Auto dla ministra

Mieczysław Teer
fot. archiwum
fot. archiwum
Zachwycały mnie w swoim czasie prasowe relacje o wypadku, którego sprawca ukrywany był pod nikomu nic nie mówiącym określeniem „Sławomir W., syn byłego prezydenta RP”. Posłużę się dziś tym samym grepsem.

 

fot. archiwum
fot. archiwum

Popularny piosenkarz, znakomity perkusista, znany dziennikarz motoryzacyjny i świetny kierowca rajdowy Andrzej D. miał wypadek. Zderzył się mianowicie z betonową szykaną, ustawioną przez Ministra Finansów w ustawie o VAT.

Osobiście wdzięczny jestem dozgonnie ustawodawcom, którzy wyprodukowali ten akt prawny, z wszystkimi jego wilczymi dołami, wnykami i pułapkami, przemyślnie zastawionymi na obywateli, gdyż zapewnili mi łatwy grosz na wiele miesięcy. Andrzej D. powodów do wdzięczności ma jakby nieco mniej. Nabył bowiem w Niemczech lekko bitą w drzwi Almerę pięknie wyposażoną, w niedostępnej u nas wersji silnikowej. Auto miało wprawdzie tylko 7 miesięcy i 6090 km na liczniku, ale już trzech właścicieli: jakąś firmę, potem jej pracownika, potem zaś komis, do którego zawitał Andrzej D. Samochód kupił, zapłacił, ale, rozemocjonowany, nie dopilnował, by w fakturze wpisano faktyczny stan licznika co do kilometra. Wpisano 6000 km... 

 

Szczęśliwy (na razie) nabywca przywiózł wóz do kraju i rozpoczął mozolną procedurę rejestracyjną, spełniając oczekiwania już to celników, już to ministra infrastruktury. Sama ta droga przez mękę, na jaką skazują nasi urzędnicy osoby, który przywożą auto zza granicy, warta jest nie jednego lecz kilku felietonów. Urzędnicy Wydziału Komunikacji ze wzgardą odrzucili na przykład świadectwo, iż pojazd spełnia normę Euro 3, żądając zaświadczenia, że mieści się w normie... Euro 2, starszej i mniej rygorystycznej.

 

Nie takie kręciołki zdarzało się jednak pokonywać naszemu mistrzowi kierownicy, więc zaliczył i ten OS i to w całkiem niezłym czasie. Z trasy wypadł dopiero następnego dnia rajdu, kiedy nakazano mu zapłacić podatek VAT. I wtedy dowiedział się, że kupił samochód... nowy.

Andrzej D., choć człowiek renesansu, jest raczej humanistą - nie prawnikiem. Bliższa mu klasyczna, słownikowa definicja terminu nowy "prosto z salonu, nieużywany, niezniszczony" niż radosna twórczość w zakresie leksykologii Ministra Finansów, który orzekł w VAT-owskiej ustawie, że pojazd jest nowy, gdy przejechał nie więcej niż 6 tysięcy kilometrów lub od momentu dopuszczenia go do użytku upłynęło nie więcej niż 6 miesięcy.

Minister uznał więc, że samochód firmy kurierskiej, który przez 5 miesięcy przejechał 50 tysięcy kilometrów jest nowiutki. Nówką jest też dla ministra auto, które przez 40 lat wyrdzewiało do szczętu na parkingu i na liczniku ma równo 6 tysięcy kilometrów.

 

I takiego właśnie nowego auta zamiast używanej służbowej Lancii, życzmy ministrowi Raczce.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej. Budowa w Żukowie (kwiecień 2024)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na motofakty.pl Motofakty