro wskaźniki napawają smutkiem jesiennego półmroku.
Niezbędny zestaw wskaźników jest skromny. Obejmuje prędkościomierz, obrotomierz, wskaźnik temperatury cieczy chłodzącej i miernik ilości paliwa. W tanich autach często rezygnuje się z obrotomierza. Najważniejszy jest licznik prędkości. Jak uczy ergonomia powinien zajmować centralne miejsce i być największym ze wskaźników. Pod tym

względem idealnie jest w Mercedesie klasy E. W nowej Micrze na samym środku jest nieduży wskaźnik paliwa. Czyżby sugestia, że autko ma apetyt i może mieć chętkę na dolewkę wcześniej niż się spodziewasz?
Właściwie najwygodniej jest, kiedy “zegary" są na wprost kierowcy. Jednak moda podszeptuje, żeby w nietuzinkowych modelach były pośrodku deski. Takie rozwiązanie ma gustowna Lancia Ypsilon czy skłaniający się ku awangardzie Nissan Primera. Paradoksalnie nie jest to wymysł naszych czasów. Wskaźniki między kierowcą, a pasażerem były powszechnie stosowane w początkach motoryzacji.
Później różnie bywało. Brytyjczykom zawdzięczamy wytworną skromność tradycyjnych, okrągłych “zegarów" oprawionych drewnem. Amerykanie tęsknie zapatrzeni w horyzont rozciągnęli deski rozdzielcze na boki i z upodobaniem stosowali płaskie prędkościomierze

taśmowe. Przekonani byli też o wyższości klawiszy nad dźwigienkami i pokrętłami. Francuzom było właściwie wszystko jedno - ważne żeby całość wyglądała dziwnie i była nieczytelna. Japończycy natomiast udowadniali, że nie ma to jak wskaźniki elektroniczne i tablica przypominająca wnętrze statku kosmicznego.
Pragmatyzm i elegancja przyznały rację zwolennikom prostych, analogowych zegarów. Takich jakie od zawsze były w wozach sportowych. Niemniej w dobie indywidualizmu odstępstwa od reguły są mile widziane. Citroen C3 ma elektroniczny prędkościomierz umieszczony w oprawie inspirowanej Art Deco. Alfa Romeo 147 intryguje głęboko osadzonymi zegarami, a Lancia Thesis zachęca do relaksu tablicą płynnie przechodzącą w obicie drzwi. Samochody studialne zapowiadają zwrot od nadmiaru do umiaru. Potrzeba coraz mniej urządzeń, bo coraz więcej funkcji jest sterowanych automatycznie. Czy kiedyś zniknie też kierownica?
Rajd Pojazdów Zabytkowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?