
Gdy ich samochody mkną ulicami, nie sposób nie zwrócić na nie uwagi. Oni lubią się wyróżniać. Nie kryją jednak, że to kosztowna pasja. Ale zarazem frajda warta wydatków. Mowa o entuzjastach tunningu z powiatu chrzanowskiego, skupionych w Departamencie Tunningu Małopolska, kilkunastoosobowej grupie, na razie działającej nieformalnie. Spotykają się raz na miesiąc na chrzanowskich Kątach, czasem — raz na dwa tygodnie. Wspólnie jeżdżą na zloty podobnych do nich pasjonatów liftingu. Jak łatwo zgadnąć, dominuje wtedy jeden temat — tunning. Zarówno ten wizualny, jak i mechaniczny.
— Każde auto seryjnie produkowane można poddać tunningowi i zrobić z niego pojazd inny niż samochody, które razem z nim zjechały z taśmy. Przyjemnie jeździ się autem, które wygląda inaczej — przekonują moi rozmówcy.
W oczy rzuca się przede wszystkim ten pierwszy, czyli tunning wizualny — przyciemnione szyby, założone lotki czy brewki, spojlery, inne lampy, sportowy wydech, aluminiowe felgi. Są tacy, którzy decydują się też na ozdabianie karoserii malunkami. Te wykonywane ręcznie kosztują dużo (minimum 1500 zł), dlatego niektórzy zadawalają się niedrogimi naklejkami.