"Człowiek w białym kombinezonie". Historia Stiga - FRAGMENTY

(ip)
Fot. Insignis Media
Fot. Insignis Media
Zapraszamy do przeczytania fragmentu biografii Bena Collinsa, kierowcy który przez kilka lat pełnił funkcję legendarnego Stiga z programu "Top Gear". Książka pojawi się w księgarniach już 15 czerwca. Już wkrótce na naszym portalu pojawi się konkurs, w którym do wygrania będzie ta książka - więcej informacji w poniedziałek.

Zapraszamy do przeczytania fragmentu biografii Bena Collinsa, kierowcy który przez kilka lat pełnił funkcję legendarnego Stiga z programu "Top Gear". Książka pojawi się w księgarniach już 15 czerwca.**Już wkrótce na naszym portalu pojawi się konkurs, w którym do wygrania będzie ta książka - więcej informacji w poniedziałek.**

Rozdział 1
Przesłuchanie

Fot. Insignis Media
Fot. Insignis Media

Pojedyncze promienie słońca, przenikające przez baldachim z drzew, przecinały wilgotną nawierzchnię jezdni. Liście uciekały spod wirujących kół. Miałem jeszcze sporo czasu, ale z takiej jazdy warto czerpać przyjemność - dlatego wrzuciłem następny bieg i podkręciłem muzykę.

Zawieszenie zadrżało, kiedy mocno przyhamowałem na zniszczonym asfalcie i wszedłem w długi, ostry wiraż. Samochód robił swoje, lecz ja, jak zwykle, myślami byłem gdzie indziej. Czy to aby na pewno był dobry pomysł? Kim jest facet, z którym mam się spotkać? No i gdzie, do diabła, odbędzie się to spotkanie?

**CZYTAJ TAKŻE

Stig to... Schumacher?Stig z Top Gear w Polsce!

**

Zerknąłem na skomplikowane wskazówki dotyczące trasy i zorientowałem się, że dojeżdżam do punktu, w którym szosa przechodzi w ślepy zakręt - gdzieś w tym miejscu powinien być mój zjazd. Zwolniłem, upewniając się, czy coś nie nadjeżdża z naprzeciwka, po czym skręciłem na nieutwardzoną, pozbawioną jakichkolwiek oznaczeń drogę.
Kciukiem lewej ręki wciskałem przycisk na dźwigni ręcznego hamulca, bawiąc się myślą o obróceniu samochodu o 180 stopni. Dotarłem na szczyt łagodnego wzniesienia, z którego roztaczał się szeroki widok na okolicę. Tuż obok pastwiska z owcami usytuowany był strzeżony wjazd. Znajdował się metr bez czterech centymetrów na prawo od zupełnego pustkowia.

Gdy zatrzymałem się przed bramą, pilnujący wjazdu strażnik zerwał się na równe nogi, rozlewając przy tym herbatę. Wyłonił się ze swojej budki i podszedł do okna samochodu.
-Czy wie pan, dokąd pan jedzie?
-Tak - skłamałem.
-Z kim ma się pan spotkać?
To było już trudniejsze pytanie, ale jakoś sobie poradziłem.
-No, w porządku. Tylko proszę pamiętać: mamy tu ruch jednokierunkowy.
Otoczył mnie ogrom przestrzeni - bezchmurne niebo, trawa, beton i lotnisko. Droga na wprost wiodła w kierunku starego samolotu pasażerskiego DC3. Ja natomiast skierowałem się w prawo, po nawierzchni ze spękanego betonu. Minąłem budynek biurowy, tkwiący pośród chaotycznego zbiorowiska wielkich magazynów z zielonej blachy. Zjechałem po rampie i znalazłem się na placu tranzytowym przed hangarem, który wielkością górował nawet nad blaszanymi magazynami. Po drugiej stronie placu, na skraju lotniska, stała popadająca w ruinę buda, na której dostrzegłem nabazgrany napis "Produkcja". W pół drogi do owej budy zaparkowany był odrzutowiec pionowego startu Harrier.
Wyglądało na to, że dotarłem do "studia". Czasu było coraz mniej, więc ruszyłem w tamtym kierunku.
Na płaskim jak stół bilardowy lotnisku połacie starannie utrzymanej zieleni okalały asfaltowe pasy startowe. W szarej mgle nie byłem w stanie dostrzec niczego, co przypominałoby jakikolwiek tor. W oddali niewyraźna, srebrzysta linia drzew oddzielała ziemię od pogodnego błękitnego nieba.

W czasach swojej świetności lotnisko musiało tętnić życiem - najpierw podczas drugiej wojny światowej, a także potem, gdy zmieniono je w poligon doświadczalny dla Harrierów. Kiedy stałem tam owego cichego poranka, wydawało mi się, że wciąż słychać przekomarzania pilotów, wdrapujących się w pośpiechu do swoich maszyn. Współcześnie jednak miejsce to przypominało raczej Krainę, o której zapomniał czas. Okolicę zaścielały przeżarte rdzą panele kontrolne. Sypiące się betonowe konstrukcje wojskowych kwater rywalizowały o przestrzeń z opuszczonymi hangarami i ozdobionymi kamyczkowym tynkiem architektonicznymi koszmarami rodem z lat siedemdziesiątych. Złożyłem jeszcze obowiązkową przedmeczową wizytę w miejscowej toalecie. Na ścianie widniały dwa świeże malunki, z których pierwszy zachęcał, aby "Pieprzyć Jere­my’ego Clarksona", natomiast drugi informował, że "Richard Hammond to". Niestety, naścienny pean na cześć Hammonda nie został ukończony. Roześmiałem się głośno, a mój śmiech przetoczył się echem po pustym korytarzu. Poczułem się jak wariat.
(…)
Wskoczyłem na fotel kierowcy i zapiąłem pasy. Z piankowego fotela nie było wiele pożytku: siedziałem w nim za bardzo wyprostowany i zbyt blisko kierownicy. Przesunąłem go do tyłu, żeby zrobić sobie nieco miejsca na nogi, podniosłem wyżej kierownicę i usunąłem spod nóg dywanik. Szybki rzut oka na układ sterowania i już wiedziałem, że do dyspozycji mam pięciobiegową, manualną przekładnię i całkiem solidny pedał hamulca.
Na desce rozdzielczej odnalazłem przycisk kontroli trakcji i wyłączyłem ją, by z silnika o pojemności 1,6 litra móc wykrzesać maksymalne, nieograniczone elektronicznym kagańcem przyspieszenie. Planowałem najpierw nauczyć się trasy, wykonując kilka rozpoznawczych okrążeń, a dopiero potem pokonać tor z szybkością pocisku.
(…)
Złapałem za dźwignię zmiany biegów i wrzuciłem jedynkę, rozkręcając jednocześnie silnik do przyzwoitych 4000 obrotów. Ramię Andy’ego opadło, a ja nie zamierzałem tkwić w miejscu i pytać. Puściłem sprzęgło, autem szarpnęło do przodu, a koła zawirowały i zaszurały o nawierzchnię toru.
"Następnym razem… trochę niższe obroty…"

Samochód wydawał się maleńki w porównaniu z szerokim pasem startowym. Zbliżyłem się do pierwszego zakrętu, ustawiając się przy zewnętrznej prawej krawędzi, a następnie przeciąłem tor skręcając w lewo i do ostatniej chwili odwlekając hamowanie.

Gdy już wcisnąłem hamulec, natychmiast wtrącił się ABS i pedał zmienił się w rozedrganego gofra. Przednie opony Focusa buntowały się nieprzerwanie. Minąłem wierzchołek łuku o całe kilometry, za co zapłaciłem utratą prędkości na krótkiej prostej, na której się następnie znalazłem. Tak czy owak, wcisnąłem gaz do dechy.
Opony zawyły z bólu, a słodka, silikonowa woń nowych tworzyw, którą do tej pory wyczuwało się w kabinie, ustąpiła miejsca zapachowi palonej gumy.

Wyjechałem z kanału deszczowego i przygotowałem się do prostego, oznaczonego jedynie białą linią skrętu w lewo, podczas gdy przez silnik Forda przelała się spiętrzona fala momentu obrotowego. Nie musiałem zdejmować nogi z gazu, kiedy pędziliśmy w kierunku kolejnego zakrętu, wyznaczonego przez zbudowaną z opon ścianę i nazwanego przez Andy’ego Chicago.

Teraz nieco delikatniej nacisnąłem hamulec - przednie opony odwdzięczyły mi się, skręcając we właściwym kierunku z większą gracją. Klepnięciem przestawiłem drążek na dwójkę i stopniowo wyszedłem z fazy półsprzęgła, pozwalając, aby moment obrotowy hamującego silnika zrobił swoje. Na środku zakrętu odjąłem odrobinę gazu, żeby utrzymać prędkość, po czym ponownie wdepnąłem gaz do dechy.
(...)
Przede mną była krótka, szybka prosta poprzedzająca ostatni zakręt; przyszło mi do głowy, że pewnie udałoby mi się go pokonać, nie używając przy tym hamulców. Musnąłem jednak pedał i kiedy przód samochodu stracił przyczepność, zaś po zewnętrznej, na porośniętym trawą poboczu ukazał się Andy, byłem zadowolony z tej decyzji.
Spodnie Andy’ego ponownie pofałdowały się w okolicy kostek, kiedy pochylił się i wbił we mnie swój kamienny wzrok.
Przejechałem linię startu, a on stanowczym ruchem wyłączył stoper.
Podjechałem do niego i opuściłem szybę.
-Co o tym myślisz? - zapytał.
-Myślę, że teraz już wiem, jak wygląda tor. Jaki czas mam poprawić?
-Nie podam ci czasów.
-Co? Nawet moich własnych?
-Nie. Ale stary Stig był tu dość szybki. Znał to miejsce jak własną kieszeń. Możesz pojechać trochę szybciej?
-Oczywiście. To był dopiero mój pierwszy przejazd.
Zza bocznego lusterka wyłonił się obłok dymu. Pociągnięcie nosem upewniło mnie, w czym tkwił problem.
-Przepraszam, ale zdaje się, że właśnie płoną mi hamulce. Za moment będę z powrotem.
Ruszyłem przez lądowisko, żeby schłodzić klocki hamulcowe i ocenić sytuację. To wszystko nie przypominało żadnej z sesji kwalifikacyjnych, jakie zaliczyłem w przeszłości. Reguły zdawały się zmieniać z minuty na minutę. (…)

Ben Collins "Człowiek w białym kombinezonie. Stig, Le Mans i moje życie na wysokich obrotach"

Przekład: Michał Strąkow
© 2011 Insignis Media, www.insignis.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone.

Książka "Człowiek w białym kombinezonie. Stig, Le Mans i moje życie na wysokich obrotach" pojawi się w księgarniach już 15 czerwca, a jej premierę uświetni przyjazd samego autora. Ben Collins nie tylko udzieli wywiadów, ale również spotka się z czytelnikami i fanami w warszawskim Empiku Junior przy ul. Marszałkowskiej, 16 czerwca (czwartek) o godzinie 17.00. Podczas spotkania odpowie na pytania publiczności i podpisze egzemplarze swojej książki. Zapraszamy!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej. Budowa w Żukowie (kwiecień 2024)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty