Chudy rok, czy chude lata?

Krzysztof Gołata
Fot. Maciej Pobocha: Sprzedaż nowych aut może spaść do 150 tys. sztuk
Fot. Maciej Pobocha: Sprzedaż nowych aut może spaść do 150 tys. sztuk
Jeżeli Toyota ogłasza, że po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat odnotuje stratę operacyjną (rok finansowy kończy się z końcem marca 2009 r.), to nikt nie powinien mieć złudzeń odnośnie głębokości kryzysu w światowej motoryzacji.

Jeżeli Toyota ogłasza, że po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat odnotuje stratę operacyjną (rok finansowy kończy się z końcem marca 2009 r.), to nikt nie powinien mieć złudzeń odnośnie głębokości kryzysu w światowej motoryzacji.

Fot. Maciej Pobocha: Sprzedaż nowych aut może spaść do 150 tys. sztuk
Fot. Maciej Pobocha: Sprzedaż nowych aut może spaść do 150 tys. sztuk

 

Jeszcze rok temu Japończycy przewidywali, że ich zyski przekroczą 6 mld dolarów. Świadczy to nie tylko o skali problemu, ale także o tym, że zaskoczył on nawet największych i najmocniejszych graczy na motoryzacyjnym rynku.

 

Jeżeli sprawdzi się czarny scenariusz, to rok 2009 będzie najgorszym rokiem dla polskiej motoryzacji od niepamiętnych czasów. Pesymiści twierdzą, że sprzedaż nowych aut może zmniejszyć się nawet o połowę, czyli spaść do niewiele ponad 150 tys. samochodów. W 2005 roku kupiliśmy 235 tys. nowych aut i wszyscy zgodnie twierdzili, iż był to najgorszy rok dla polskiej motoryzacji.

 

Rok 2009 ma być jeszcze gorszy, chociaż pierwsze tygodnie ukryją prawdę (trwać będzie wyprzedaż rocznika 2008). Rządy państw Unii Europejskiej i rząd Stanów Zjednoczonych zastanawiają się, jak pomóc producentom samochodów, w jaki sposób zrekompensować ich straty, jak zachęcić ludzi do kupowania nowych samochodów.

 

W tym samym czasie nasz rząd podejmuje decyzję o zwiększeniu akcyzy na samochody z silnikiem o pojemności powyżej 2,0 l.  Ta kura nie znosi już złotych jajek. Ona już ledwie dyszy. Rząd zdaje się tego nie dostrzegać i ustami swoich przedstawicieli mówi, że nie będzie podejmował żadnych działań. Kryzys nie jest tak groźny w skutkach, jak brak reakcji ze strony decydentów.   

 

Tradycyjnie już dobre informacje napływają z urzędniczych gabinetów, w których trwają negocjacje w sprawie budowy kolejnych odcinków autostrad. Wydaje się, że nie ma już żadnych formalnych przeszkód, aby wybudować 100-kilometrowy odcinek z Nowego Tomyśla do Świecka i połączyć się z zachodnim systemem autostrad. Nie uda się tego zrobić w ciągu roku. Na etapie negocjacji autostrada A2 "dochodzi" już do Warszawy, a A1 do Pyrzowic. Optymiści przewidują, że prace rozpoczną się już 2009 roku.

 

O autostradach powinniśmy pisać zawsze podsumowując rok: ile kilometrów udało się wybudować. W plany wierzy już niewielu. Kryzys ekonomiczny może utrudnić dostęp do pieniędzy na inwestycje, których zdobycie dotychczas - ponoć - nie stanowiło problemu. Jednak im dłużej budujemy, tym robimy to drożej. Niecałe 100 km ze Strykowa do Warszawy ma kosztować ok. 1 mld euro.  

 

Jeszcze w połowie 2008 r. aktualne było pytanie: kiedy cena baryłki ropy przekroczy 200 dolarów, a za litr paliwa zapłacimy 6 zł. Po sześciu miesiącach pytamy: kiedy cena baryłki spadnie poniżej 30 dolarów. Jednak to, co dobre dla kierowców nie musi być dobre dla gospodarki.

 

Gwałtowny spadek cen ropy naftowej na świecie jest jednym z pierwszych symptomów zbliżającej się recesji. OPEC (organizacja państw eksportujących ropę naftową) chce ograniczyć wydobycie, aby zahamować spadające ceny. Jedność eksporterów może być trudna do utrzymania w sytuacji, gdy funkcjonowanie każdego z nich jest silnie uzależnione od wpływów ze sprzedaży tego surowca. Świat zużywa dziennie ok. 86 mln baryłek ropy naftowej.

 

Latem 2008 r. skutki wysokich cen ropy naftowej niwelował silny złoty. Obecnie dolar jest o prawie 50 proc. droższy, ale na stacjach benzynowych jest tanio jak dawno nie było. Nic nie wskazuje na to, że sytuacja w najbliższych miesiącach ulegnie gwałtownej zmianie.

W branży motoryzacyjnej, ale nie tylko, fundamentalne pytanie brzmi: jak długo potrwa kryzys? Pytanie, na które nikt nie zna odpowiedzi.  

Fot. Jacek Babicz
Fot. Jacek Babicz

 

Aureliusz Mikos, ekspert rynku motoryzacyjnego

 

W sytuacji niepewności niechętnie bierzemy kredyty i mniej wydajemy. Będziemy odkładać decyzje o zamianie samochodów na nowe i wydłuży się czas użytkowania dotychczasowych, np. nie do 5 lat, lecz do 7 lat. Te 2 dodatkowe lata to jest czas, który może być kryzysem w motoryzacji, ponieważ zmniejszy się sprzedaż nowych samochodów, która przełoży się ponadto na mniejsze wydatki na części, serwis, akcesoria, paliwo. Po 2-3 latach samochody dotychczas użytkowane się zestarzeją i zaczniemy znowu kupować.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty