Blitzen Benz. Techniczna awangarda sprzed ponad 100 lat

Motofakty.pl
Ani samolot, ani pociąg nie były w stanie zbliżyć się do prędkości 228 km/h uzyskanej w kwietniu 1911 r. przez auto Benza prowadzone przez Boba Burmana. Ten wynik przetrwał niepobity przez kolejne osiem lat.

Jest wiele silników o niepowtarzalnym czy wręcz uzależniającym brzmieniu. Trudno przejść obojętnie obok dźwięku chłodzonego powietrzem sześciocylindrowego boksera napędzającego niegdyś Porsche 911, widlastej „ósemki” Dodge’a Challengera 440 R/T z filmu „Znikający punkt” czy 2.3 V8 kryjącego się pod długą maską Alfy Romeo 8C. Chyba tylko osoby o najbardziej bujnej wyobraźni są sobie w stanie wyobrazić odgłos pracy czterocylindrowego silnika o pojemności dwudziestu jeden i pół litra (!), który napędzał ciemnoniebieski pojazd z wielkimi, szprychowymi kołami krążący w grudniu 1913 r. i w styczniu roku następnego po słynnym torze Brooklands w Anglii.

Fot. Daimler
Fot. Daimler

Na zdjęciach widać, że rura wydechowa przymocowana z zewnątrz do odkrytego nadwozia jest gruba jak blaszany komin – według niektórych źródeł była to rzeczywiście rura od piecyka! Jakie dźwięki słyszeli mechanicy czuwający nad sprawnością samochodu i chronometrażyści rejestrujący czasy kolejnych przejazdów? Jak ich uszy zniosły piekielny, co do tego nie mam wątpliwości, hałas wytwarzany przez monstrualną maszynerię, gdy przy 1600 obr./min osiągała swą moc maksymalną: dwieście koni mechanicznych?

Karl Benz, jeden z ojców motoryzacji, doceniał rolę wyczynu sportowego w promocji swoich samochodów. Już słynny Velo, pierwszy z seryjnie produkowanych automobilów Benza, uczestniczył w wyścigach, ale w miarę jak rosła konkurencja, stało się oczywiste, że trzeba zadziwić świat czymś absolutnie niezwykłym. Na przykład przekroczeniem 200 km/h. Odpowiedni sygnał dał w początkach 1909 r. Julius Ganss, członek zarządu firmy Benz & Cie. Jako punkt wyjścia miał posłużyć 150-konny Benz Grand Prix zbudowany specjalnie do wyścigów. Zastosowany został sposób wówczas najskuteczniejszy: zwiększono pojemność skokową silnika. Rozwiercenie cylindrów o trzy centymetry przyniosło jej wzrost o przeszło sześć litrów. Zmierzono moc 184 KM. Kilka drobnych modyfikacji wywindowało ją do równych 200 KM.

W pierwszym starcie inżynier Fritz Erle wygrał w cuglach samochodowy sprint we Frankfurcie i zdobył nagrodę Wielkiej Księżnej Hesji. Niebawem za kierownicą auta siadł fabryczny kierowca Victor Hémery. Pokazał, co potrafi. Ósmego listopada 1909 r. na torze Brook-
lands osiągnął na dystansie jednej mili ze startu lotnego czas 31,326 s. Odpowiadało to prędkości 202,7 km/h. Bariera pękła! Pod koniec 1909 r. rekordowy samochód wrócił do warsztatów Benza w Mannheim. Ekipa pod kierunkiem Fritza Erle i Hémery’ego poświęciła zimę na przygotowanie nowego, aerodynamicznego nadwozia. W wąskim kadłubie kierowca i jego pomocnik ręcznie pompujący paliwo do gaźnika ledwie mieścili się obok siebie. Przerobiono też chłodnicę, którą wieńczył teraz duży zbiornik wyrównawczy w kształcie dzioba drapieżnego ptaka. Auto uzyskało dynamiczny, groźny wygląd. Z kilkoma udoskonaleniami i nowym wyglądem załadowano je na statek płynący do USA.

Zobacz także: Testujemy miejski model Volkswagena

Fot. Daimler
Fot. Daimler

Tu na ekipę Benza czekała nieoczekiwana i atrakcyjna oferta. Nowojorski biznesmen Ernie Moross chciał kupić rekordowego Benza i zorganizować wiele pokazowych prób szybkości z udziałem największej wówczas gwiazdy amerykańskich torów Barneya Oldfielda. Proponował dobrą cenę. Samochód miał podbijać Amerykę jako „Lightning Benz” (Benz Błyskawica). Oldfield siadł za kierownicą i 17 marca 1910 r. w Daytona Beach na Florydzie „z marszu” wykręcił 211,97 km/h. Wynik nie został jednak uznany za oficjalny rekord świata, bo osiągnięto go w jednym przejeździe, podczas gdy przepisy AIACR, poprzedniczki FIA, wymagały dwóch przejazdów w przeciwnych kierunkach. Pokazy z udziałem Oldfielda ściągają tłumy widzów patrzących z podziwem na człowieka, który poskramia ryczącą i wzniecającą tumany kurzu mechaniczną bestię. Na jej nadwoziu widnieje teraz napis „Blitzen Benz” i czarny niemiecki orzeł. Moross uznał, że europejskość samochodu lepiej się sprzedaje…

Wkrótce jednak Oldfield zostaje zdyskwalifikowany za udział w „niesportowych” wyścigach i jego miejsce za kierownicą Blitzen Benza zajmuje Bob Burman, były kierowca Buicka. W kwietniu 1911 r. winduje rekord szybkości na dystansie jednego kilometra do 228 km/h. Ani samolot, ani pociąg nie były w tamtych czasach zdolne, by zbliżyć się do tego wyniku! Przetrwał do 1919 r. W kierowanym przez Fritza Erle dziale testów i sportu fabryki Benza w Mannheim powstało sześć samochodów z błyskawicą w herbie. Blitzen Benz numer dwa także trafił do Ameryki i kilkakrotnie rywalizował w zawodach ze starszym bratem. Czwarty został zbudowany w 1912 r., przetrwał wojnę i w pierwszych wyścigach czasów pokojowych zyskał przezwisko „babcia”, bo na tle nowszych konstrukcji wyglądał archaicznie. Dziś jest ozdobą zbiorów muzeum Mercedesa-Benza w Stuttgarcie. Piąty Blitzen Benz trafił w 1913 r. do Hiszpanii. Szóstego kupił pewien Belg z Gandawy – dziś jest własnością kolekcjonera z USA.

[page_break]

A

Fot. Daimler
Fot. Daimler

Blitzen Benz numer trzy? To właśnie od niego zaczęła się ta opowieść. Jego budowę ukończono w 1912 r. i początkowo startował nim w wyścigach górskich Fritz Erle. Potem kupił samochód Lydston Granville Hornsted, brytyjski diler Benza i doskonały kierowca. Po przeróbkach i przemalowaniu nadwozia na kolor niebieski rozpoczął w Brooklands serię prób prędkości. Nie miał tam szans na pobicie rekordu Burmana, więc skupił się na innych kategoriach. Na przykład na dystansie kilometra ze startu stojącego uzyskał średnią 118,8 km/h. Tylko pozornie jest to mało. W czerwcu 1914 r. na dystansie mili ze startu lotnego osiągnął średnią z dwóch przejazdów 199,71 km/godz. Nikt przed Hornstedem nie jechał po torze Brooklands tak szybko!

Pozostaje wyzbyć się poczucia wyższości, które wielu z nas towarzyszy podczas spoglądania na archiwalne zdjęcia. Samochody sprzed lat może i były pokraczne, ale ówcześni kierowcy byli nie mniejszymi asami kierownicy niż Vettel czy Alonso. Prowadzili samochody na wąskich i mało przyczepnych oponach, praktycznie pozbawione hamulców, zmagali się z nieprecyzyjnym, ciężko pracującym układem kierowniczym i zawodnymi silnikami. Strefy zgniotu, pasy bezpieczeństwa, kaski czy ognioodporne kombinezony? Wtedy nikt o tym nie myślał. Chylmy więc czoła przed odwagą mistrzów sprzed stu lat.

Pionierzy sportu motorowego

Fot. Daimler
Fot. Daimler

We współczesnym motorsporcie bezpieczeństwo jest najważniejsze. Kierowcy mają obowiązek noszenia niepalnej odzieży i atestowanych kasków, przytwierdzają się do wzmacnianego fotela wielopunktowymi pasami, a otaczają ich rozbudowane klatki ze stalowych rur oraz inne struktury absorbujące energię ewentualnych uderzeń. Przed laty wszystko wyglądało inaczej. Konstrukcja samochodów była podporządkowana osiągom, a o bezpieczeństwie nikt nie myślał. Narażeni byli zarówno kierowcy, jak kibice stojący tłumnie tuż przy nitce asfaltu.

Konsekwencją były tragiczne wypadki. Jeden z najbardziej spektakularnych wydarzył się na autostradzie pod Frankfurtem. Auto Union prowadzone przez Bernda Rosemeyera opuściło drogę przy ponad 400 km/h, a kierowca wypadł z kokpitu i został znaleziony około 100 m od trasy. Poważną rozmowę na temat kwestii bezpieczeństwa zapoczątkował wypadek w Le Mans z 1955 r. Zginęły w nim 83 osoby, a przeszło sto odniosło obrażenia. Szok był tak wielki, że w wielu krajach zakazano wręcz organizowania wyścigów, a Mercedes, którego samochód wziął udział w wypadku, na lata wycofał się z motorsportu. Victor Hémery (na zdjęciu po lewej) miał szczęście. Przeżył szalony okres pogoni za prędkością.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Otwarcie sezonu motocyklowego na Jasnej Górze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty